100 piegrzymów na ŚDM przyjęli Anna i Kazimierz Barczyk

admin 2016-07-31

Jak w domu, a może i lepiej. Takiego szwedzkiego stołu nikt z gości się nie spodziewał. Domowe: pasztet, konfitury z porzeczek, borówek amerykańskich i wiśni, ciasto i drożdżówki prosto z pieca, chrzan w wersji wielkanocnej, ogórki małosolne i już sklepowy, ale pyszny, świeżutki chleb, masło, płatki. Do tego soki, wody mineralne, kawa, herbata, a nawet domowe wino...



To wszystko do dyspozycji prawie setki gości z Włoch i jednego z Zambii, których w Zagórzanach przyjmują państwo Anna i Kazimierz Barczykowie. Na stołach w namiocie wszystkie te smakołyki czekały we wtorek już od 7 rano, bo na taką porę goście zażyczyli sobie śniadanie. Niestety nawet w tej bajkowej scenerii nie działa bajkowa zasada ?stoliczku, nakryj się? i ktoś musiał wcześniej te specjały przygotować. Pan Kazimierz pojechał po chleb o 6 rano, ale córka - Asia - jak żartuje - szefowa kuchni, żona Anna - jej zastępczyni i dwoje podkuchennych - synowa Agnieszka i zięć Konrad byli na nogach już od piątej. Na te dni naukowe i zawodowe tytuły stały się nieważne. Spali całe trzy godziny - bo o wpół do drugiej w nocy z wtorku na środę zjawiła się ostatnia grupa pielgrzymów. - Pierwsi przyjechali w poniedziałek o północy, następni w południe, trzecia grupa - wieczorem, a ostatnia właśnie o drugiej nad ranem - wylicza gospodarz. - Mój syn Tomasz pilotował wszystkich po kolei z Gdowa, zajmuje się też logistyką. Pomaga cała rodzina, nawet nasza czteroletnia wnuczka Bibi. Ale dajemy radę. Śniadanie smakowało wszystkim - świadczyły o tym najlepiej puste talerzyki. Przed domem, gdzie nocowało 40 osób i wokół namiotów, gdzie na karimatach spali pozostali - jak w mrowisku. Pełni energii pielgrzymi zapomnieli już o trudach podróży - część przyleciała samolotem, ale większość jechała z Mediolanu ok. 20 godzin.

Tuż po przyjeździe byli jeszcze w Krakowie na Błoniach na mszy otwarcia, zwiedzili też Wawel. Są pełni entuzjazmu. Alessia studiuje w Mediolanie bioinżynierię. Jest zachwycona atmosferą ŚDM - Msza na Błoniach bardzo mnie wzruszyła - pierwszy raz w życiu widziałam taki tłum modlących się ludzi - mówi. - Myślę, że cały tydzień będzie pełen podobnych wrażeń. Co mi się nie podobało? No, pogoda... Kiedy staliśmy w kolejce na Wawel, zaczęło padać. Taki deszcz u nas nie zdarza się często. Młody ksiądz Fabrizio Bazzoni w Polsce jest po raz trzeci. Jego podopieczni chcą nie tylko zobaczyć papieża, bo o to we Włoszech nietrudno, ale przeżyć coś pozytywnego, naładować akumulatory. Mówi: - Oni pochodzą z Mediolanu - dużego, bogatego miasta i mają wszystko. Chcę im pokazać, że to naprawdę nie jest wszystko. Że człowiek to nie samo ciało, ale i dusza. Ks. Matteo Galli także podkreśla, że młodzi nie tylko chcą spotkać się z papieżem, ale ze swoimi rówieśnikami z całego świata, chcą być częścią tego świata. W Polsce czują się świetnie: - Polski język jest trudny, ale Polacy tak mili, że można się porozumieć bez słów - mówi z uśmiechem. W Zagórzanach znaleźli kolejne potwierdzenie tej teorii."

Cytat pochodzi z Gazety Krakowskiej