Polska premiera Listy Schindlera

admin 1994-06-30

"Lista Schindlera", już od grudnia 1993 roku obecna na amerykańskich ekranach, od początku uznana została za wydarzenie filmowe nie tylko ostatniego roku. "Lista...to jeden z najważniejszych filmów amerykańskich ostatnich 50 lat i jeszcze 50 lat wcześniej" - napisał jeden z krytyków. Ten słynny już w świecie obraz, o którym mówi się, że zmienił sposób myślenia o holocauście i...Stevenie Spielbergu, został wyróżniony siedmioma Oskarami. Stanowi ekranizację powieści australijskiego pisarza Thomasa Keneally'e-go "Arka Schindlera". Do jej napisania przyczynił się Poldek Pfefferberg -Page, polski Żyd, krakowianin, absolwent UJ, podporucznik Wojska Polskiego w kampanii wrześniowej, jeden z "Schindlerowskich Żydów" mieszkający obecnie w Los Angeles, który opowiedział Keneally'emu historię Oskara Schindlera. Książka ukazała się w Nowym Jorku w październiku 1982 r. i została bardzo dobrze przyjęta. Zafascynowała także Stevena Spiel-berga, który niemal natychmiast wykupił prawo do jej sfilmowania. Upłynęło jednak aż jedenaście lat, w czasie których trzykrotnie zmieniano scenariusz, by reżyser zdecydował się zmierzyć z powieścią, o której mówił w wywiadach, że "miała nieznany mu kształt"; z tematem, do którego "musiał dojrzeć, rozwinąć swoją świadomość o holocauście".

Spielberg zrobił ten film po mistrzowsku. Czarno - biały obraz wstrząsa publicznością. Zachwyca i przeraża. Atmosferę filmu, pełną przejmującej grozy w pokazaniu żydowskiej zagłady, celnie oddają zdjęcia (Janusz Kamiński) kręcone w sposób niemal dokumentalny, naśladujący autentyczne wojenne taśmy, realizowane często -jak bywa to w dokumentach - "z ręki". Film utrzymany jest w modnej obecnie konwencji dagerotypowej wzmagającej wrażenie autentyku. O pół dokumentalnym charakterze filmu decydują zdjęcia, z których wiele kręcono w Krakowie, w autentycznych miejscach m.in. w mieszkaniu Schindlera z okresu wojny, jego fabryce na Lipowej, dworcu kolejowym, więzieniu na Montelupich i na Kazimierzu, gdzie niejednokrotnie wystarczyło zdjąć tylko z dachów anteny telewizyjne (Spielberg w zamian za to "poświęcenie" obiecał mieszkańcom nowe), aby kręcić sceny z żydowskiego getta. Podobnie często prawdziwe były kostiumy, których wiele kostiumolog Anna Biedrzycka - Sheppard wygrzebała na strychach krakowskich domów i odkupiła dla potrzeb filmu.

W głównej roli rewelacyjnie zagrał Liam Neeson. O stworzonej przez niego filmowej postaci wojennego spekulanta, agenta niemieckiego wywiadu, najbliższego przyjaciela krwawego gestapowca Amona Gotha, bon vivanta z wykwintnymi manierami, kobieciarza i pijaka, a jednocześnie "dobrego Niemca" Oskara Schindlera, jedna z kobiet, która przeżyła wojnę dzięki "liście Schindlera" powiedziała: "on nie grał, on był Oskarem Schindlerem." Porusza także kreacja Bena Kingsleya, który gra Izaaka Sterna - nie tylko księgowego fabryki Schindlera, ale przede wszystkim jakby "sumienie" samego Schindlera. Równie dobrze brytyjski aktor Raiph Fiennes wcielił się w postać Amona Goetha, komendanta obozu w Płaszowie, okrutnego sadysty, który strzelał dla rozrywki do ludzi jak do kaczek, a po wojnie został skazany na karę śmierci za zamordowanie - na osobisty rozkaz - 80 tys osób.

Na artyzm tego filmu złożył się precyzyjny, dynamiczny montaż, w którym sceny przerażające i drastyczne przeplatają się ze scenami ciepłymi i kojącymi pozwalającymi rozładować napięcie. Towarzyszy im przejmująca muzyka, z pięknym motywem przewodnim granym na skrzypcach przez Itzhaka Perlmana.

