W obronie Krzyża i Wolności

admin 1994-06-30

W latach 50. w powstającej dopiero Nowej Hucie było więcej restauracji, barów i kiosków z alkoholem niż w całym Krakowie, centrum turystycznym powojennej Polski. Natomiast, jak przy stało na wzorcowe miasto komunizmu - nie było tam kościoła. Walki o jego powstanie są jednym z najmniej znanych wydarzeń naszej powojennej historii, mimo ze polała się w nich krew.

W pierwszym socjalistycznym mieście Polski Nowej Hucie, w 1950 r. niemal w każdym bloku był tzw. czerwony kącik, gdzie co najmniej raz w tygodniu odbywały się "dobrowolne" prelekcje na temat ułomności kapitalizmu i szczęścia jakie ofiarowuje ludzkości komunizm. Równocześnie na ulicach miasta miały miejsce rozliczne bójki i awantury; kwitło pijaństwo. Demoralizowane w ten sposób tamtejsze społeczeństwo miało być spolegliwe, zupełnie inne niż reakcyjny, "strupieszały" Kraków, który zawiódł oczekiwania władz i nie powiedział "3 x tak", a na dodatek w 1946 r. obchodził i to manifestacyjnie, nie tę uroczystość co trzeba: zamiast "Święta Pracy", rocznicę 3 maja. A jednak w tym, z założenia ateistycznym mieście, które zaczęto budować w 1949 r. Krakowowi "za karę", ludzie zaczęli domagać się kościoła. Przede wszystkim dlatego, że przybywający tu z całej Polski, wiedzeni wizją lepszego życia, nie potrafili żyć bez Boga i kościoła, ale za to w służbie obcej im z domu, wychowania - ideologii. Nie spodziewali się jednak, że walcząc o swój kościół zapiszą odrębną kartę w powojennych dziejach buntów społeczeństwa polskiego przeciw nadużyciom totalitarnej władzy. I że pośrednio wpłyną w ten sposób na losy całego Kościoła w Polsce.

"Kościoła w Nowej Hucie nie będzie" - zapewniał nieodmiennie przez kolejne cztery lata od eregowania w 1952 r. parafii Nowa Huta - Bieńczyce obejmującej nowopowstałe osiedla, szef krakowskiego wydziału wyznań zwracającym się w tej sprawie licznym mieszkańcom, gdyż miasto rozrastało się błyskawicznie (z 20 tyś w 1952 r. do 100 tyś w 1960). Nadzieję na zmiany przyniosła odwilż 1956 r. Wtedy też zawiązał się Tajny Komitet Budowy Kościoła. 27 listopada 12-osobowa grupa nowohuckich robotników wyjechała do Warszawy na rozmowy z Władysławem Gomułką w Urzędzie ds. Wyznań. Wrócili dopiero po ponad miesiącu, ale za to z dobrą wiadomością: jest zgoda na budowę kościoła! W styczniu 1957 r. zarejestrowano, jako stowarzyszenie, Komitet Budowy Kościoła, który liczył ponad 10 tysięcy członków - mieszkańców Nowej Huty. 17 marca 1957 r. w obecności tłumów wiernych L Nowej Huty i Krakowa arcybiskup Eugeniusz Baziak poświęcił krzyż i plac budowy. Uroczystość tę jak i poprzedzającą ją imponująca rozmiarami i wyglądem (liczne grupy w strojach regionalnych) procesję mieszkańców prowadzoną przez orkiestrę Huty im. Lenina, nagrało i wyemitowało wraz z komentarzem o wolności Kościoła w PRL - Polskie Radio.

W czerwcu 1958 r. wykonano pierwsze wykopy pod fundamenty kościoła. I na tym jego budowa utknęła - skończył się bowiem okres przychylności władz dla idei budowania świątyni w socjalistycznym mieście. Pretekstem dla lej decyzji stał się projekt obiektu, wyłoniony zresztą na drodze międzynarodowego konkursu spośród 100 nadesłanych prac, w którym zakładano, że w podziemiach kościoła znajdą się sale kulturalno-katechetyczne. Jego autorom zarzucono, że "chcieli tylko zarobić i upiec pieczeń polityczną". Następnie uzależniono decyzję o kontynuowaniu budowy od odwołania proboszcza. Kuria chcąc wszelkimi możliwymi sposobami ratować zagrożoną budowę dokonała zmiany na tym stanowisku, ale niczego to nie zmieniło.

