2011-06-03
Z przyjemnością przyjąłem ostatnie wyznanie krakowskiego posła Jarosława Gowina na temat związków partnerskich. Przyjemność daje mi retoryczna i porządkująca jedność, jaką pan poseł stworzył z posłanką Beatą Kempą z PiS-u. Wczoraj Gowin bez żadnych niedomówień zaprzysiągł, że będzie robił wszystko co w jego mocy, by ustawę o związkach zablokować. - Ja mówię "nie" przed wyborami, "nie" po wyborach, mówię "nigdy" - powiedział Polsatowi News. Dla Gowina jest zupełnie oczywiste, że w projekcie chodzi o wprowadzenie tylnymi drzwiami legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych. Jest to pogląd osobliwy, zważywszy, że Gowin w tej samej wypowiedzi reklamuje się jako polityk centrum i uważa, że jego partia winna trzymać się złotego środka. Nawiasem mówiąc, pierwsze słyszę, że pan poseł jest z centrum. Nie przypominam sobie jego centrowych poglądów. Otóż centrowy pogląd to moim zdaniem taki, że projekt tej ustawy ma w pierwszej kolejności ułatwić życie parom - przepraszam za wyrażenie - mieszanym, których - czego może pan poseł nie wie - jest w Polsce bardzo dużo. Tak dużo, że jak czytam, z tych związków rodzi się tu, na ziemi Ojca Świętego, co czwarte dziecko. Wysnuwanie wniosku innego jest poglądem skrajnym właśnie. Ktoś mógłby pomyśleć, że się gniewam albo że mnie - gdy słucham posła Gowina - boli ząb albo noga, albo że bzikuję, zastanawiając się, czy na niego glosować, czy nie. Nic podobnego. Dzięki jego złotośrodkowym wypowiedziom doznaję po prostu objawień, które wydają mi się cudnej urody. Oto - tak to widzę - krakowska PO mogłaby bez żadnej straty na wizerunku i ideałach, które głosi, w przypadku gdyby akurat poseł Gowin niedomagał, wzywać na pomoc Beatę Kempę z pobliskiego Świętokrzyskiego, owej Toskanii Północy. Mogłaby Kempa mówić swoje i mogłaby nawet nie zmieniać fryzury, wyszłoby na to samo. Tak naprawdę tutejsza PO mogłaby pani Kempie, gdyby pan poseł się rozeźlił i wreszcie zrezygnował z kandydowania do polskiego parlamentu, zaproponować to samo miejsce na liście. Na wiecach, które przed nami, nikt by się nie zorientował, że mamy do czynienia z kimkolwiek innym. Byłoby to zaiste bardzo dziwne, ale tylko dla garstki wyborców. Reszta uznałaby to za nader wyraziste zastępstwo. Mające smak identyczny z oryginalnym.
Stanisław Mancewicz