Ostatni komendant
admin 1997-04-30
W dniu 22 grudnia 1996 r. w 50 rocznicę śmierci odsłonięto w Bochni pomnik ostatniego dowódcy Armii Krajowej gen. Leopolda Okulickiego. Zaprojektowany i wykonany przez rzeźbiarza Czesława Dźwigają monument jest hołdem, złożonym przez polskie społeczeństwo i jego współtowarzyszy broni, pamięci tego jednego z najznakomitszych Polaków kończącego się stulecia. Z tej też okazji pragniemy przybliżyć naszym czytelnikom, mieszkańcom naszego regionu, postać tego wybitnego żołnierza i godnego naśladowania patrioty.
Gen. Leopold Okulicki, ostatni dowódca Armii Krajowej, przyszedł na świat 12 listopada 1898 r. we wsi Bratucice koło Okulic. Już w latach gimnazjalnych związał się z ruchem niepodległościowym kierowanym przez Józefa Piłsudskiego, którego osobista niezłomna wola walki o wolną Ojczyznę stała się dla Leopolda Okulickiego wzorem na całe życie. W bocheńskim gimnazjum, którego 5 klas ukończył w 1914 r., wstąpił do Związku Strzeleckiego i złożył egzamin podoficerski.
Gdy więc w sierpniu 1914 r. wybuchła wojna światowa 16-letni Leopold był już przygotowany, zarówno pod względem ideowym jak i wojskowym, do rozpoczęcia wojskowej służby i zmagań o niepodległą Polskę. W tym samym miesiącu gdy z krakowskich Oleandrów wyruszała I Kompania Kadrowa, Leopold Okulicki próbował zaciągnąć się do formowanych właśnie Legionów, jednak ze względów zdrowotnych został legionistą dopiero w połowie czerwca 1915 r., kiedy to pod pseudonimem "Sęp" rozpoczął służbę w 3 pułku piechoty II Brygady Legionów. W ciągu roku awansował na stopień kaprala, a niedługo potem mianowano go sierżantem i skierowano na kurs oficerski do Zegrza.
Po tzw. kryzysie przysięgowym w Legionach kontynuował naukę w szkole oficerów rezerwy w Koszycach. Po jej ukończeniu w marcu 1918 r. został skierowany na front włoski, skąd latem 1918 r. zdezerterował - ostatecznie porzucając służbę w armii austro-węgierskiej. Zaraz po powrocie w rodzinne strony - do Bochni - włączył się aktywnie w formowanie tajnych struktur wojskowych Polskiej Organizacji Wojskowej.
W listopadzie 1918 r., gdy po ponad stu letniej niewoli rozpoczęło się wyzwalanie Polski spod jarzma zaborców, Okulicki stanął na czele plutonu utworzonego w większości z bocheńskich gimnazjalistów -członków POW. Jego pluton został wkrótce włączony w skład 4 pułku piechoty Legionów, który kontynuował tradycje słynnych czwartaków z czasów powstania listopadowego. Mianowany podchorążym i dowódcą plutonu 5 kompanii 4 pułku brał udział w jego szlaku bojowym wyróżniając się odwagą. Brał udział w walkach o Lwów i wojnie z bolszewikami, został trzykrotnie ranny, odznaczono go także, po raz pierwszy, Orderem Virtuti Militari - V klasy, który przypiął mu do piersi sam Józef Piłsudski i Krzyżem Walecznych.
Wojnę 1920 r. zakończył w randze kapitana na stanowisku dowódcy batalionu. Pozostał w 4 pułku piechoty Legionów do roku 1923 kiedy to rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie W roku 1925 pomyślnie ukończył naukę i otrzymał tytuł oficera Sztabu Generalnego a także honor noszenia na patkach orłów wyróżniających absolwentów WSWoj.
