Prasa - szczegóły

2011-02-11

Żeby spieniężyć dobry wizerunek, oferta inwestycyjna Krakowa powinna być tak sexy jak Wrocławia - tu zgodzili się wszyscy uczestnicy debaty PwC i "Gazety" o rozwoju naszego miasta.

W którym miejscu jesteśmy, w którym kierunku mamy się rozwijać - w miniony poniedziałek w Gazeta Cafe spotkały się trzy strony: eksperci firmy doradczej PwC, władze Krakowa i przedsiębiorcy. Debatowaliśmy o raporcie (publikowanym obszernie na naszych łamach) na temat największych polskich miast. Eksperci PwC ocenili siedem tzw. kapitałów: ludzie, infrastruktura, kapitał instytucjonalno-demokratyczny, kapitał kultury i wizerunku, finanse oraz kapitał atrakcyjności inwestycyjnej.

Wojciech Pelowski: Panie profesorze, jak wypadł Kraków?

Prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny PwC: Nieźle. Choć to zależy, w którym kapitale. Jego wizerunek jest najlepszy ze wszystkich miast, lepszy od Warszawy. Choć Warszawa jest w wielu innych dziedzinach lepsza, co jednak uznać trzeba za normalne, tam jest centrum decyzyjne kraju. Tam zatem, gdzie w grę wchodzą tak fundamentalne sprawy jak kapitał ludzki, wizerunek, infrastruktura, Kraków wychodzi jako całkiem mocne miasto. Niby więc nie ma powodów do niezadowolenia, ale w ostatecznym bilansie zostaje niedosyt, czegoś temu miastu brakuje. Spodziewałem się, że w ostatnich latach Kraków osiągnie więcej. Nie znaczy to, że zrobiono tu mało, ale jak odniesiemy ten dorobek do miast, które gospodarczo w tych latach bardziej poszły do przodu, to Kraków wypada średnio.

Powiedzieć krakowianom, że wypadają średnio... Musi zaboleć!

Witold Orłowski: Kraków wypada średnio we wzroście. Zasoby ma wciąż jedne z najlepszych w kraju. Wskaźniki jednak nie kłamią: na tle miast uwzględnionych w naszym raporcie Kraków rozwijał się średnio.

Ale też startował z innego poziomu.

Witold Orłowski: Z wysokiego, to prawda. Dlatego żadnej katastrofy nie ma. Ale podam jedną liczbę: PKB w Krakowie wzrósł realnie w ostatnich latach [od poprzedniego badania PwC z 2007 - przyp. red.] o 24 proc., a we Wrocławiu o 34 proc. „Gazeta Wyborcza” we Wrocławiu cztery lata temu zastanawiała się, czy ich miasto jest tygrysem, czy pawiem. Wyszło na to, że jednak tygrysem.

A Kraków?

Witold Orłowski: Może miasto, które jest konserwatywne w wielu dziedzinach, nie powinno się rozwijać w tygrysim tempie? Choć patrząc z zewnątrz, mogłoby się rozwijać szybciej.

W niektórych kwestiach jest bardzo słabo. Finanse.

Witold Orłowski: Finanse trzeba dobrze rozumieć. My nie mówimy, że Krakowowi grozi bankructwo. Rating pokazuje, że nie ma takiego ryzyka. Kraków ma jeden z najwyższych ratingów w kraju. Ale ma też duży problem do rozwiązania, żeby rozwijać się dobrze. To samo mówiliśmy kilka lat temu. Jeśli się nie wygospodaruje pewnego luzu finansowego albo nie zdobędzie innych sposobów finansowania inwestycji, to kiedyś miasto wpadnie w kłopoty... Wśród siedmiu kapitałów, jakie braliśmy pod uwagę, są kapitały ważne i ważniejsze. Współczesna ekonomia mówi, że najważniejsi są ludzie. A finanse? Jeśli ludzie są wykształceni i rzutcy, dadzą sobie radę i z finansami. Infrastruktura jest ważna, ale poprawia się ją mozolnie i długo. Kraków poza finansami ma te wszystkie kapitały dobrze rozwinięte

Pani prezydent, czy pani boi się o finanse miasta?

Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa: Sytuacja polskich miast jest chyba jednoznaczna, zwłaszcza po ostatnim rozporządzeniu Ministerstwa Finansów, które kazało wliczać do obciążeń budżetowych znacznie więcej niż dotąd, m.in. wszystkie umowy w ramach partnerstwa prywatno-publicznego. To samo dotyczy umów koncesyjnych. Dlatego finansowe zagrożenie dla samorządów robi się poważne. Myślę, że wszystkie samorządy będą chciały odwołania tego rozporządzenia, bo zagraża ono rozwojowi samorządów. Finanse to system naczyń połączonych, ale dotąd mimo kłopotów pozwalały na stabilny rozwój Krakowa we wszystkich obszarach. Z podkreśleniem tego, co dla miasta było najważniejsze: inwestycje. To spowodowało obniżenie dynamiki w innym miejscu, w trzecim sektorze.

Pytanie tylko, gdzie szukać pieniędzy - w budżecie miasta czy poza nim?

Magdalena Sroka: Kraków był pierwszym polskim miastem, które zawarło umowę w ramach PPP. W ten sposób był budowany parking pod pl. Na Groblach.

Ale w tej nowej perspektywie - mówię o rozporządzeniu ministra - w jakimś sensie inwestycje zostają zablokowane. Wliczanie do długu zobowiązań wynikających z umów zawieranych w ramach PPP czy koncesji, gdzie kapitał wykłada podmiot zewnętrzny i nie obciąża on budżetu miasta, jest nadużyciem. Nie tylko Kraków, stracą również inne polskie miasta. Gdybyśmy toczyli tę dyskusję w grudniu, powiedziałabym: nie ma zagrożeń. Dziś zagrożenie staje się bardziej realne.

Witold Orłowski: Minister zrobił psikusa wszystkim. Być może jest to jeszcze do zaskarżenia w trybie konstytucyjnym. Prawdą jest, że wszyscy zostali zaskoczeni, ale prawdą jest też, iż to Kraków miał najmniej luzu finansowego.

Możemy lobbować za zmianami w prawie, możemy próbować zaskarżać decyzje ministra, ale sporo możemy też zrobić sami, znajdując pieniądze poza budżetem, np. w dotacjach unijnych.

Grzegorz Stawowy, przewodniczący klubu radnych Platformy Obywatelskiej: Przed wyborami w zeszłym roku robiliśmy badania na temat postrzegania mieszkańców różnych obszarów miasta i porównywania miasta z innymi. Odpowiedzi były takie: Paryż, Praga, Berlin. Powiedzenie tym ludziom, że miasto się nie rozwija tak, jak by chcieli, będzie przez nich trudne do zaakceptowania. Tym bardziej że - jak wynika z raportu - Kraków przegrywa z Wrocławiem w ważniejszych dziedzinach, w myśleniu o przyszłości.

PPP w Krakowie ma specyficzny charakter. Na przykład kanalizację i wodociągi buduje się w takim systemie. Zarządca dróg wprowadził zasadę, że jeśli deweloper chce przyłączyć do sieci dróg jakiś nowy obszar, musi np. wyremontować jej kawałek albo przebudować skrzyżowanie.

Jeśli zaś chodzi o sytuację budżetową, to najbardziej martwi mnie - poza ogromnym zadłużeniem - że coraz więcej nakładów inwestycyjnych przenosi się na spółki gminne. Niedawno dużą czteropasmową ul. Kuklińskiego wybudowało Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, bo kładło tam tory tramwajowe. Jest problem z halą wielofunkcyjną. Wiadomo, że hala będzie deficytowa, próbuje się więc ucieczki do przodu, czyli przenosi się koszty w przyszłość. Prezydent proponuje, aby zarządcami hali były instytucje gminne. Nie uciekamy więc od kosztów.

Witold Orłowski: To rozwiązanie na pewno wlicza się w dług publiczny.

Witold Orłowski: To rozwiązanie na pewno wlicza się w dług publiczny.