Film opowiada o losach Oskara Schindlera, sudeckiego Niemca, który przybył w 1939 r. do Krakowa z nadzieją na zrobienie szybkich i dużych pieniędzy. Przejął skonfiskowaną przez Niemców pożydowską fabryczkę naczyń emaliowanych "Rekord" na Zabłociu w krakowskim Podgórzu. Wkrótce stała się ona dobrze prosperującą Deutsche Emailware Fabrik, popularnie zwaną "Emalią" produkującą m.in. menażki dla wojska, a później także pociski artyleryjskie, dzięki czemu zakład podlegał ochronie Wermachtu i korzystał z wielu przywilejów. Schindler zatrudniał w niej Żydów - prawie darmową siłę roboczą, a ogromne pieniądze przeznaczał na hazard, przyjęcia, kobiety i łapówki. Po likwidacji w marcu 1943 r. krakowskiego getta, którego widok - jak pokazano w filmie -wstrząsnął Schindlerem i spowodował jego duchową przemianę, 1500 ocalałych z rzezi i od wywózki do obozów koncentracyjnych z 68 tyś Żydów -przeniesiono do obozu w Płaszowie, który pod panowaniem Goetha stał się obozem zagłady. Dzięki korupcji, Schindlerowi, temu rekinowi podziemia, udało się przenieść swoich pracowników - często artystów, uczonych, dzieci, których przydatność w fabryce tłumaczył zdziwionym Niemcom ich małymi rączkami bardziej nadającymi się do polerowania łusek artyleryjskich - do wybudowanych na terenie fabryki baraków, gdzie dokarmiani kupowaną na czarnym rynku żywnością i chronieni przed chorobami - przetrwali. Gdy sowiecki front zbliżał się do Wisły zapadła jednak decyzja o likwidacji podobozu i przeniesieniu Żydów do Płaszowa, skąd mieli trafić do Oświęcimia i Gross - Rosen. W chaosie odwrotu niemieckiej armii dzięki łapówkom i szantażom, Schindlerowi udaje się zdobyć 250 wagonów, którymi wywiózł 800 swoich pracowników i ewakuować ich wraz z fabryką do spokojnego morawskiego miasteczka Brenec (Brunniitz). Dla załatwienia transportu sporządził wówczas listę robotników - "listę Schindlera" - na której znalezienie się oznaczało przeżycie. 400 kobiet wywieziono jednak wprost do Oświęcimia, skąd Schindler wyciągnął je za brylanty. W dniu kapitulacji Niemiec, uciekł z Brunniitz, mając na palcu złoty sygnet wykonany przez "swoich" Żydów z wygrawerowaną sentencją z Talmudu "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat" oraz certyfikat świadczący o jego niewinności.

W filmowej scenie pożegnania uciekający Schindler, rozpacza ze łzami w oczach, że ocalił ich tak niewielu, choć ma jeszcze samochód i odznakę NSDAP, za które mógł kupić życie jeszcze kilku Żydów. Ta typowo hollywoodzka scena nawet żonie Schindlera, mieszkającej dziś w Argentynie, ponad 90-letniej Emilii Schindler, wydała się nieumotywowana psychologicznie. "Mój mąż nigdy by się tak nie zachował - powiedziała - Zostało to przedobrzone". Są w tym filmie rzeczy jednak o wiele poważniejsze. Zrobiono bohatera z postaci więcej niż kontrowersyjnej. Nie ulega kwestii, że Schindler kierował się zwłaszcza na początku, przede wszystkim wyrachowaniem, chęcią zysku. Później ratował najpierw najbardziej majętnych i zapewne z dużą korzyścią dla siebie. Zarazem jego działania były zapewnianiem sobie znakomitego alibi na okres powojenny.