W ciągu następnych 10 lat Leopold Okulicki pełnił szereg funkcji sztabowych i liniowych Grodnie, dostał w tym czasie awans na majora WP, następnie w Rybniku oraz w Równem na Wołyniu. W latach 1931-1933 był wykładowcą w Centrum Wyszkolenia Piechoty i prowadził zajęcia z taktyki broni połączonych. W roku 1935 mjr dypl. Leopold Okulicki dostał przydział do Sztabu Generalnego, gdzie w rok później objął stanowisko kierownika Wydziału "Wschód" w Oddziale III - Operacyjnym SG. Jednocześnie został awansowany na podpułkownika. Do kompetencji Wydziału, którym kierował należało opracowywanie planów wojennych na wypadek konfliktu zbrojnego ze Związkiem Sowieckim. Jego praca na tym stanowisku została wysoko oceniona przez przełożonych, bowiem gdy wzrosło niebezpieczeństwo wybuchu wojny z hitlerowskim Niemcami - w kwietniu 1939 r. - przydzielono go do zespołu opracowującego plan działań obronnych na zachodzie.
Zbieg okoliczności sprawił, że losy ppłk dypl. Leopida Okulickiego skrzyżowały się w sposób wyjątkowy i zarazem symboliczny z polską walką o niepodległość w czasie II wojny światowej. To on był pierwszym polskim oficerem Sztabu Generalnego, który otrzymał informację o niemieckiej agresji. Zastępując na dyżurze w Sztabie Generalnym chorego płk dypl. Józefa Jaklicza, w nocy z 31 sierpnia na l września, Okulicki odebrał pierwsze meldunki o niemieckich bombardowaniach i naruszeniach granicy na całej jej długości, o czym natychmiast poinformował szefa Sztabu Generalnego gen. bryg. Wacława Stachiewicza. Gdy zapadła decyzja o ewakuowaniu Sztabu Generalnego z Warszawy, Okulicki wystąpił z prośbą o pozostawienie go w walczącej stolicy. Tak się też stało, otrzymał funkcję oficera łącznikowego SG z dowództwem obrony Warszawy. W poczuciu trudnej do zaakceptowania, dla tego wysoce wykwalifikowanego oficera, bezsilności zgłosił się 11 września do dowódcy odcinka obrony "Warszawa - Zachód" z prośbą o przydzielenie mu funkcji. Został szefem sztabu dowódcy tego odcinka płk dypl. Mariana Porwita.
Po kapitulacji Warszawy zamierzał początkowo przedostać się na Węgry i dalej do Francji, ale gdy poinformowano go, iż grupa oficerów zamierza przejść do konspiracji i kontynuować walkę z okupantami niemieckim i sowieckim w Polsce - zgłosił się już 28 września do gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza tworzącego właśnie Służbę Zwycięstwu Polsce (SZP). W październiku 1939 r. ppłk dypl. Leopold Okulicki został wyznaczony Komendantem Okręgu Łódzkiego SZP (potem Związku Walki Zbrojnej ZWZ) i przystąpił do organizowania struktur podziemnej organizacji wojskowej w Łodzi.