Grzegorz Stawowy: Padło pytanie o potencjalne źródła pieniędzy dla Krakowa. To np. opłaty planistyczne. Kraków ma dziś 37 proc. pokrycia planami miejscowymi. Opłaty ściąga się w ciągu pięciu lat - tak ustawa mówi. U nas zazwyczaj dzieje się to w czwartym, piątym roku. A mogłoby się to dziać od razu. Wtedy pieniądze zostałyby szybciej w gminie. Trzeba poprawić ściąganie zobowiązań, zaległości czynszowych. Rezerwy są też w zarządzaniu mieniem, np. można wynajmować lub sprzedawać pustostany. Popatrzmy także na wysokość umów o dzierżawie. W ubiegłym roku zaczęto aktualizowanie umów wieczystych, które nie były zmieniane od 10 lat. I od razu wzrost dochodów. Rezerwy to zwiększanie terenów inwestycyjnych. I wreszcie wspomniane środki unijne. Można je rozdzielić na dwie grupy: z regionalnego programu operacyjnego i z programów krajowych. W pierwszym Kraków jest jednym z liderów. Ale w programach operacyjnych, tych dużych, Kraków jest na szarym końcu.

Skąd się to bierze?

Grzegorz Stawowy: Program centralny to duże pieniądze, do 200 mln zł, jak spalarnia odpadów...

Ale tu akurat miasto zadziałało skutecznie. Wygląda na to, że ta inwestycja powstanie.

Grzegorz Stawowy: Jeszcze pieniędzy nie dostaliśmy. I to tylko jeden taki projekt. Inne miasta biorą pieniądze na duże inwestycje, obwodnice itp.

Jak wykorzystać wnioski raportu PwC?

Grzegorz Stawowy: Kraków musi pozyskiwać nowe źródła finansowania. W poprawkach do budżetu Platforma Obywatelska proponuje stworzenie strefy aktywności przemysłowej, która w perspektywie kilku lat znacznie podniesie wpływy do budżetu. To kilkadziesiąt hektarów.

Co na to prezydent?

Magdalena Sroka: Te przygotowania trwają od dawna. Jest kilka takich terenów, miasto ma też działki na terenie nowohuckiego kombinatu. Teraz jest kwestia wybrania takiego miejsca w którym taką strefę warto zlokalizować.

***

Czy Kraków jest atrakcyjny inwestycyjnie?

Witold Orłowski: Przeciętnie. Gorzej niż Warszawa i Wrocław. Ale obiektywnie Kraków daje niezłe warunki do inwestowania. Pytanie, jakie inwestycje chce się przyciągać.

Cztery lata temu, w poprzednim raporcie PwC, sugerowaliście, że Kraków powinien porównywać się z Amsterdamem - z jednej strony rozwinięta turystyka, a z drugiej wysokie technologie i dobrze wykształceni ludzie. Czy Kraków wziął sobie te rady do serca? Dzielnicy czerwonych latarni nie ma...

Witold Orłowski:... ani Krzemowej Doliny. Ale to nie jest łatwe. Oczywiście jest to wciąż kierunek, w którym trzeba iść.

Michał Mastalerz, szef krakowskiego biura PwC: Jak się popatrzy na wzorce światowe i europejskie, to potencjał Krakowa sugeruje, że można więcej. Że strategia, kogo chcemy przyciągać, będzie wyraźniej narysowana, że będzie tworzona we współpracy z przedsiębiorcami. Że proces zachęt inwestycyjnych i obsługi inwestora będzie jasny. W tym momencie mamy dużo instytucji do obsługi inwestora, ale ich działania nie są dostatecznie skoordynowane.

Te instytucje są rozproszone. Trzeba jednak odnotować, że w ostatnich latach Kraków stał się autentycznym centrum usług biznesowych. To kilkanaście tysięcy miejsc pracy.

Witold Orłowski: Miejsca pracy dla miasta takiego jak Kraków nie są już głównym problemem. Bezrobocia prawie nie ma. Cieszyć się, że powstanie tysiąc nowych miejsc? Po co? W pewnym momencie może zdarzyć się, że takie centrum usług biznesowych zatrudni lepiej wykształconych ludzi, których zabraknie w innym miejscu.

