Prasa - szczegóły

2012-01-21

Historia (prawie) najnowsza. Emeryt Adam Stoszko opowiada, jak nie odwołał krakowskiej Rady Miasta

Spotykamy się w Noworolu, jednym z zapalnych miejsc całej historii. To właśnie tutaj niemal dwadzieścia lat temu nocowały strajkujące kelnerki, żeby zatrzymać pracę. Obecnie w jednej z najpiękniejszych kawiarni Krakowa pracuje uśmiechnięta młodzież, która nie kojarzy tamtych wydarzeń. I chociaż i la zamówienie czekamy tyle, że można nauczyć się na pamięć dekoracji lokalu, kawa smakuje wspaniale.

Adam Stoszko, były adiunkt Wydziału Odlewnictwa Akademii Górniczo-Hutniczej, późniejszy prywatny przedsiębiorca, przywołuje w pamięci nieco inny Kraków, taki z początków lat 90., gdy narastające strajki i pikiety stopniowo paraliżowały miasto. Protestowali hutnicy, sklepikarze, kupcy i kelnerki, kierowcy MPK. Przychodzili z hasłami pod magistrat albo pod Mickiewicza. Największe kontrowersje budziła szybka prywatyzacja obiektów usługowych i handlowych oraz zmiana nazw ulic, które kojarzyły się z poprzednim systemem.

Stoszko, ówcześnie prezes Stowarzyszenia Prywatnych Przedsiębiorców mówi, że dotarło do niego tyle osobistych skarg i pretensji krakowian, że nie mógł zostać wobec nich obojętny. I kiedy w 1992 roku zorganizował akcję zbierania podpisów w sprawie referendum, mającego doprowadzić do odwołania krakowskiego samorządu, spotkał się z nadzwyczaj dużym odzewem społecznym. W ciągu zaledwie trzech tygodni, jego akcję poparło ponad 75 tysięcy osób, tj. około 20 tysięcy więcej, niż wymagała tego ordynacja wyborcza Wszystko nabrało siły na zebraniach w NCK-u. Uczestniczyli w nich mieszkańcy Krakowa niezadowoleni z pracy samorządu, przydziału lokali, mający kłopoty z urzędnikami. Sala była zawsze pełna - relacjonuje.

Rozwieszone na mieście plakaty o referendum ściągnęły uwagę wielu, także tych będących w Krakowie przejazdem. Zwłaszcza, że jeden stolik agitatorów stał w pobliżu Dworca Głównego.

- Dzwonili do mnie ludzie z innych regionów Polski i pytali jak taką akcję zorganizować. Dzieliłem się swoją wiedzą. Referendum nie doszło jednak do skutku. Po weryfikacji podpisów, okazało się że zabrakło nam zaledwie 112 głosów! U mnie zaczęły się za to telefony z pogróżkami "na którym drzewie chcę wisieć". Policja nie złapała sprawców, za to przez dwa lata miałem aparat na podsłuchu - dodaje gorzko.

To jakaś hucpa!

Pierwsza Rada Miasta Krakowa została wybrana w demokratycznych wyborach 27 maja 1990 roku. W jej skład weszło 75 radnych. Przechodziła ona szereg kryzysów i w ciągu jednej kadencji powołała aż trzech kolejnych prezydentów miasta. W czasie akcji Stoszki prezydentem Krakowa był mecenas Krzysztof Bachmiński: - To były burzliwe czasy i Adam Stoszko doskonale się w nie wpasował. Sesje rady przebiegały wtedy bardzo barwnie, jedna koalicja zwalczała drugą i wśród radnych mieliśmy różne barwne postacie. Paradoksalnie, mimo że odwołanie rady miało oznaczać także odwołanie zarządu, miałem z panem Stoszką miły kontakt. Od początku jednak nie bardzo wierzyłem, że uda mu się to zrobić - komentuje prezydent Bachmiński.

W sukces akcji wątpił także również Zbigniew Fijak, ówczesny radny. - Ten pomysł to była jakaś hucpa! Zebranie podpisów w proteście wśród Polaków jest stosunkowo łatwe, znacznie gorzej wypada frekwencja wyborcza. Nie wierzę, że w tak dużej gminie można uzyskać quorum. Cały pomysł rozpatrywałem raczej w kategoriach folkloru politycznego, rodzącej się demokracji, a nie porządnej inicjatywy - stwierdza

- To była forma populizmu - podsumowuje Kazimierz Barczyk, przewodniczący rady miasta do marca 1993 roku.

Nerwową reakcję wywołuje nazwisko Adama Stoszki także w Państwowej Komisji Wyborczej w Krakowie. Kiedy dziś pytam o tamto referendum, urzędnicy kwitują, że szukam afery w złym miejscu. A kiedy przychodzi tam po piętnastu latach organizator "całego zamieszania", od progu padają pytania: "To pan? Znowu pan będzie kogoś odwoływać?!"

