Bałkańskie dylematy
admin 1993-12-31
Jako zupełnie mały chłopczyk nie będący jeszcze nawet nastolatkiem napisałem sobie wierszyk: Jugosławia duża Jugosławia piękna sześć republik ma i dużo
dużo szczęścia. Tuz po tym, jak przestałem być nastolatkiem, rozpoczął się dramat...
Jak dziecinny sen
Matka moja ukończyła slawistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Język: serbo-chorwacki. Pracę zaczęła w bielskiej FSM, nawiązującej wtedy kontakty
handlowe z "Zastavą". Ojciec sam poznał język w praktyce i w latach osiemdziesiątych zdał egzamin państwowy. Jugosławia była obecna w naszym domu
odkąd pamiętam. Nie było dnia, żeby nie słuchało się bałkańskiej muzyki, ludowej, rozrywkowej. "Srebrna Krila", Zdravko Colic, Olivier, byli mi bliżsi niż
panujące wówczas super grupy "Boney M" lub "ABBA".
Już podczas pierwszego pobytu TAM "byłem stracony". Zakochałem się okrutnie i po dziecięcemu w klimacie, górach, wyspach, w Adriatyku. Zasmakowała
mi ostra kuchnia z małymi papryczkami, białym pszennym chlebem, gibanicą, szopską sałatą, kajmakiem, ajvarem. Z małżami, krabami, z owocami
południowymi, których w Polsce nie było. Podczas kilku kolejnych wakacji zjeździłem Jugo wzdłuż i wszerz:
Wyspa Brać, Dubrovnik, Dojran, Belgrad, Kragujevac, Subotica, Skopje, Titograd, Sarajew.... Widziałem radosnych ludzi, dobrobyt (tak to odbierałem),
turystów z całego świata, różne kultury, zabytki, piękne i nowoczesne architektonicznie osiedla mieszkaniowe. Nieporównywalne do naszej wielkiej płyty.
Pamięć o ukochanym przywódcy Tito kwitła (bez ironii!). Miałem przyjaciół - Serbów, Chorwatów, Bośniaków, Macedończyków i takich, o których
naprawdę trudno byłoby powiedzieć jakiej są narodowości. W tym federacyjnym państwie migracje ludności i związki mieszane stały się czymś
powszechnym.
Cieszyłem się, gdy moi koledzy szkolni szaleli na imieninach i urodzinach przy jugosłowiańskich nagraniach. Zarażałem Jugosławią. Jeden z nich solidnie zaczął
studiować literaturę: Andric, Bulatovic, Kiś, Koneski... Widziałem, że z Jugo nie wyleczę się nigdy.
We wrześniu 1990 kupiłem jupę jeansową na bazarze (zupełnie co innego niż nasz bazar) w Sarajevie. Patrzyłem jak skaczą do rzeki z historycznego mostu
w Mostarze. Przejechałem przez most na Drinie, tym o którym pisał Ivo Andric.
Ale już wtedy we wrześniu 1990, stary Chorwat mówił mi: "Panie tu jest inne państwo. Inne Państwo". W autobusach zaczęły pojawiać się flagi z
szachownicą zamiast gwiazdy. Na piłkarskich Mistrzostwach Świata w Italii Jugosławia doszła do ćwierćfinału. W drużynie był Stojkovic, Katanec,
Savicevic, Prosinecki. Powoli zaczęto zastanawiać się: kim jest kto?
Sumienie Europy
Polska informacja o konflikcie w byłej Jugosławii bywa zbyt często wybiórcza i tendencyjna. Bazująca wpierw na dziennikarskich "gorących tematach dnia"
:kto zgwałcił, uciął głowę, wyłupał oczy, zastrzelił... Fakt, wojna w "samym środku Europy" szokuje nagromadzonym okrucieństwem i silą nienawiści. Brak
jednak próby realnej oceny sytuacji. Przyczyny zwykle ogłasza się jednotorowo i zgodnie z polityczną tendencją. Jednych ubiera się w czarne szaty, drugich
wybiela. Ludzie w Polsce powoli przywykli do codziennego odcinka z bośniackiego teatru wojennego. Zaczynają traktować to widowisko niczym kolejną
mydlaną operę. Owszem, pamiętają, że całkiem niedawno była w Sarajevie Olimpiada. Może ktoś nawet wspomina Vucko i siostry Tlałkówny, Bojana
Krizaja. Słysząc o groźbie głodu w Sarajevie znosimy dary dla humanitarnych konwojów, które jednak z różnych przyczyn nie są wykorzystywane.
Solidarność międzyludzka staje się tylko pustym gestem, o którym po latach niewielu będzie pamiętać. Rzeczywiste problemy zostają wciąż nierozwiązane.
Pomoc nie zawsze trafia do najbardziej potrzebujących. Krzykliwość haseł i zła organizacja niweczą trud wielu ludzi dobrej woli. Informacje są w stylu:
Chorwat cacy, Serb be, albo na odwrót. Zawsze w jedną stronę. Muzułmanie - ofiary, Muzułmanie - bandyci. Wielka tragedia rozgrywa się dosłownie na
naszych oczach.