14 października 1959 r. Prezydium Rady Narodowej m. Krakowa uchyliło decyzję o lokalizacji kościoła, twierdząc iż plac stanowi własność państwa i powstanie tam szkoła. Wkrótce też Urząd Spraw Wewnętrznych Prezydium WRN rozwiązał Komitet Budowy Kościoła i ograbił go z zebranych (zdeponowanych w banku) pieniędzy oraz zgromadzonych materiałów budowlanych bezprawnie przekazując je Funduszowi Budowy Szkół. 19 kwietnia pisemnie zażądano usunięcia z placu budowy krzyża "w nieprzekraczalnym terminie do 26 kwietnia". Proboszcz odmówił jednak wykonania tego polecenia władz do czasu rozstrzygnięcia odwołania wniesionego do URM-u przez Kurię Metropolitalną lub wyznaczenia nowego miejsca pod budowę kościoła. List odczytano podczas niedzielnego kazania 24 kwietnia i odtąd ludzie zaczęli pilnować krzyża. Rozpoczęła się też nagonka w prasie, a jeszcze przed upływem wyznaczonego terminu zasypano spychaczami wykopy pod fundamenty kościoła.

Wydarzenia, które przeszły do historii pod nazwą "obrona krzyża nowohuckiego" rozpoczęły się 27 kwietnia. Tego dnia na placu zjawiło się 4 wyraźnie nietrzeźwych mężczyzn. Przy okrzykach, wtedy jeszcze nielicznych mieszkańców, głównie kobiet i dzieci: "świętokradcy, zostawcie", zaczęli wykopywać krzyż. Gdy przechylili go, próbując wydobyć z ziemi, wokół nich był już rozgniewany tłum. Przepędzono robotników i osadzono krzyż z powrotem. Ludzie już go nie odstępowali: modlili się, śpiewali pieśni religijne, kładli kwiaty i zapalali świece. Ściągnięte szybko milicyjne posiłki próbowały pałkami rozpędzić zgromadzonych i wciąż, napływających ludzi. Odpowiedzią atakowanych były gwizdy i okrzyki: "My chcemy Boga", "Precz z komunizmem".

Około południa Nowa Huta została zamknięta, a szczególnie gęsty szpaler milicyjnych i wojskowych posterunków (w Ruszczy p. Krakowem przygotowano działa i karabiny maszynowe) oddzielał ją od strony Krakowa. Do Huty ściągano samolotami z różnych stron południowej Polski (m.in. z Katowic, Kielc, Radomia, Jasła) służby specjalne, ciągnęły tam też kolumny samochodów ciężarowych i opancerzonych. Oba miasta wówczas przemierzali jeszcze tylko taksówkarze. Oni właśnie przekazywali krakowianom wiadomości o "rewolucji w Nowej Hucie". O 13. tłum pod krzyżem był już tak duży (dołączyli robotnicy ze zmiany porannej w hucie), że oderwał się od krzyża i zaczął w dwóch pochodach krążyć po mieście wołając "Chcemy kościoła", "Chcemy księdza" śpiewając pieśni, również robotnicze. Pierwsze duże starcia nastąpiły ok. 15. kiedy dołączyli kolejni mężczyźni z kombinatu. Do największego z nich, które dało początek regularnym walkom, trwającym do późnej nocy, a skoncentrowanym wokół krzyża i budynku Dzielnicowej Rady Narodowej, doszło o 17. Tłum, który wdarł się do tego budynku palił akta m.in. spraw karnych za nieoddawanie przymusowego kontyngentu zboża, trzody. Tłuczono szyby, wyrzucano przez okna kosztowne kryształy, podpalono samochód jakiegoś partyjnego dygnitarza. Płonęły kioski Ruchu. Przeciw protestującym, jak i przypadkowym ludziom, użyto petard, armatek wodnych (woda zawierała domieszkę farby; "znaczonych" w ten sposób ludzi wyłapywali tajniacy i milicja), granatów z gazem łzawiącym i sfory psów. Jęki bitych, ujadanie psów, płacz i krzyki uciekających mieszały się z okrzykami, gwizdami kolejnych wychodzących na ulice, z młotkami, sztabami w rękach, u których bezwzględność działań służb specjalnych wzbudzała jeszcze większą determinację. Około 19. zaczęła się strzelanina. Wieczorem, o 21. w całej Hucie wyłączono prąd. Pod osłoną ciemności przygotowywano się do ostatecznej pacyfikacji miasta. Jednocześnie był to element walki psychologicznej - wzbudzić grozę, zwiększyć strach. W tych całkowitych ciemnościach jeszcze wyraźniej widać było łunę bijącą nad krzyżem, od morza palących się przy nim świec. Równocześnie z włączeniem prądu (godz.22.) do ataku ruszyła milicja, ORMO, milicja robotnicza. Najpierw rozprawiono się z tłumem pod krzyżem, a ostatni broniący go i trzymający się go kurczowo byli odrywani od niego siłą i bici po palcach tak długo, aż go nie puścili. "Kiedy kilkuosobową grupą dotarliśmy do miejsca położonego ok, pół kilometra od krzyża ok. 23.30. znów było zupełnie ciemno, uderzył nas w oczy gaz łzawiący, pod nogami chrzęściło szkło, z dala słychać było śpiewy: Gdy naród do boju wystąpił z orężem ..., potem wrzaski, krzyki: Gestapo i...pojedyncze strzały - wspominał świadek tych wydarzeń Adam Macedoński:

- Napotkani przez nas robotnicy zaczęli prowadzić nas pod krzyż mówiąc: 'Czekamy na was studenci, bo tam pod krzyżem mordują Polaków'. W pewnej chwili musieliśmy się zatrzymać, gdyż nie można było przejść. Ulicą szedł kilkusetosobowy pochód aresztowanych kobiet i mężczyzn skutych łańcuchami za ręce i nogi, a po bokach milicjanci z psami. Grozę tego, majaczącego w głębokich ciemnościach widoku, wzmagało dzwonienie łańcuchów i ujadanie psów." Równocześnie z mieszkań, a zwłaszcza hoteli robotniczych, SB i MO wyłapywało wszystkich podejrzanych o udział w zamieszkach. Wokół krzyża do później nocy podwójny rząd milicjantów stojących na rozstawionych nogach w hełmach bojowych z pistoletami maszynowymi. Do późnej nocy ulice i chodniki (niektóre ulice były naprędce zabarykadowane) przemierzały wozy opancerzone, lano tony wody z armatek wodnych, tyralierami ścigano ludzi. Zdaniem świadków najwięcej ludzi postrzelono i zabito właśnie w nocy (po wyjściu nocnej zmiany o godz. 1.). Byli też ranni wśród milicjantów - później ich hełmy i pałki ...sprzedawały dzieci. Następnego dnia. 28 kwietnia, ludzie znów gromadzili się przy krzyżu, modląc się i płacząc od stężałego w powietrzu gazu. Rozpędzani, uparcie powracali. W mieście trwały aresztowania. Opór powoli wygasał. 30 kwietnia wyruszyła z Krakowa ok. 200-osobowa grupa studentów. Rozpędzono ją pałkami w połowie drogi do Huty. Do l maja zostały usunięte wszelkie ślady walki.

W obronie nowohuckiego krzyża polała się krew. Nikt do końca nie wie jednak ile osób zginęło. Według informacji z końca kwietnia 1960 r. zaprzyjaźnionego z A. Macedońskim lekarza krakowskiego pogotowia, w szpitalach od pobicia zmarło 17 ludzi. Mieszkanka Nowej Huty, z krakowskiej Rodziny Katyńskiej, była świadkiem przejechania dziewczynki przez wóz z armatką wodną. Do dziś żyje w Nowej Hucie ksiądz, który chował zastrzelonego 28 kwietnia. Oficjalne źródła, mówią tylko o rannych i zdaniem wielu świadków podają znacznie zaniżone dane. Mówią one bowiem o 181 rannych (w tym 15 ciężko) milicjantach i esbekach, a tylko o 23 rannych cywilach. Wiadomo jednak, że wielu rannych nie zgłosiło się do państwowych placówek służby zdrowia w obawie przed wyłapaniem przez milicję i oskarżeniem o udział w zamieszkach. Równocześnie w prasie krakowskiej pojawiły się informacje, że w ostatnich dniach kwietnia pogotowie ratunkowe udzieliło pomocy wielu osobom pogryzionym przez psy. Zatrzymano, wedle oficjalnych danych, ponad 500 osób, sąd skazał 87 z nich na kary więzienia od pół roku do 5 lat, 4 osoby na karę aresztu, a wobec dalszych 119 osób orzeczono kary grzywny. Przez cały maj wyszukiwano winnych posługując się m.in. zdjęciami i taśmami filmowymi, które nakręcono podczas walk ulicznych, a wielu ludzi widząc ekipę filmową ubraną w batlledressy naiwnie uwierzyło, że to... "telewizja amerykańska". Najłagodniejszą formą represji było zwolnienie z pracy. Zwabiano nie tylko zatrzymanych, ale nawet tych, których wylegitymowały milicyjne patrole. O skali takich represji świadczy fakt, że jeszcze przez wiele miesięcy później w prasie polskiej ukazywały się ogłoszenia o naborze robotników o niemal wszystkich zawodach do ...pracy w kombinacie.