Pytanie więc, jakich miejsc pracy Kraków potrzebuje?

Witold Orłowski: Dokładnie!

Agnieszka Libura, dyrektor Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w Małopolsce: Z naszych obserwacji wynika, że zegar koniunktury na centra usług tyka. W pewnym momencie skończy się czas otwierania nowych.

Witold Orłowski: To są firmy, które w ciągu trzech miesięcy decydują o rozstawieniu namiotów i w ciągu trzech miesięcy mogą je zwinąć.

Agnieszka Libura: Chwała Krakowowi, że jest tak rozpoznawalny. Ale portfel inwestycyjny musi być bardziej zdywersyfikowany. Bo w przypadku załamania w jednej branży, np. w usługach dla biznesu, będziemy mieć w Krakowie 20 tys. bezrobotnych.

Czy miasto dostrzega problem?

Magdalena Sroka: Tak, zdajemy sobie sprawę, że proces inwestycyjny nie jest łatwy. Jeśli chodzi o drobnych przedsiębiorców jest już dobrze - założenie firmy to jeden dzień i jedno miejsce. Ale poważny proces inwestycyjny nie był dostatecznie dopracowany. Zmianie tego służyła ostatnia reorganizacja urzędu. I przebieg tego procesu - od planowania przestrzennego przez architekturę i wydawanie wszystkich pozwoleń - znajdzie się w jednych rękach. Włącznie z wydziałami strategii i obsługi inwestora. Będą więc fachowcy, którzy będą inwestora prowadzić przez cały ten proces inwestycyjny. Poprawa tego serwisu musi dokonać się poprzez jego sprofesjonalizowanie. W biznesie nie wolno tracić czasu.

Agnieszka Libura: Z członkami naszej izby jeździmy po świecie. Wiemy, jak wiele zależy od przyjęcia. Inwestor już na wstępie wyrabia sobie ważną opinię: czy Kraków jest sexy? I ta opinia brzmi: nie jest! Bo inwestorzy są tu źle obsługiwani!

To skąd dobry wizerunek miasta?

Witold Orłowski: Krakowianie nie chcą się porównywać z polskimi miastami. Mówił pan o Paryżu, Pradze...

Maciej Łataś, dyrektor agencji reklamowej Epoka: To prawda, Kraków jest sexy, jeśli popatrzymy na wizerunek Krakowa w Polsce. To z jednej strony dobrze. Ale jeśli zestawimy go z kapitałem inwestycyjnym, już tak dobrze nie jest. Inwestorzy nie zawsze zachowują się tylko racjonalnie. Jeśli Kraków ma tak fantastyczną ocenę jako miasto bardzo piękne i o bardzo wysokiej kulturze, to te wrażenia dla zagranicznego inwestora już takie nie są. Bo to muszą być komunikaty przekraczające standardowe, że jesteśmy miastem super. To musi być mocny sygnał, że jesteśmy miastem sexy inwestycyjnie! Bez tego inwestor będzie postrzegał miasto za takie, któremu zależy tylko na tej wysokiej kulturze, a już nie na inwestycjach. Ludzie biznesu to tylko ludzie. Wybiorą Wrocław, bo ma lepszy przekaz dla biznesu.

Magdalena Sroka: Jak rozumiem, nasza oferta inwestycyjna musi być co najmniej tak samo sexy jak oferta Wrocławia.

Witold Orłowski: Tak. Żeby wizerunek w pełni spieniężyć.

Magdalena Sroka: Nie możemy jednak zapominać, że bardzo istotnym elementem przychodów miasta jest branża turystyczna. To obszar bardzo wrażliwy wizerunkowo. Rozwój branży turystycznej i nastawienie na komunikaty o wysokiej kulturze odnoszą skutek. W badaniach wychodzi, że turysta nie przyjeżdża na dwa, ale na trzy, a nawet pięć dni. Ta strategia się więc sprawdza.

