2011-02-12
Rozmowa z Ireneuszem Rasiem, szefem małopolskiej PO, wiceprzewodniczącym klubu PO.
"Ostatnie posiedzenie Sejmu, Rafał Grupiński (PO) wstaje i przez kilka rzędów poselskich ław rzuca do Ireneusza Rasia (też PO): Jeśli przez kogoś Platforma spadnie do 5 proc., to nie przeze mnie, lecz przez ciebie i twoich kolegów. Wtedy wstał rzecznik rządu Paweł Graś i przy wszystkich opieprzył Rasia". To fragment artykułu z czwartkowego wydania "Gazety Wyborczej". Było tak, jak opisuje gazeta?
- Ten fragment z "opieprzeniem" mnie przez Pawła Grasia jest całkowicie wymyślony. Natomiast, owszem, miała miejsce wymiana zdań pomiędzy mną, a Rafałem Grupińskim, ale jej przebieg był inny niż przytoczony w artykule.
- Jaki?
- Przede wszystkim nie była tak emocjonalna.
- Ale Grupiński użył takich słów wobec Pana, jakie zacytowała gazeta?
- Mniej więcej tak powiedział. Odpowiedziałem mu wtedy, że przecenia moje możliwości.
- Grupiński miał skrytykować Pana, bo podejrzewał, że był Pan autorem przytoczonego na blogu Tomasza Machały (dziennikarza Polsatu) cytatu, że to przez Grupińskiego i Grzegorza Schetynę PO będzie dołowała w sondażach.
- Zaręczam, że nie miałem nic wspólnego z cytatem na blogu. Dopowiem jeszcze, że moje relacje z Pawłem Grasiem są dzisiaj - jak oceniam - bardzo dobre.
- Nic dziwnego, skoro zalicza się obu panów do grupy twardych zwolenników premiera Donalda Tuska, albo do "spółdzielni", na czele której stoi Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury.
- Popieram premiera i tego nie kryję. Nie zgadzam się natomiast, że PO jest podzielona.
- Czymś normalnym jest, że w każdej dużej partii są grupy.
- Chodzi mi o to, że na ostatnim posiedzeniu zarządu wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i dlatego dziś mogę powiedzieć, iż nie ma grup ścierających się ze sobą o istotne sprawy programowe. Pojedynczy politycy PO walczą natomiast o swoje pozycje na listach wyborczych, niekiedy dość ostro.
- W jaki sposób ta rywalizacja się wyraża?
- Każdy ma swój model postępowania. Ja nie chodzę do mediów i nie żalę się na swoich kolegów. Tymczasem wiem, że wśród dziennikarzy krakowskich królowała w ostatnim tygodniu plotka, iż mam zostać wyrzucony z władz krajowych Platformy.
- Według tej plotki Paweł Graś ma grozić Panu usunięciem z PO.
- To kompletne bzdury. Nie chcę się do nich odnosić. Takie metody postępowania są mi obce.
- Ktoś jednak taką plotkę rozgłasza.
- Wierzę, że nie robi tego nikt z mojej partii.
- Ostatnio ma Pan nieco na pieńku z Jarosławem Gowinem.
- Faktem jest, że od kilku miesięcy nie rozumiem zachowania Jarka Gowina. Moim zdaniem dobiera złych aliantów i sięga po złe narzędzia polityczne. Jakby zatracił intuicję polityczną, którą przypisywano mu jeszcze kilka lat temu.
- Jarosław Gowin może być zdenerowany, bo przecież nie jest pewny swojej pozycji na liście wyborczej. Nie wie nawet tego, z jakiego okręgu wystartuje (krakowskiego lub na Podkarpaciu), czy do Sejmu, czy do Senatu. Na co może liczyć Gowin?
- Toczy się dyskusja, czy powinien ubiegać się o mandat z okręgu krakowskiego do Sejmu lub do Senatu. Mówienie o jego starcie z listy na Podkarpaciu jest złośliwością.
- Gowin mówi, że do Senatu nie chce iść. Przecież wie Pan, że Senat oznacza zsyłkę dla aktywnego polityka, a takim jest Gowin.