Okręg łódzki należał z całą pewnością do najtrudniejszych, gdyż obejmował zarówno obszar włączony przez Niemców do Rzeszy, tzw. Kraj Warty, jak i tereny, które weszły w skład Generalnej Guberni. Stan ten powodował znaczne trudności logistyczne i komunikacyjne. Pomimo tego ppłk dypl. Leopold Okulicki, używający w tym czasie pseudonimów "Pan Jan" i "Johan Miller", odniósł duży sukces. Kierowany przez niego Okręg rozrastał się, a coraz liczniejsze kadry nabierały doświadczeń. W okresie pracy w Łodzi ppłk dypl. Leopold Okulicki zetknął się z inną późniejszą legendą polski podziemnej - mjr Henrykiem Dobrzańskim ps. "Hubal", który po klęsce wrześniowej przeszedł ze swoim oddziałem do partyzantki i działał m.in. na terenie Inspektoratu Piotrowskiego podlegającego Okulickiemu. Aktywność "Hubala" utrudniała budowę struktur organizacyjnych ZWZ w obszarze jego działania. Dlatego też zapadła decyzja o demobilizacji oddziału. Z misją do mjr "Hubala" udał się sam "Pan Jan". Do spotkania doszło w marcu 1940 r. we wsi Gałki. W wyniku rozmów mjr Dobrzański przeprowadził częściową demobilizację swojego oddziału. Działalnością awansowanego w lipcu 1940 r. na stopień pułkownika Leopolda Okulickiego coraz bardziej interesowali się Niemcy. Ich intensywne poszukiwania "Johana Millera" spowodowały odwołanie Okulickiego z Łodzi. Wyznaczono mu nową co najmniej równie trudną placówkę - został Komendantem Okupacji Sowieckiej ZWZ. Przyjechał do Lwowa i jako "Jan Mrówka" podjął swoje nowe obowiązki na początku listopada 1940 r. Specyfika okupacji sowieckiej była zupełnie inna niż ta którą Okulicki znał w Łodzi.
Rozpoznanie i infiltracja społeczeństwa oraz struktur ZWZ przez NKWD było nieporównywalnie większe i bardziej efektywne niż działania Gestapo i SD. Niemniej jednak także na tym nowym stanowisku płk dypl. Leopold Okulicki demonstrował swoją dużą fachowość i zdolności organizacyjne. Jego praca, która już zaczęła przynosić owoce został przerwana w nocy 21 na 22 stycznia 1941 r. kiedy to został aresztowany. W czasie śledztwa mógł się przekonać o doskonałej orientacji NKWD w strukturze ZWZ i formach działania organizacji pod obiema okupacjami. Przewieziono go następnie do Moskwy, osadzono na Łubiance i przystąpiono do przygotowywania aktu oskarżenia. W czerwcu Okulicki został przeniesiony do więzienia lefortowskiego, gdzie zastał go wybuch wojny niemiecko-sowieckiej. Po znormalizowaniu stosunków między rządem polskim na uchodźstwie a Kremlem płk dypl. Leopold Okulicki został zwolniony z więzienia, zaś tworzący armię polską w Związku Sowieckim gen. Władysław Anders powierzył mu obowiązku swojego szefa sztabu. Pełniąc tę funkcję Okulicki dwukrotnie uczestniczył w rozmowach ze Stalinem, któremu przypominał podobno jakiegoś polskiego chłopa, który przed rewolucją pomagał mu przekradać się do Galicji.
Organizacja polskiego wojska szła jednak z powodu obstrukcji uprawianej przez Sowietów opornie. W końcu nie pozostało nic innego jak tylko ratować żołnierzy od głodu i chorób i latem 1942 r. ewakuować armię na Bliski Wschód. We wrześniu 1943 r. zapadła decyzja o powrocie płk Okulickiego do Polski. Stało się to w nocy z 21 na 22 maja 1944 r., w ramach operacji "Weller 29" kiedy to zrzucono go na spadochronie w okolicach Krakowa. Z chwilą przybycia do kraju został awansowany na stopień generała brygady. Gen Okulicki, używający w tym czasie pseudonimów "Kobra" i "Niedźwiadek" objął w czerwcu stanowisko zastępcy Szefa Sztabu AK i Szefa Operacji w Komendzie Głównej AK. W jego kompetencjach leżało zatem przygotowywanie ostatecznych planów akcji "Burza". Szybko nastał lipiec, Armia Czerwona zbliżała się do Warszawy a w dowództwie AK ważyły się decyzje w sprawie powstania. Jan Nowak Jeziorański, kurier z Warszawy. Przytacza następującą relację gen. Okulickiego: "Byłem od początku zdecydowanym zwolennikiem wyzwolenia Warszawy przez AK (...) Z rosnącą niecierpliwością obserwowałem w tych dniach "Bora" (gen. Tadeusz Komorowski dowódca AK), który wciąż się wahał, zastanawiał i pokazywał wewnętrzną rozterkę. Nie licowało to wszystko z postawą dowódcy, który wobec podkomendnych, musi okazywać stanowczość i zdecydowanie. (...) Na ostatniej odprawie nie wytrzymałem i wybuchnąłem. Wygarnąłem "Borowi", że z wyjątkiem Piłsudskiego Polska nie miała szczęścia do dowódców i dlatego przegrywaliśmy wszystkie nasze kolejne powstania. Przypomniałem Skrzyneckiego. Zarzuciłem mu kunktatorstwo i brak zdecydowania". "Niedźwiadek" obawiał się że niezdecydowanie "Bora" wykorzystają komuniści i sami wzniecą powstanie albo Armia Czerwona wkroczy do Warszawy lub w końcu Niemcy podejmą kroki prewencyjne i uniemożliwią powstanie. Ostatecznie jednym z autorów decyzji o podjęciu walki w Warszawie był gen. Okulicki.