Rozwojowi służy też ściąganie przemysłu, który możemy nazwać filmowym. Produkcja filmowa ściąga do miasta stosunkowo duże pieniądze, nie naruszając zasobów lokalnych. Dwa lata temu nie było nic, w ubiegłym roku mieliśmy jedną produkcję międzynarodową. W tym roku cztery bollywoodzkie produkcje, dwie amerykańskie i sześć polskich. To przełoży się na promocję i turystykę.

Maciej Łataś: Boję się, że zaliczymy przypadek Pragi. Kilka lat temu wszyscy kręcili tam filmy, bo tanio, pięknie i dobra szkoła filmowa. To było pięć minut. U nas będzie tak samo. Trzeba pamiętać, że to tylko pięć minut.

Magdalena Sroka: Mamy tego świadomość. Traktujemy to przede wszystkim jako wzmocnienie przekazu promocyjnego i zwiększenie atrakcyjności turystycznej. Dla rynków dalekowschodnich Europa jawi się jako jeden zbiór i poza Paryżem czy Londynem nie rozpoznają żadnej innej nazwy. Stosunkowo łatwo jest więc sprzedać miasto na takim rynku, używając oryginalnych metod promocji. Nie stać nas, żeby tam zrobić kampanię, więc wykorzystamy przemysł filmowy jako dobry nośnik informacji o mieście.

Maciej Łataś: Tylko czy miasto robi coś ekstra, aby przyciągnąć inwestorów?

Agnieszka Libura: I co z turystyką biznesową?

Magdalena Sroka: Mamy dla niej dobre zaplecze. Szczególnie dla małej turystyki. Będziemy mieć centrum kongresowo-koncertowe. Od 2014 roku są już kontraktowane kongresy. To, co wciąż jest problemem dla poważnej turystyki kongresowej, to paradoksalnie mocna turystyka. Wciąż mamy za mało hoteli, aby swobodnie kontraktować np. w 2014 roku nocleg dla 200 osób. W tym momencie mocną stroną Krakowa jest turystyka indywidualna, bo pokazuje, że moda na Kraków nie jest chwilowa. Dobrze, że powstanie też hala widowiskowo-sportowa, która będzie uzupełnieniem dla centrum kongresowego.

Stać nas na nią?

Magdalena Sroka: To nie jest pytanie, czy nas stać, ale pytanie, jak zrobić, żeby nas było stać. Być może za komercjalizację części terenów wokół hali prywatny partner zdecyduje się na jej wzniesienie i wyposażenie.

Grzegorz Stawowy: Większym problemem niż budowa będzie utrzymanie hali. To kilkanaście milionów złotych rocznie.

Magdalena Sroka: 12 mln zł. Takie hale prawie nigdy nie są dochodowe. Dlatego w ofercie znajdzie się zapewnienie, że inwestor będzie mógł zarobić na terenach wokół obiektu.

***

Grzegorz Stawowy: Mam wątpliwości, czy Kraków powinien inwestować tylko w wysokie technologie. Bo przynoszą stosunkowo mało miejsc pracy. Czy nie powinien zainwestować w inne miejsca pracy, jak strefa aktywności gospodarczej w Nowej Hucie? Bo fabryki nie jest tak łatwo przenieść jak biura.

Witold Orłowski: Jeśli chce się stworzyć wizerunek miasta atrakcyjnego inwestycyjnie, to trzeba ściągać inwestycje, które są efektowne. Nawet jeśli one nie tworzą wielu miejsc pracy. Ale są nośne i potem się mówi, że tu jest centrum projektowania czegoś dla całego światowego koncernu.

Grzegorz Stawowy: Kulą u nogi jest obsługa inwestora, tak mówiliśmy o tym. To wydawanie decyzji o warunkach zabudowy i pozwoleń na budowę. Wuzetki wydaje się u nas najdłużej ze wszystkich dużych miast w Polsce!

Marcin Banasik, kancelaria Low and Investments Banasik i Wspólnicy: Obserwując decyzje moich klientów, widzę, jak bardzo zniechęca to do inwestycji w mieście. Dlaczego miasto nie wprowadza szybciej planów zagospodarowania?

Grzegorz Stawowy: To nie takie proste. Plan nie wprowadza automatycznie terenu inwestycyjnego.

