Prywatyzacja Krakowskiego Cefarmu

admin 1992-03-31

Kupmy sobie aptekę!

Helena Żak-Kudłania była do 1990 roku kierowniczką cefarmowskiej apteki przy ulicy Prądnickiej w Krakowie. Kiedy Cefarm rozpoczął prywatyzację aptek, postanowiła starać się o jej wykupienie. Potrzebna była do tego koncesja z Ministerstwa Zdrowia, przyznawana na podstawie zgody Cefarmu na sprzedaż wyposażenia i leków znajdujących siew aptece. Zgodę taką uzyskała w lutym 1990.

Wcześniej jednak zaproponowała spółkę swojej zamożniejszej koleżance, też farmaceutce. Lidia Jasielska zgodziła się dać pieniądze. Sama nigdy nie mogłaby kupić apteki cefarmowskiej, gdyż nie spełniała kryteriów, jakie brała pod uwagę specjalna komisja rozpatrująca wnioski o sprzedaż aptek. Kiedy w marcu 1990 roku Żak-Kudłania dostała zawiadomienie z ministerstwa, aby zgłosić się po odbiór koncesji, Jasielska zaoferowała się usłużnie, że koleżance koncesję przywiezie.

Trudno - pomyślała Żak-Kudłania - i wzięła się za prowadzenie apteki. Jasielska zaś za prowadzenie domu bogatego biznesmena w Wiedniu.

Co może obywatel z urzędem?

Naiwność ludzi sięga nieba. Pracowita, choć uboga wspólniczka nie dociekała, dlaczego ministerstwo, a konkretnie Departament Farmacji stanął na straży interesów bogatszej i obrotniejszej. L.Jasielska wcale nie musiała się znaleźć na koncesji. Szczerze mówiąc, nie miała nawet do tego prawa. W jej ręce dostało się po prostu złożone w ministerstwie podanie Żak-Kudłani o przyznanie koncesji. Na tymże dokumencie uczyniła własnoręczny dopisek, niezbyt zresztą staranny: l/ Helena Żak-Kudłania, 2/ Lidia Jasielska (plus adresy). Urzędniczka potraktowała to jako tzw. podkładkę, czyli podanie od obu pań i na tej podstawie wydala koncesję dwuosobową, a nie jednoosobową, jak należało.

Niedługo potem ówczesny minister zdrowia Władysław Sidorowicz wymienił sporą część Departamentu Farmacji. Redukcja objęła również Bożenę Kołakowską, która koncesję wydała. Słodką jej tajemnicą pozostanie, dlaczego okazała się tak szczodra dla Jasielskiej, nie mówiąc już o tym, dlaczego pozwoliła zainteresowanej bazgrać na powierzonym jej przez kogoś innego urzędowym, bądź co bądź, dokumencie.

Od tego momentu wątki osobiste przeplatają się z urzędowymi. Jasielska, mając ministerialną koncesję również na siebie poszła krok dalej. Zaproponowała Żak-Kudłani umowę, według której najmuje ją na dwa lata do prowadzenia apteki za 50% zysków. Niby więc dzielą się po połowie, ale tylko przez dwa lata. Żak-Kudłania odmówiła podpisania umowy. Nie na wiele się to zdało. Jasielska znalazła w Myślenicach notariusza Jerzego Krzyworzekę, który własną pieczęcią poświadczył, że osoby, których tożsamość na podstawie dowodów ustalił "powyższy dokument własnoręcznie podpisały". Pobrano opłatę 11.500 zł. Notarialne poświadczenie nieprawdy kosztuje w Polsce wyjątkowo tanio. Przynajmniej oficjalnie.

Zainteresowanej opłaciło się to bardzo. Na podstawie nie podpisanej, ale poświadczonej notarialnie umowy mogła traktować swoją wspólniczkę jako wynajętą przez siebie siłę fachową prowadzenia apteki. Faktu, że na umowie brak podpisów nie zauważono nigdzie: w banku, gdzie zakładano konto, w Urzędzie Skarbowym Kraków-Krowodrza, gdzie apteka składała deklaracje podatkowe oraz w Wydziale Zdrowia Krakowskiego Urzędu Wojewódzkiego, który sprawował nadzór farmaceutyczny nad apteką.