Zanim jednak wydano rozkaz rozpoczęcia walk o Warszawę z dniem l sierpnia o godz. 17, gen. "Bór" Komorowski powierzył "Niedźwiadkowi" zadanie specjalne. Gen. Okulicki przed wybuchem powstania miał zostać zakonspirowany, aby w wypadku niepowodzenia móc przejąć dowództwo nad AK i przygotowywaną przez gen. Augusta Emila Fieldorfa "Nila" od początku 1944 r. organizacją "NIE", która w wypadku wkroczenia Armii Czerwonej na teren Polski miała prowadzić działalność konspiracyjną. Niestety postanowienia "Bora" prawdopodobnie nie dotarły do Londynu. Gdy więc powstanie upadło a dowództwo AK poszło do niemieckiej niewoli gen. Stanisław Kopański Szef Sztabu Naczelnego Wodza, sprawujący po ustąpieniu gen. Sosnkowskiego obowiązki Naczelnego Wodza, podporządkował komendantów okręgów AK gen. Stanisławowi Tatarowi "Sokorze", który z Londynu miał koordynować ich działania.
Jeżeli "Niedźwiadek" wybrał walkę w konspiracji chcąc uwolnić się od polityki to niestety to mu się nie udało. Gen. Tatar był człowiekiem Premiera Stanisława Mikołajczyka i wobec tego nie ufał wysłanemu do kraju przez Sosnkowskiego Okulickiemu. Takie stanowisko nie ułatwiało "Niedźwiadkowi" zadania, który z goryczą pisał do władz londyńskich: "Jeśli nie macie do mnie zaufania to mianujcie innego na d-cę AK, ale dajcie mu władzę "Bora", bo będzie miał bardzo ciężkie zadanie. Inaczej go nie spełni. Dowodzić z Londynu nie może nawet geniusz. My tu jesteśmy - co dzień w ciężkiej walce, o trudnościach i sytuacji trudno wyrobić sobie pojęcie w Londynie. Wierzcie, że w tych warunkach zostaliśmy wyprani z egoizmu i ambicji osobistych. Bylibyśmy szczęśliwi, gdyby na emigracji kierowano się takimi samymi względami". Kryzys kompetencyjny tylko pogarszał sytuację AK po przegranym powstaniu. Mimo wspomnianych trudności Okulicki zorganizował nowy sztab KG AK w Częstochowie.