- No to im powiedziałem, że owszem będę! Tym razem prezydenta Majchrowskiego. To był oczywiście żart - przytacza Stoszko.

Taki sam

Większość samorządowców kojarzy nazwisko Adama Stoszki bezbłędnie, choć od tamtych - z ich punktu widzenia marginalnych wydarzeń - minęło niemal 20 lat. Być może także dlatego, że zapalony działacz z Podgórza, wtedy jeszcze anonimowy mieszkaniec Krakowa, w ciągu całej I kadencji rady miasta zachowywał się jak wzorowy uczeń. Przez cztery lata nie opuścił żadnej sesji w magistracie, wielokrotnie domagał się dopuszczenia do głosu i do pewnego momentu zyskiwał takie prawo. Oprócz płomiennych, wygłaszanych w bardzo moralizatorskim tonie wystąpień, robił skrupulatne notatki, zbierał wycinki prasowe, uczestniczył w spotkaniach przedstawicieli rady z dziennikarzami. Gdyby te materiały zachowały się do dziś ("niestety żona zrobiła porządek w garażu"), można by mu przyznać miano kronikarza pierwszych władz "wolnego Krakowa".

- Taki sam byłem na studiach, nie opuściłem ani jednego wykładu - przyznaje z dumą. Zresztą, jego kariera naukowa również zapowiadała się obiecująco, chociaż w ciągu 20 lat pracy na AGH, wykazał się przede wszystkim jako działacz. Przez cztery kadencje był szefem Rady Oddziałowej Związku Nauczycielstwa Polskiego przy Wydziale Odlewnictwa AGH, trzy kadencje przewodniczył Komisji Oddziałowej NSZZ Solidarność przy tymże wydziale uczelni oraz należał do Rektorskiej Komisji Kadrowej. Wstrzymywał premie dla działaczy partyjnych, bronił osób, które mogły zostać usunięte z uczelni ze względów politycznych.

- Nieważne czy przychodził do mnie profesor czy sprzątaczka. Nie bałem się zabrać głosu, sprawiałem kłopoty władzy - podkreśla.

Prawie się udało

W 1985 roku odszedł z uczelni, żeby założyć własną firmę. Po początkowym sukcesie w biznesie, przyszły chude lata. W 1989 roku założył Stowarzyszenie Prywatnych Przedsiębiorców, żeby tacy ludzie jak on mieli wyraziciela swoich racji. W najlepszym okresie SPP skupiało 1800 członków. Potem przyszedł czas na Krakowski Komitet ds. Odwołania Rady Miasta. Kiedy wiosną 1992 roku zebrano rekordowe 75 tysięcy podpisów, sprawa wydawała się być przesądzona. Jednak po zakończonej weryfikacji głosów w Wojewódzkiej Komisji Wyborczej w Krakowie, okazało się, że mimo początkowej nadwyżki, brakuje 112 podpisów.

- Wiele głosów unieważniono ze względów formalnych. Adam Stoszko nie kwestionował tego, przejrzał listy i podziękował za współpracę. Nie był napastliwy, zawsze działał bardzo elegancko i zgodnie z prawem. Faktycznie niewiele mu brakło - wspomina sędzia Zenon Martyniak, krakowski komisarz wyborczy w latach 1989-1997.

- Stoszko w swoich działaniach był bardzo skuteczny i naprawdę mogło mu się udać - podkreśla Wojciech Marchewczyk, rzecznik I RMK. - Oczywiście różniliśmy się zdaniami i często z nim polemizowałem. Kiedy mówił o niesprawiedliwości dziejowej i wyrzucaniu ludzi na bruk, tłumaczyłem, że nie da się ciągnąć komuny po trzech latach przemian, a Rada musi realizować ustawę samorządową. Był jednak bardzo bliski celu. Po jakimś czasie okazało się, że jedna paczka z podpisami zginęła w trakcie pakowania i nagle cudem została odnaleziona przez panie sprzątające. Te zagubione głosy spokojnie wystarczyłyby do ogłoszenia referendum - twierdzi.

Efekt zajętego knebla

- Takich jak Adam Stoszko było wielu. Po latach komunizmu, kiedy nie wolno było myśleć samodzielnie, ani tym bardziej wyrażać swojego zdania, zadziałał efekt zdjętego knebla. Wraz z wybuchem demokracji każdy chciał zabrać głos, wykazać- się, zaistnieć. Dużo w tym było naiwności, ale takiego zapału i szczerego entuzjazmu już chyba nie doczekamy - komentuje Edward Nowak, wiceprezydent Krakowa w latach 1990-1991.