Nic nie mówią o zasługach Schindlera polskie źródła historyczne. Zbiór wspomnień opracowany przez Władysława Bartoszewskiego i Zofię Lewinównę "Ten jest z ojczyzny mojej" poświęcony zagładzie polskich Żydów, o Schindlerze wspomina tylko raz i to jako dyrektorze fabryki. Nieżyjący już Stanisław Wincenty Dobrowolski, przewodniczący krakowskiej Rady Pomocy Żydom, w wielu tekstach publicystycznych, a także w książce "Memuary pacyfisty" całkowicie neguje zasługi Schindlera. Stwierdza kategorycznie, że "Żegota", która miała dobrą sieć łączników ze społeczeństwem żydowskim również w Płaszowie, nie słyszała o żadnych humanitarnych gestach Schindlera. Dobrowolski pisze o nim jako o "pacyfiście ze strachu", który sowicie opłacany, był po prostu trochę inny niż hitlerowcy. Wskazuje na celowe urabianie legendy agentowi Abwery, który jako szpieg bywał w Krakowie przed 1939 r. i który później był jedynie "koniunkturalnym opiekunem Żydów" wykorzystywanych dla ogromnych i wciąż nienasyconych potrzeb armii niemieckiej. Pieniędzy i żywności dla "Schindlerowskich" Żydów dostarczała żydowska organizacja "Joint" oraz "Żegota", co podkreśla także sekretarz krakowskiej "Żegoty" Władysław Wójcik. Żydzi, zeznający po wojnie w procesie komendanta załogi SS obozu w Brunniitz, także nie wystawili Schindlerowi dobrego świadectwa.

Wątpliwości, czy film Spielberga nie będzie historią o "dobrym Niemcu i złych Polakach" budziło już pojawienie się sceny, w której polska dziewczynka rzuca kamieniami w idących do getta Żydów i woła z nienawiścią: "Żegnajcie Żydzi". Najbardziej jednak uderza napis zamieszczony w zakończeniu filmu, że w Polsce mieszka obecnie niecałe 4 tyś Żydów, gdy osoby z "listy Schindlera" i ich potomków szacuje się na liczbę 6 tysięcy rozsianych na całym świecie. Pretensje z powodu takiego zestawienia i takich danych wyraził tuż po premierze znany literat Jan Józef Szczepański, Kiedy podczas konferencji prasowej zwrócono reżyserowi uwagę na dostrzeganie - już w Ameryce -antypolskich akcentów w filmie, m.in. dlatego, że w scenach z Oświęcimia brak języka niemieckiego pojawia się za to parę "głośnych komend po polsku", udzielił, wymijającej, a nawet nie do końca prawdziwej odpowiedzi, bo Spielberg w kinie może wszystko: "Film jest zrobiony po angielsku. I Polacy i Niemcy, i wszyscy na filmie mówią po angielsku. Dokonaliśmy pewnego wyboru. Po prostu film został nakręcony po angielsku. I gdyby to był film produkcji niemieckiej czy polskiej, to sytuacja byłaby wtedy zupełnie inna." Wiele innych osób, zwracało uwagę na ten właśnie niedopowiedziany charakter niektórych scen.

Kraków przygotowywał się do tej, iście hollywoodzkiej premiery już od dawna. Pomimo ściśle ustalonego programu wizyty i tak nie obyło się bez niespodzianek. Prosto z samolotu Spielberg przesiadł się do czerwonego audi i z bardzo dużą szybkością pojechał do Oświęcimia - Brzezinki. "Chciałem tuż przed polską premierą raz jeszcze odwiedzić obóz w Brzezince" - powiedział gość zaskoczonemu niezapowiadaną wizytą Jerzemu Wróblewskiemu, dyrektorowi Państwowego Muzeum w Oświęcimu. Reżyser i jego żona złożyli kwiaty pod pomnikiem, a później stali chwilę przy ruinach krematorium. W drodze powrotnej Spielberg nieoczekiwanie zatrzymał się przy stojących na poboczu drogi dwojgu starych ludziach na chwilę rozmowy, której tłem były druty ogradzające były obóz śmierci.

Dużą niespodziankę sprawił Spielberg statystom i osobom, które brały udział w powstawaniu filmu pojawiając się po specjalnym pokazie o godz. 12. w kinie "Warszawa". "Rozpoznaję twarze wielu z was" - mówił dziękując im za pracę reżyser, i chociaż był umówiony w Wierzynku na obiad, licznie rozdawał autografy. Oczekujący na reżysera przed restauracją krakowianie ożywili się wkrótce po 15. kiedy dobiegły ich dźwięk syren i nadjechała kolumna wozów z policyjną eskortą. Był to jednak "tylko" wicepremier Aleksander Łuczak. Kilkanaście minut później pod Wierzynek dotarła manifestacja protestująca przeciwko umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa zamordowanego 17. lat temu przez SB.