Wreszcie w grudniu, po dwóch miesiącach przepychanek. Prezydent RP mianował gen. Leopolda Okulickiego Komendantem Sił Zbrojnych i podporządkował mu całą AK. Jednak "Niedźwiadkowi" nie długo było dane cieszyć się tą decyzją. W połowie stycznia ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. NKWD i "Smiersz" rozpoczęły kolejne polowanie na członków polskiego podziemia. W tej sytuacji 18 stycznia 1945 r. Komendant AK gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek" wydał ostatni rozkaz do swoich żołnierzy - zwolnił ich z przysięgi i rozwiązał Armię Krajową. Dla ostatniego Komendanta była to z całą pewnością trudna decyzja. On był jednym z pierwszych twórców polskiej podziemnej armii, on też był zmuszony ją rozwiązać. Już wkrótce miał zostać jej moralnym obrońcą przed "krzywoprzysiężnym sądem". Gdy w lutym 1945 r. w Jałcie Alianci podejmowali decyzje o losach Polski i Polaków część polityków z Rady Jedności Narodowej liczyła jeszcze na możliwość dogadania się z sowietami i ich marionetkowym rządem lubelskim. Łudzili się, tak jak Mikołajczyk, że uda im się uzyskać jakiś wpływ na kształt okupowanej przez Sowietów Polski. Ze strony Armii Czerwonej odbierane były sygnały gotowości do rozmów. "Niedźwiadek" nie miał jednak żadnych złudzeń. Gdy więc sam otrzymał zaproszenie na rozmowy z gen. płk Iwanowem (tego pseudonimu używał gen. Iwan Sierow) wiedział już, że został zdekonspirowany. Coraz silniej naciskany przez polityków dążących do ułożenia się z Sowietami, "Niedźwiadek" w końcu wyraził zgodę na udział w rozmowach. Wcześniej jednak, jak gdyby przeczuwając najgorsze, wyznaczył na swojego zastępcę na stanowisku "Wojskowego Komendanta Kraju", płk dypl. Jana Rzepeckiego.
27 marca 1945 r. gen Okulicki "Niedźwiadek" udał się do Pruszkowa na spotkanie z przedstawicielami Armii Czerwonej. Tak jak się obawiał został aresztowany razem z 15 politykami, przedstawicielami Polskiego Państwa Podziemnego, z Delegatem Rządu na Kraj Janem Stanisławem Jankowskiem na czele. Przewieziono ich do Moskwy i osadzono na, znajomej już Okulickiemu Łubiance.
Po ponad dwóch miesiącach bezustannych przesłuchań rozpoczął się 18 czerwca w Moskwie niezwykły spektakl. Na ławie oskarżonych posadzono Armię Krajową, reprezentowaną przez jej ostatniego dowódcę, i Polskie Państwo Podziemne z jego przedstawicielami. Sądził Najwyższy Sąd Wojskowy ZSRS. Oskarżali gen. N. Afanasjew i radca państwowy Rudenko, który niedługo potem wystąpił w tej samej roli na procesie zbrodniarzy hitlerowskich w Norymberdze.
Gen. Okulicki nie skorzystał z przysługującego mu sowieckiego obrońcy, w którego niezależność należało wątpić, i postanowił bronić się sam. Zdawał sobie sprawę, że w tych warunkach nie będzie w stanie udowodnić swojej niewinności, musiał jednak walczyć o Honor Armii Krajowej i jej żołnierzy. W ostatniej mowie powiedział m.in. "...Moja działalność nie miała charakteru agresywnego, lecz charakter obronny. Wiem, że naród polski szczerze pragnie przyjaźni z narodem sowieckim. I uważałbym się za wielkiego przestępcę, gdybym również' nie pragnął przyjaźni pod jednym warunkiem, żeby była zachowana niepodległość Polski. To - conditio sine qua non." Po tych słowach podniósł się jeden z prokuratorów i w odpowiedzi na wystąpienie Okulickiego krzyknął: "To ty, generał, nie masz żadnej wdzięczności dla Armii Czerwonej za oswobodzenie twego kraju? Ostatni Komendant AK z dumą odpowiedział: "Chylę czoła przed Armią Czerwoną za wyswobodzenie Polski, ale jeszcze większy hołd składam żołnierzom armii polskiej, którzy zginęli z rąk żołnierzy Armii Czerwonej." Nasz hołd należy się także gen. Leopoldowi Okulickiemu, który skazany przez wiarołomny sąd sowiecki, zmarł najprawdopodobniej w więzieniu lefortowskim w wigilię, 24 grudnia 1946 r.