W PGM-ie jak w rodzinie

Łatwowierność urzędów podsunęła przedsiębiorczej farmaceutce następne pomysły. Skoro spółka miała trwać jedynie dwa lata niechby lokal apteki był już tylko na nią. Trudność polegała na tym, że Cefarm, przyznając zgodę Żak-Kudłani na wykup wyposażenia i leków, ją tylko wskazał w piśmie do PGM-Krowodrza jako przyszłego najemcę lokalu. Umowę najmu zawarto 30 kwietnia 1990, ale wcale nie z Żak-Kudłania, jak chciał Cefarm, ale z Jasielską. Nie wiadomo, czy była to własna kandydatka dyrekcji PGM-Krowodrza, czy jedynie kierownika ROM-1 Zbigniewa Kluzka, który podpisał umowę w imieniu przedsiębiorstwa. I znów, jak w przypadku notariusza, umowa kosztowała małe pieniądze - tylko 15 tysięcy opłaty skarbowej. Oficjalnie.

Po zdobyciu lokalu pozostało już tylko kupić od Cefarmu wyposażenie apteki i zgromadzone w niej medykamenty. Umowa kupna-sprzedaży zawarta z Cefarmem 5 maja 1990 wymienia tylko jedno nazwisko nabywcy: L Jasielską. Stało się tak, mimo że ten sam Cefarm zaledwie 3 miesiące wcześniej dał zgodę na zakup jedynie Żak-Kudłani, a sprzedający aptekę w imieniu Cefarmu dyrektor Ryszard Ścibor był przewodniczącym komisji przyznającej zgodę. Jeśli uznałby nawet dwuosobową koncesję, która była już faktem, powinien zawrzeć umowę kupna-sprzedaży z dwiema osobami, a niejedną, właśnie z Jasielską.

Ta umowa kosztowała ją nieco drożej niż poprzednie, bo aż 4.775 tys., tj. 5%opłaty skarbowej od kwoty, za którą kupiła aptekę: 95.384.423 zł. Czy tylko? Podpisujący umowę dyr.Ścibor oraz główna księgowa już w Cefarmie nie pracują. Nowy dyrektor Maciej Boczar nie chciał udzielić żadnych informacji o okolicznościach, jakie towarzyszyły ich odejściu. Na odchodnym znajduje się natomiast Jerzy Wiśniewski, zastępca dyr. Ścibora ds. administracyjno-technicznych. To on podpisał pismo do PGM-Krowodrza, wskazujące Żak-Kudła-nię jako jedynego przyszłego najemcę lokalu apteki po Cefarmie. Widać nie dawało mu to spokoju, gdyż blisko dwa miesiące po pierwszym piśmie przesłał PGM-owi drugie o identycznej treści, z tą samą datą, co poprzednie, zjedna tylko różnicą, że jako przyszłego najemcę lokalu prywatyzowanej apteki wymienia siew nim dwie osoby, a nie jedną. Drugą osobą jest oczywiście Jasielska. Pismo wysłane potem nie anulowało wcześniejszego. Można by się tego spodziewać, gdyby Cefarm zmienił zdanie. Opatrzono je natomiast tą samą liczbą dziennika z dopiskiem "a". Nie zostało też wciągnięte do rejestru pism wychodzących. Dziś nie wiadomo, w jaki sposób dotarło ono do PGM-Krowodrza, gdzie 29 maja 1990 potwierdzono jego odbiór. Wiadomo natomiast, że wicedyrektorem tegoż przedsiębiorstwa jest Waldemar Wiśniewski, syn dyrektora Jerzego Wiśniewskiego z Cefarmu. Sprawa rozegrała się więc niejako w rodzinie. Tym razem nieoficjalnie.

Dyrektor Boczar nie zamierza jej wyjaśniać. Wiśniewski odchodzi za kilkanaście dni i jest już praktycznie poza jego zasięgiem. Gruba kreska, jak widać, obowiązuje i tutaj. Swoją drogą krakowski Cefarm ma już tak zaszarganą opinię, że jeszcze jedna nie wyjaśniona afera na jego koncie już niczego nie zmieni.

Władysław Tyrański