Małopolska domem

admin 1992-03-31

Z Kazimierzem Barczykiem, który Małopolskę chce zwać wspólnym domem, rozmawia Leszek Dudziak.

- Pozwolisz, ze będę się do Ciebie zwracał bezpośrednio, mimo, ze tym razem występuję w roli nie Twojego współpracownika, a dziennikarza. Umówmy się też, że nie rozmawiamy o wielkiej polityce. Kim byłeś, jesteś, i w ilu organizacjach działasz społecznie?

Społecznie, co to tak naprawdę znaczy?

- Jesteś radnym, czyli już osobą publiczną, społeczną...

Tak, poza tym jestem Przewodniczącym Rady Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa i Przewodniczącym Rady Stowarzyszenia Gmin Małopolski. Jestem też posłem. W ubiegłej kadencji Sejmu byłem sędzią Trybunału Stanu. Organizowałem, inicjowałem m.in. Społeczną Radę Legislacyjną. W 1980 roku prawie 200-tu niezależnych prawników z całej Polski zorganizowało spotkania ogólnopolskie na Uniwersytecie Jagiellońskim, takie forum prawników. Dyskutowaliśmy wtedy nad głównymi problemami Państwa, zmiany całego prawa. Funkcjonowaliśmy w wielu zespołach, przygotowaliśmy kilkadziesiąt społecznych projektów ustaw. Na 2 godziny przed wprowadzeniem stanu wojennego przygotowaliśmy prawo prasowe, kodeks karny i prawo pracy. I do tej pory jeszcze kontynuujemy te działania.

- Zdecydowałeś się kandydować na Przewodniczącego Rady SGM, Jakie nadzieje wiążesz z tym Stowarzyszeniem? Co powinno być naszym priorytetem, czym to Stowarzyszenie, poza statutową działalnością, powinno się zajmować?

Myślę, że powinniśmy zmierzać do poprawy funkcjonowania naszych samorządów, przede wszystkim poprzez wzajemną wymianę poglądów. Jesteśmy na początku tej drogi. Dzisiaj na przykład odbywa się konferencja, którą wraz z prof. Regulskim zorganizowaliśmy w Radzie Miasta. Czternastu przedstawicieli państw Europy Środkowej i Wschodniej będzie dyskutowało o drodze od centralizmu do demokracji lokalnej. Myślę, że powinniśmy sobie wzajemnie pomagać w tym, żeby Region Małopolski, szeroko rozumiany, który wyróżniał się już w swoich ostatnich 150 latach wyraźnie przez swoje funkcjonowanie w Monarchii Austro-Węgierskiej samorządnością, gospodarnością i więziami społecznymi korzystał z tych tradycji. Ważne jest też powstanie naszego wydawnictwa. Miesięcznik "Wspólnota Małopolska", którego jesteś inicjatorem, patronem i wydawcą, to już nasze wspólne, praktyczne pociągnięcie, które nie tylko nas przybliża, ale i pozwala na stałą wymianę informacji. Myślę, że wymiana o wspólnych przedsięwzięciach, o tym, co możemy robić, co mamy i co oferujemy do zagospodarowania jest bardzo ważna. Polska jest ciągle scentralizowana. Nie możemy na razie tego przebić. Chciałbym, by w ramach naszej wspólnoty powstało kilka mikroregionów, subregionów z Bielskiem, Krosnem, Tarnowem, Tarnobrzegiem... A pracy jest wiele, np. rozwiązanie problemów przejść granicznych, wymiany przygranicznej, budowy autostrad, dbania o to, by np. można było bezkolizyjnie jechać przez Bielsko do Wiednia, a przez Przemyśl, Tarnów do Lwowa i Odessy.

- Dlaczego, według Ciebie, tylko okrojona Rzeszowszczyzna weszła do Stowarzyszenia, a nie cała?

Myślę, że zadecydowały o tym ambicje lokalne kilku liderów rzeszowskich, przypuszczam, iż głównie wojewody. Może tamtejsi działacze chcą utworzyć z Rzeszowa większą metropolię, liczą na duże województwo, na region w nowym układzie. My chcemy, tym co dobre, się jednak z nimi dzielić. Paradoks polega na tym, że zostali sami. Nas jest już nie tak mało, bo około 4 milionów, a tak byłoby 4,5. To już nie ma wielkiego znaczenia. Natomiast jeśli będziemy rzeczowi, konkretni, dobrzy, to mogą się koledzy do naszej pracy włączyć; przed nikim, żadnym samorządem nie zamykamy drzwi. Jesteśmy wspólnym domem.

- A czy to nie było dla Ciebie szokujące, ze np. gminy z województwa katowickiego przystąpiły do nas?

Nie. Urodziłem się na pograniczu województw krakowskiego i katowickiego. Myślę, że trochę inny styl, inna mentalność, zwyczaje i inna subkultura nas różnią, ale jeżeli ktoś uznaje, że Małopolska i jej stolica Kraków, jako symbol są mu bliskie, to powinien mieć prawo wyboru.

- Jakie, Twoim zdaniem powinno być stanowisko Stowarzyszenia o tworzeniu tzw. agencji rozwoju gospodarczego?