Spielberg przybył do Wierzynka spóźniony o 40 minut. W trakcie aperitifu wręczono mu obraz Mariusza Lipińskiego o tematyce żydowskiej, wybrany przez specjalną komisję krakowskiego magistratu spośród kilkunastu innych prac. Obiad dla 40 gości podano w Sali Rycerskiej i Sali Zegarowej. Spielberg zajął honorowe miejsce, a towarzyszyli mu wicepremier Aleksander Łuczak i prezydent Krakowa Józef Lassota. Gość nawet nie spróbował wykwintnych potraw przygotowanych z tej okazji przez szefa kuchni, lecz poprosił o...ruskie pierogi.

Organizatorzy bardzo dbali o "niezakłócanie atmosfery". O ile wielu łowcom autografów jakoś udawało się dotrzeć do Spielberga, to czekający przed wejściem do studia telewizyjnego w Łęgu na przyjazd Spielberga na konferencję prasową starszy człowiek, który chciał powiedzieć reżyserowi "jak to było naprawdę", nie miał żadnych szans. Przypuszczalnie z tego powodu ekipa Spielberga podjechała nieoczekiwanie pod boczne wejście.

Na konferencji prasowej o 17. reżyser podkreślał, że "nie chodziło mu o zrobienie biznesu, ale o wzbudzenie zainteresowania u młodych ludzi, Amerykanów i mieszkańców innych krajów świata, którzy bardzo niewiele wiedzą na temat holocaustu". W trakcie konferencji zamienił także kilka słów z przedstawionym mu przez L. Page'a, ubranym w pasiak - Józefem Rednerem - więźniem obozu w Płaszowie.

W zasadzie, na uroczystą premierę (o 19.) do odświętnie przystrojonego i mocno oświetlonego kina "Kijów" nie przybyła żadna z zaproszonych polskich osobistości, choć na premierze amerykańskiej był nawet prezydent B. Clinton. W Krakowie nieobecni byli: L. Wałęsa (podróżował właśnie do Indii), W.Pawlak (uczestniczył w spotkaniu klubów poselskich SLD i PSL), A. Olechowski, J. Oleksy, M, Strąk, A. Struzik, A. Strzembosz, K. Dejmek, T. Mazowiecki, J.K. Bielecki, H. Suchocka, M. Jagiełło, J. Glemp i inni "grający pierwsze skrzypce" w kraju. Nie najlepiej przedstawiała się organizacja premiery. Organizatorzy - "ITI Cinema" - numerowali zaproszenia, tworząc budzący wiele emocji "towarzyski ranking". Przede wszystkim zaś, był taki bałagan organizacyjny, że według listy, nazwanej uszczypliwie przez prasę "listą Spielberga", zapowiadało się, że np. A.Wajdzie przyjdzie siedzieć na kolanach A. Michnika, a arcybiskup krakowski F. Macharski podzieli się miejscem z K.Kieślowskim. Problemu jednak nie było, ponieważ z osób z "dużymi nazwiskami" zjawili się tylko: A. Łuczak, J. Zaorski, D. Fikus, Z. Niemczycki. Znakomitą większość na premierze stanowił establishment krakowski.

Uwagę wchodzącego do kina Spielberga zatrzymała ponowiona demonstracja studentów w sprawie Pyjasa. Reżyser wziął manifestujących za swoich... gorących wielbicieli. Po uroczystości otwarcia projekcji i kilku minutach spędzonych na sali kinowej Spielberg wymknął się z kina cicho i niepostrzeżenie. Gość pojechał na krakowski Kazimierz, gdzie odwiedził nowo powstałe Centrum Kultury Żydowskiej. W kameralnym gronie spotkał się z przedstawicielami społeczności żydowskiej. Wyszedł obdarowany prezentami - książkami i obrazami. Chwilę później udał się na prywatną kolację do Anny Jeziornej, która przed laty zasłynęła jako założycielka szkół społecznych w Polsce, do jej zacisznej, wypełnionej blaskiem świec kawiarni, położonej o kilka przecznic od Żydowskiego Centrum Kultury. Nie gościł tu tak długo jak się spodziewano - już po 21. opuścił Kazimierz.

Dla przejeżdżającego ciasnymi ulicami Krakowa Spielberga wstrzymywano ruch drogowy, aby kolumna jego samochodów mogła przejechać bez przeszkód. "To wszystko dla mnie?" -dziwił się reżyser. - "Czuję się jak król...". Po 12 godzinnym pobycie opuścił Kraków. Odleciał do Tel Awiwu na kolejną premierę.

Anna Biedrzycka