Prasa - szczegóły

2011-07-06

Prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, współtworzy ruch społeczny "Obywatele do Senatu".

Popularni prezydenci kilku dużych miast ogłosili, że ruch samorządowy wystawi kandydatów do Senatu w nadchodzących wyborach. Będą to wyłącznie bezpartyjni. - Dość wojny polsko-polskiej, kartelizacji życia politycznego, obywatele muszą odzyskać kontrolę nad państwem - mówili wczoraj na konferencji.

Obok Jacka Majchrowskiego inicjatywę współtworzą m.in. Rafał Dutkiewicz (Wrocław), słynny z najwyższego poparcia Wojciech Szczurek (Gdynia), Małgorzata Szulik (Zabrze), Tadeusz Ferenc (Rzeszów), Wojciech Lubawki (Kielce). Trwają rozmowy z prezydentem Poznania Ryszardem Grobelnym.

Kandydaci wyłonieni mają być w sierpniu, a ruch liczy, że wprowadzi do 100-miejscowego. Senatu przynajmniej 10 "osobistości zaufania społecznego". Kto to będzie? Inicjatorzy unikali nazwisk. Zaprzeczyli plotkom, że rozmawiają z Janem Rokitą, wątpią w namówienie Władysława Frasyniuka, natomiast "są w kontakcie" z senatorem Tomaszem Misiakiem (dawniej PO, odszedł w związku z podejrzeniem korupcji). Dobrymi kandydatami byliby prezes Business Center Club Marek Goliszewski i ekonomista Krzysztof Rybiński, obaj zdeklarowani krytycy rządu PO-PSL, obecni na konferencji.

Sami prezydenci startować nie planują, chcą nadal pełnić funkcje w samorządzie.

Inicjatywa prezydentów to pierwsza reakcja na zmianę ordynacji wyborczej: do Senatu mają w tym roku obowiązywać okręgi jednomandatowe (JOW-y). Ich zwolennicy od lat walczą, by tą metodą wybierać także Sejm. Miałoby to pozwolić na "odpartyjnienie" polityki i sprawić, że wyborcy glosować będą na znane sobie osoby, a nie na przyczepione do nich polityczne metki. Wybrani byliby bardziej zależni od wyborców i mniej podatni na odgórne wytyczne, jak glosować. JOW-y od lat funkcjonują np. w Anglii i pomagają w tworzeniu stabilnych rządów (choć ostatnio głośno o zamiarze zmiany ordynacji). Z drugiej strony niosą groźbę znacznie większych niż w ordynacji "proporcjonalnej" wypaczeń woli większości wyborców. Skrajnym przykładem są wybory na Sri Lance w 1970 r., gdy Partia Wolności (SLFP) zdobyła 2/3 miejsc w parlamencie, choć głosowało na nią mniej wyborców niż na jej głównego rywala (UNP - Zjednoczona Partia Narodowa).

Inicjatywa prezydentów najwyraźniej chce skorzystać z nowej ordynacji, ale nie mówi o tym wiele. Ogłaszając swoje plany, prezydenci częściowo zaprzeczyli idei JOW-ów rozumianej tak, jak wyżej. Chcą bowiem stworzyć ruch, który ogólnokrajowym autorytetem będzie wspierał szanse poszczególnych kandydatów, ci zaś - gdy spojrzeć na wymieniane na razie nazwiska - niekoniecznie będą znanymi działaczami lokalnymi. Ba, sami prezydenci mówią o "listach wyborczych", choć ordynacja oparta na JOW-ach jest z definicji zaprzeczeniem list - każdy kandydat tworzy jednoosobowy komitet wyborczy i polega wyłącznie na własnej popularności i kampanii. Co więcej, ruch zamierza ogłosić deklarację programową - należy rozumieć, że obowiązującą dla wszystkich kandydatów. Ma ona nie zawierać kwestii światopoglądowych i koncentrować się na swobodach obywatelskich i wolności gospodarczej.

KRZYSZTOF LESKI