Życie pokaże, na ile jest to realne, ale fakt, że kapitał zakładowy takiej agencji regionalnej ma wynosić 100 mld zł, a 40 mld zł przeznaczy na to budżet centralny, zachęca. Myślę, że może to być jedna z form promocji rozwoju gospodarczego i pewnej, niezbędnej współpracy między terenem a centrum, czy między prowincją a centrum - jak mówią w Warszawie.

- Czy odczuwa się w Radzie Krakowskiej, szczególnie przy podejmowaniu decyzji, Jakieś podziały polityczne?

Miało być bez polityki, ale się nie da? Tak, na pewno Rady Krakowskie są rozpolitykowane dosyć mocno. Myślę, że jeszcze nie wszyscy wiedzą, czy są za prawicą, centrum, czy za lewicą. A może za centroprawicą lub centrolewicą. Programy nie są wyraźne w całej Polsce, bardziej są to spory personalne. Wierzę jednak w uczciwość, tak sprawujących władzę, jak i ich wyborców.

- Nie uciekliśmy więc od polityki. Poza lekarzami polityków w Polsce jest ponoć najwięcej. Czy jesteś więc w ich gronie?

Polityk - to w Polsce zawsze brzmiało zbyt dumnie. Nie czułem się politykiem, ale teraz coraz bardziej się nim staję. Jestem posłem, a w Sejmie rozwiązuje się sprawy i polityczne i prawne. Jestem też prawnikiem. Sejm to fabryka ustaw. Muszą być one warsztatowo dobrze robione, poprawnie modelowo i prawniczo. A modelowo łączy się z polityką. Jaki np. wybrać, bardziej centro-prawicowy, czy centro-lewicowy model państwa? Czego ludzie chcą, czy mocnej władzy, czy sejmokracji? Te dylematy, te wybory trzeba również indywidualnie podejmować i -próbować rozstrzygać. Potrzebujemy jak najwięcej zarówno dobrych fachowców, inżynierów, jak i dobrych rolników i robotników, po prostu profesjonalist ów w każdej dziedzinie. Również w sferze polityki. To oni mają budować swoje programy długofalowe. Myślę też, że potrzebujemy licznej grupy polityków lokalnych, średniego szczebla i centralnego. Jestem przekonany, że z Rad Gmin wyrośnie wielu ludzi, którzy będą i awansować i startować później do Sejmu. I będą stanowić elity polityczne w najlepszym tego słowa znaczeniu.

- Jesteś bardzo zajęty, ciągle brakuje Ci czasu. Jak znosi to rodzina i Jak długo stać Ją będzie na tolerancję?

Poruszyłeś bardzo ważny problem, ba nieraz dylemat. Myślę, że aby być dobrym politykiem i działaczem w swoim środowisku, to trzeba się temu poświęcić w całości. I niestety odbywa się to kosztem rodziny. Jesteśmy między takim młotem a kowadłem, żądań i oczekiwań rodziny, a zarazem potrzeb pokonywania wielu spraw na piechotę. Strata czasu na wzajemne przekonywanie się, tłumaczenie różnych urazów, wątpliwości, czyichś pomysłów, jest niepotrzebna. My nie możemy pracować bez zrozumienia środowiska i otoczenia.

- Czy Twoja żona Jest leż tego zdania?

Tak, żona pracuje w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i jest społecznikiem z duszy i z serca. Mamy dwójkę dzieci, które chodzą do VI i VII klasy. Na szczęście uczą się dobrze, żona stara się im poświęcać dużo czasu. Moje powroty z obrad Sejmu, po paru dniach, są miłym spotkaniem, zaczynamy wspólnie traktować je normalnie. Wszyscy się cieszą, gdy przyjeżdżam, nie robią mi wyrzutów. Jest to też kwestia przyzwyczajenia. Przypomnę Ci, że gdy zakładałem Chrześcijańską Demokrację w Krakowie i byłem jej liderem na początku 90 roku, również nie miałem wiele czasu.

- A masz go na urlop? Jaki planujesz w tym roku?

Już 20 miesięcy pracuję społecznie na stanowisku Przewodniczącego Rady Miasta w Krakowie. W tej sytuacji wyjeżdżałem na urlop jedynie 3 razy w ciągu wakacji na trzy dni do rodziny na wsi. Urlopu nie planuję, chociaż może w tym roku, trzecim już ostrego społecznikowania marzyłyby mi się jakieś wolne 2 tygodnie. To nawet dla zdrowia psychicznego jest niezbędne.

- A jakie masz hobby? Co lubisz robić, jak masz wolną chwilę?

Bardzo lubię czytać, mam jednak tylko czas na "pożeranie" prasy.

- A w sobotę, niedzielę, czy czasami nie odczuwasz czegoś takiego, bo ja to znam, że nie możesz sobie w domu znaleźć miejsca, po prostu czegoś Ci brakuje, chciałbyś wyjść coś zrobić?

Trochę też tak, ale z drugiej strony, może jeszcze musisz się trochę "docisnąć" i przeznaczyć, nie 12 godzin dziennie w ciągu tygodnia na różnego rodzaju prace zawodowe i społeczne, a może 14 godzin. I wtedy już w niedzielę padniesz i już nie będziesz miał sił na nic.

- Może to jest dobra metoda na "wypoczynek". Dziękuję Ci bardzo za radę i rozmowę.