- Nie tylko, moim zdaniem, Gowin jest typem polityka, który lepiej sprawdziłby się w Senacie niż w Sejmie. Tak twierdzi np. Paweł Graś. Proszę zwrócić uwagę na statystyki aktywności Jarka Gowina w Sejmie. One same mówią za siebie. Mocowanie się z ustawą o in vitro nie skończyło się dla niego sukcesem. Mało prawdopodobne jest też, by komisja ds. zmian w konstytucji, na czele której stanął przed kilkoma tygodniami, zakończyła prace przed końcem kadencji.
- Jarosław Gowin mówi wprost, że "jedynka" na liście krakowskiej należy mu się, bo jest najbardziej znanym politykiem PO z Małopolski i nie sposób temu zaprzeczyć.
- Jest bez wątpienia postacią medialną. Takie osoby każda partia powinna umieć wpisać w swoją strategię.
- W tonie Pana wypowiedzi dostrzegam nutkę ironii.
- Nie ma jej. Przecież w wielu kwestiach od lat zgadzam się z Jarkiem Gowinem. Należymy do tego samego nurtu konserwatywnego. Chciałbym natomiast podkreślić, że w polityce rzecz idzie o to, by za słowami szły czyny. Bez nich polityka jest bezwartościowa.
- Gowin to - cytując za Szekspirowskim Hamletem - "słowa, słowa, słowa"?
- Skądże. Chciałbym natomiast, by na listach wyborczych PO w Małopolsce znaleźli się ludzie, którzy dla naszego regionu potrafią ciężko i skutecznie pracować. Nie mam zaufania do polityków, którzy ograniczają się do słów. Jestem pewien, że tego też oczekują od nas wyborcy.
- Może zazdrości Pan Gowinowi popularności, bo w mediach jest bardzo widoczny?
- W polityce nie ma miejsca na zazdrość. Chętnie Jarka oglądam i słucham, ale oprócz tego ciężko pracuję. Ostatnia kampanie samorządowa w Małopolsce zakończyła się naszym sukcesem. Dodam, że cieszę się z faktu, iż jest jednym z liderów opinii publicznej w Polsce. Do niedawna miał groźnego konkurenta w postaci Janusza Palikota.
- Palikot poległ, teraz kolej na klęskę Gowina?
- Ufam, że nie. Dla Gowina jest miejsce w PO. Mam nadzieję, że potrafi grać w drużynie, a nie jest typem samotnika, jak twierdzą niektórzy. Jednakże próby gromadzenia przez niego wokół siebie osób o poglądach konserwatywnych zakończyły się fiaskiem.
- Dlaczego?
- Odpowiem, używając języka sportowego: Jarek chciałby być kapitanem zespołu, ale nie potrafi podołać temu zadaniu.
- Niedawno Gowin pochwalił się, że kilka stronnictw zaproponowało mu start na swoich listach wyborczych.
- Czy sądzi pan, że była to dojrzała wypowiedź polityczna? Zamiast budować lepszy klimat wokół siebie, pogarsza go.
- Na jakie miejsce na liście może liczyć Bogdan Klich, minister obrony narodowej?
- Czas pokaże. Mam nadzieję, że wiosna będzie korzystna dla Bogdana Klicha.
- Martwi Pana spadek notowań dla Platformy?
- Jasne, że wolałbym, aby były one wyższe, ale też nie są wcale złe. Wszyscy nas atakują, w myśl zasady "atakuj lidera". Życzyłbym sobie, aby opozycja używała merytorycznych argumentów. Niestety, z rzetelną polemiką bardzo rzadko się spotykamy.
- Macie potrójne szczęście. Po pierwsze, że liderem SLD jest Grzegorz Napieralski, polityk skrajnie pozbawiony charyzmy. Po drugie - nadal spora część Polaków obawia się powrotu do władzy PiS. Po trzecie - koalicjant, czyli PSL, dochowuje generalnie Platformie wierności. Podziela Pan tę ocenę?
- Co do PSL, to w pełni. Co do SLD - w zasadzie też. Zgadzam się również, że wielu Polaków lęka się radykalizmu PiS, a oceniam, iż im bliżej będzie wyborów, tym ta partia zaostrzy go jeszcze bardziej.
Jaka jest dzisiaj Pana pozycja w PO?
- Nie jestem ani zanadto silny, ani też zbytnio słaby.
- A Grzegorza Schetyny?
- Jest pierwszym wiceprzewodniczącym partii. Niczym więcej, i niczym mniej. Dla mojej partii jest to bardzo dobry układ.
Rozmawiał: Włodzimierz Knap
Dziennik Polski
2011-02-12