Prasa - szczegóły

2012-10-11

Przewodniczący sejmików województw musieli polecieć do Brukseli, by tam przyszedł im do głowy genialny pomysł. W mądrych głowach osób kierujących pracami regionalnych parlamentów zrodziła się myśl o nazwaniu się marszałkami sejmików.

"Sejmik jako organ uchwałodawczy i kontrolny jest pod tym względem podobny do Sejmu, na którego czele stoi marszałek, zaś od czasów pierwszej wolnej elekcji w sejmikach ziemskich ukształtowała się funkcja marszałka sejmikowego" - można przeczytać w stanowisku przyjętym w Brukseli.

Chciałbym podążyć tym tokiem rozumowania. I wychodzi mi, że obecnych marszałków trzeba nazwać premierami rządu regionalnego (obecnego premiera - królem). Z kolei rady powiatu, które w swoich kompetencjach są podobne do Sejmu i sejmików, musiałyby zostać nazwane sejmiczkami, a starostowie - premierkami. Brakuje mi słów na nazwy dla rad gmin i wójtów. A co zrobić, gdy o zmianę nazw upomną się sołectwa, osiedla, nie wspominając już o podstawowej komórce społecznej, czyli rodzinie.

Osobiście nie jestem przekonany, że obecne nazewnictwo najlepiej oddaje rolę pełnioną przez przewodniczących sejmików i marszałków województw. Wolałbym jednak, żeby - bez względu jak się nazywają - przewodniczący sejmików i marszałkowie województw zajęli się rozwiązywanie rzeczywistych problemów, a nie sprawami które dla przeciętnego mieszkańca, także Małopolski, nie mają żadnego znaczenia.

Od tego czy nasz parlament regionalny będzie Sejmem czy tylko sejmikiem, czy będzie nim kierował marszałek czy tylko przewodniczący, nie bedzie zależeć przyszłość naszej małej ojczyzny.

Pracy małopolskiego sejmiku przyglądam się od kilkunastu lat. I czasem mam wrażenie, że to nie jest nawet sejmiczek.

GRZEGORZ SKOWRON