Co możemy zrobić my, zwykli ludzie? Niewiele. Kiwamy głowami, mówimy: "ich sprawa" Bośnia zostanie podzielona na trzy części. Ze zrozumieniem
przyjmujemy to do wiadomości. .Wyższa konieczność. Siła wyższa dla dobra ogólnego. Jest to na pewno jakiś plan. Lepszy niż wojna bez żadnych widoków
na trwały pokój. Akceptujemy rozbiór narzucony z góry, nas to nie dotyczy. Świat wypiął się na nas w Jałcie i też pół wieku pracowaliśmy dla pokoju i
dobra ogólnego. Była wyższa konieczność. Pewnych procesów się nie zatrzyma. Ale niech gadające głowy, "eksperci" telewizyjni, nie przekonują mnie na
przykład by Serbowie oddali Kosovo Albanii. "Przecież to małe terytorium -mówią-a i tak mieszka tam większość Albańczyków". Drodzy państwo. Kraków
też nie jest bardzo duży... Załóżmy, gdyby przyjechało pracować tu wielu Wietnamczyków jako tzw. tania siła robocza, mieszkało przez parę pokoleń i
powiększywszy swoją liczebność dopominało się autonomii, czy oddalibyśmy Kraków Wietnamowi? I problem byłby z głowy? Kosovo to rzecz święta dla
Serba. Kosove Pole jest symbolem patriotyzmu i bohaterstwa oręża serbskiego. To tu bili się przed wiekami przeciw rozpoczynającym swój krwawy pochód
wojskom tureckim. Dobrze jest być ekspertem na Woronicza i na jedynie słuszne mieć patent rozwiązania.
Dlaczego
Jugosławia musiała się rozpaść. W dobie drugiej europejskiej Wiosny Ludów było to nieuniknione. Pomysł wspólnego państwa Słowian Południowych zrodził
się jeszcze w dziewiętnastym wieku w romantycznym ruchu iliryjskim. Po pierwszej wojnie światowej powstało państwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców
(SHS). Druga wojna światowa wypromowała komunistyczną partyzantkę ogólnojugosłowiańską i wzmogła chorwacko-serbskie antagonizmy. Ustaszowskie
rządy chorwackie z jednej strony, czetnicy serbscy z drugiej. Potem się o tym oficjalnie nie mówiło, ale w ludziach uraz pozostał. Przez lata ogniwem
spajającym sześć republik był charyzmatyczny przywódca Tito. Ten syn chorwackiego chłopa i słoweńskiej chłopki potrafił walczyć przeciwko swym
ustaszowskim rodakom, sprzeciwić się Stalinowi, nie dołączyć do państw będących pod wpływem Ameryki. Potrafił trzymać przez dziesięciolecia kilka
narodów w jednej państwowości, bezkonfliktowym współistnieniu.
Po jego śmierci prawda nabrała pełnych kształtów: obozy koncentracyjne i morderstwa polityczne lat pięćdziesiątych, autorytaryzm, przywileje dla ludzi partii.
Mit Josipa Broz Tito zaczął pękać. A wraz z nim zaczęła pękać Jugosławia. Zadawnione i pozornie schowane problemy odżyły ze zdwojoną mocą. Odżyły
nacjonalizmy, a wraz z nimi ich najbardziej skrajne, radykalne odłamy. W Serbii komuniści przejęli pozy narodowców. "Nawrócili się" i weszli w kontakty z
cerkwią prawosławną. Hasło z czasów okupacji "smrt fasizmu, sloboda narodu" (tłumaczenie chyba zbędne) przerobiono w "smrt fasizmu, Slobodan narodu".
Milosevic stał się wyrazicielem nowej serbskiej polityki. Ugrupowania opozycyjne ze swym liderem Vukiem Draskoviciem wciąż muszą walczyć o swoje
prawa i zmianę wizerunku kraju.
Belgradzka Telewizja uprawia propagandę, ale daje możliwość zapoznania się z wojną widzianą od jednej strony. W zachodniej części Chorwacji życie toczy
się w miarę normalnie. Na Półwysep Istria zaczynają przyjeżdżać turyści. W nadmorskich ośrodkach zakwaterowani są uchodźcy z BiH (Bośni i
Hercegowiny) - w większości Muzułmanie. Jest ich szczególnie dużo w miejscowości Rovinj. Chorwackie gazety, takie jak "Vecerni list", czy "Glas Istrie" w
w połowie piszą o wojnie, w połowie o rzeczach najzupełniej zwykłych, codziennych. Kolorowy magazyn "Arena" rozpisuje się o sukcesach Toni Kukoca i
Dino Radji w Chicago Bulls i Boston Celtics. Słowenia - jak twierdzi jej prezydent Milan Kucan - miała dużo szczęścia. Czarnogóra tradycyjnie z Serbią.
Macedonia ma swoje własne problemy - spory terytorialne z Grecją i Bułgarią. Bośnia - wiadomo - dramat jakiego nie było w Europie od pół
wieku.
Dopisek
Nie starałem się "wymyślić" jakichś odpowiedzi w związku z "gorącą bałkańską tematyką", Nie to było moją intencją. Nie chciałbym też być posądzony o
jakąkolwiek stronniczość. Wiem, że tekst ten skażony jest osobistym emocjonalnym zaangażowaniem, a tak być nie powinno. To jego wada. Lecz bez niej
niestety nie mógłby w ogóle powstać.
Lech Kotwicz