Wydaje się jednak, że zapał i entuzjazm Adam Stoszko miał wrodzone od dziecka. Jak sarn przyznaje, pierwszym prezesem został w wieku 9 lat, kiedy to wybrano go na przewodniczącego ministrantów w parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Podgórzu O takim temperamencie mogły zadecydować także geny. .Jego wujkiem był znany administrator tegoż samego kościoła, ksiądz Ignacy Stoszko, który za swoje zasługi i aktywność, otrzymał po latach swoją ulicę w Krakowie. Zresztą obaj panowie, Ignacy i Adam, znaleźli uznanie za podobne przymioty: pracowitość, otwartość i zmysł organizacyjny.

Adam Stoszko bardzo szybko znalazł wspólny język z grupą radnych, którzy byli nastawieni bardziej roszczeniowo, mieli różne pretensje o lokale użytkowe. Gdy my popełnialiśmy błąd naiwności, że trudno -jest przełom i trzeba szybko prywatyzować, przekształcać, nawet kosztem "sprawiedliwości społecznej", oni popełniali błąd, że można sprawiedliwie wyjść z komunizmu - wspomina Zbigniew Fijak.

Obywatel Krakowa

Można jednak mówić zarówno o osobistych reperkusjach wystąpień Adama Stoszki, bo poważne problemy zdrowotne były głównym powodem, dla którego wycofał się z życia publicznego, jak i o oficjalnych skutkach przyjętej przez niego postawy. I)o najgłośniejszych należy pięcioletni proces z Radą Miasta o zniesławienie.

- Jak jeszcze działałem w Krakowskiej Izbie Gospodarczej, chodziłem nadal na sesje i interesowałem się tym, co się w Krakowie dzieje w sprawach gospodarczych, akurat wyszła afera Motelu Krak i skandaliczne oddanie go w dzierżawę Spółce Forte bez przetargu i na czterdzieści lat. Kiedy radni się dowiedzieli o moim doniesieniu na prezydenta miasta i skarbnika do prokuratury, w którym to zarzuciłem im niegospodarność na szkodę miasta, to wysmarowali na mnie rezolucję, w której wymieniono mnie z imienia i nazwiska. To była dla mnie obelga - tłumaczy Stoszko.

Sąd Apelacyjny po pięciu latach przyznał rację obywatelowi. Miasto było zobowiązane do wpłaty 10 tys. złotych dla dzieci niepełnosprawnych i przeprosin w prasie, które ukazały się we wszystkich krakowskich gazetach. Miejski Skarbnik Lesław Fijał z wielkim trudem przywołuje tamte wydarzenia: - Nie jestem osobą pamiętliwą, nie miałem też osobistego stosunku do całej sprawy. Kim jest dla mnie Adam Stoszko? Mieszkańcem Krakowa - wyjaśnia z rozbrajającą szczerością.

Stoszko równie szczerze wyznaje, że na emeryturze ciągle monitoruje bieżącą politykę miasta i kraju. Nadal poświęca się pracy społecznej, od sześciu lat udziela się w akcji katolickiej, zwłaszcza w Klubie "Myśl dla Polski". W wolnych chwilach czyta najlepiej książki historyczne, albo z zakresu metaloznawstwa. I oczywiście odpoczywa tylko w ruchu. Jazda na rowerze, wycieczki na kopiec Kościuszki i Piłsudskiego, bo "leżeć to można po operacji i też nie za długo", zapewnia.

Cala Polska tym żyła

Czy akcja Adama Stoszki odegrała jakąś, choćby marginalną rolę w kształtowaniu się krakowskiej demokracji?

- Nie zobaczyłem ostudzenia zapału u tych, którzy byli najbardziej kłopotliwi, nadal walczyli między sobą, albo występowali z bezzasadnymi zarzutami stwierdza prezydent Bachmiński.

Nieco w innym świetle stawia sprawę ówczesny rzecznik RMK:

- Były pewne przetasowania na stanowiskach kierowniczych, powstały nowe specjalistyczne wydziały i komisje, radni zabrali się bardziej do pracy i uważniej patrzyli urzędnikom na ręce. Adamowi Stoszce nie udała się referendum, ale uzyskał coś innego. Wtedy cała Polska tym żyła, choć emocje opadły bardzo szybko - przypomina Wojciech Marchewczyk.

A gdyby jednak referendum doszło do skutku i zakończyło się na "TAK"?

- Rada pierwszej kadencji w większości składała się z ochotników, którzy sami zdeklarowali się do odbudowy samorządu. Większość z tych ludzi wróciła potem do swoich zawodów i nie musiała czerpać profitów z polityki. To nie były osoby przywiązane do fotela. Gdyby taka była wola wyborców, żeby usunąć Radę, to bez szczególnych emocji odeszliby ze swoich stanowisk - podsumowuje Stanisław Sobolewski, radny pierwszej kadencji.

Gdy na koniec pytam mojego rozmówcę, czy teraz po tylu latach nie żałuje swojego wysiłku, Adam Stoszko milczy przez chwilę.

- Najbardziej mi żal, że nie zrobiłem więcej - odpowiada z błyskiem w oku.

PAULINA POLAK