15 maja z okazji wyjątkowo hucznie obchodzonego tego roku "Dnia Hutnika" odbyła się w Nowej Hucie "wesoła niedziela". Przyjechali najwyżsi dygnitarze partyjno-rządowi, m.in. Gomułka, Kliszko, Jaroszewicz, a z gości zagranicznych wicepremier Chin. Gomułka w swoim przemówieniu podczas oficjalnej akademii potępił "niedawne chuligańskie ekscesy", a "awanturników i chuliganów podszczutych przez klery kałów" nakazał "usunąć poza obręb miasta, w którym przecież coraz silniej dominuje świadomość wielkoprzemysłowych, zdyscyplinowanych, oddanych sprawie socjalizmu robotników". W sierpniu i wrześniu 1960 r. rozwiązano w Krakowie wiele stowarzyszeń religijno-społecznych, a w wyniku przeprowadzonych kontroli bibliotek w seminariach duchownych skonfiskowano część wydawnictw.

Krzyż pozostał na swoim miejscu. Stoi obok szkoły. Kościół zbudowano gdzie indziej: na placu obok starej kapliczki w dawniej wsi Bieńczyce, w której w 1952 r. eregowano nową parafię. Po 7 latach rozlicznych utrudnień (wyrażono zgodę tylko na rozbudowę kaplicy, przy czym każdy kolejny etap tej rozbudowy wymagał odrębnej akceptacji) i nękań administracyjnych związanych z uzyskaniem zezwolenia, w 1967r. budowa kościoła ruszyła ponownie. Po 10 latach jej trwania, - kiedy, jak wspomina proboszcz tej wówczas największej w Polsce, bo liczącej blisko 100 tyś wiernych parafii, "stałe bał się, że albo jego zamkną, albo budowę", nowohucka "Arka Pana", jak nazwano kościół ze względu na bryłę architektoniczną, (opartą na nowym projekcie) została poświęcona przez kardynała Karola Wojtyłę.

Od kwietniowych wydarzeń 1960 r. w Nowej Hucie (podobne, ale na małą skalę miały miejsce nieco wcześniej w Przemyślu i Zielonej Górze), zmieniono strategię walki z Kościołem, a władze zaprzestały w Polsce zabraniania (chociaż nadal utrudniały) budowy kościołów. Spontaniczny wybuch protestu mieszkańców Nowej Huty, początkowo o charakterze religijnym, przerodził się w wybuch protestu przeciwko polityce władz. I tak też się z nim rozprawiono.

W 19 rocznicę obrony krzyża - 28 kwietnia 1979 r. zawiązano Chrześcijańską Wspólnotę Ludzi Pracy, i pragnąc przypomnieć te wydarzenia, wydawanemu przez nich pismu podziemnemu nadano tytuł "Krzyż Nowohucki". O stopniu zaangażowania członków tej wspólnoty świadczyć może fakt, iż pierwsze cztery numery tego pisma, mającego do 40 stron objętości, każdorazowo były przepisywane na zwykłej maszynie do pisania w ilości 500 egzemplarzy! Rok później założono własne, podziemne Wydawnictwo "Krzyża Nowohuckiego".

Sam krzyż, jako że pierwotnie z lichego drzewa (świerk lub sosna) w latach 70. zaczął gnić i chylić się ku upadkowi. Strzegła go wówczas skrzętnie milicja, by nie wymieniono go na nowy. Liczono, że z chwilą jego zwalenia się, problem tego krzyża przestanie istnieć. Jednakże ludzie byli sprytniejsi: przygotowany solidny dębowy krzyż w końcu lat 70. błyskawicznie osadzono w miejsce zniszczonego gdy l maja milicjanci opuścili na chwilę posterunek. W ostatnich latach krzyż ten zamieniono na jeszcze solidniejszy - metalowy.

Anna Biedrzycka

Materiał powyższy powstał głównie w oparciu o niepublikowane do tej pory relacje, uczestników tych wydarzeń gromadzone przez Adama Macedońskiego -współzałożyciela Instytutu Katyńskiego w Polsce, Chrześcijańskiej Wspólnoty Ludzi Pracy oraz założonej kilka lat temu (1988) Wspólnoty Obrońców Krzyża. Dopełnieniem były nieliczne artykuły prasowe, m.in. Stanisława Misiaka "Mieć swój kościół" (1990).