Marcin Banasik: Oczywiście. Ale pokazuje, co i gdzie można zbudować.

Grzegorz Stawowy: Za planami zagospodarowania powinno iść uzbrojenie terenu - drogi, media. Kiedy zostałem radnym w 2007 roku, napisałem do prezydenta, żeby powstało centrum obsługi inwestora. Teraz wreszcie coś takiego powstaje.

Dr Maciej Żarow, podróżnik, właściciel kliniki stomatologicznej Dentist: Przy obsłudze inwestora najważniejsze jest pierwsze wrażenie. I musi być ono rewelacyjne. To trochę tak, że jak wchodzę do restauracji i mi się podoba, to zostaję. Jeśli nie, wychodzę. Inwestorzy mają tysiące miejsc do wyboru, a będą mieli więcej, bo otwiera się Daleki Wschód. Gdyby ktoś z magistratu przejechał się do Malezji, zobaczyłby, jak wygląda profesjonalna obsługa. Czy miasto ma pomysł, jak profesjonalnie urządzić takie biuro obsługi? Żeby było ono na poziomie pięciogwiazdkowego hotelu?

Witold Orłowski: Kraków może przyciągać więcej inwestycji i lepsze. Pytanie jednak, jak wielkimi środkami. Kilka lat temu Polska straciła ogromne inwestycje tylko dlatego, że Słowacja rzutem na taśmę utworzyła sprawne biuro obsługi inwestora. Tu naprawdę niewielkimi środkami często można zdziałać wiele.

Magdalena Sroka: Zdiagnozowaliśmy ten problem. Wiemy, że dla osób pracujących w sferze finansów publicznych każde nowe działanie rodzi reakcję „nie”. Serwis jest najważniejszy, wiemy to! W tej chwili w centrum obsługi inwestora pracują osoby bardzo dobrze przygotowane merytoryczne, ze świetną znajomością języków obcych. Wyprowadzamy to biuro z siedziby urzędu, będzie to miejsce dobrze wyposażone. Odpowiedzialność pracowników będzie zindywidualizowana - każda osoba odpowiada za konkretnego inwestora i jeśli coś jest nie tak, ponosi konsekwencje.

Marcin Banasik: Jeśli mówimy o inwestowaniu, nie zapominajmy o planowaniu przestrzennym. Wciąż nie wiadomo, jaka część Krakowa będzie spełniać konkretne funkcje.

Grzegorz Stawowy: Plany zagospodarowania to nie tylko inwestycje.

Marcin Banasik: Ale dziś inwestor nie wie, co i gdzie może zbudować. Ani jak długo będzie to trwało.

Grzegorz Stawowy: W 2007 roku mieliśmy 10,5 proc. powierzchni miasta pokryte planem zagospodarowania. Dziś mamy 37 proc. W 2014 roku chcemy mieć około 60 proc.

Michał Mastalerz: Temperatura dyskusji o inwestorach pokazuje, że jest to temat ważny w Krakowie. Obok ściągania inwestorów ważne jest też ich zatrzymanie. Czyli dialog miasta z nimi. Jeśli miasto coś planuje, np. wybudowanie centrum kongresowego, to w ramach korporacji inwestorzy mogą tę informację wewnętrznie wykorzystać - z pozytywnym skutkiem dla miasta. Ale oni muszą to wiedzieć. Tak jak to, że za pół roku będzie remontowana droga do ich siedziby.

***

Zmieniamy temat. Społeczeństwo obywatelskie.

Maciej Łataś: To ciekawe, bo mamy miasto z dużym potencjałem ludzkim, ale ze słabą aktywnością obywatelską. Miasto powinno stosować instrumenty wzmacniające tę aktywność. I starać się, we współpracy np. z uczelniami, „wyhodować” przyszłych obywateli bardziej za miasto odpowiedzialnych.

Grzegorz Stawowy: Ta słabość dzisiejsza jest o tyle zastanawiająca, że Kraków ma bardzo długie tradycje kupieckie. Kongregacja ma 600 lat. To tradycja przedsiębiorczości. Do tego dochodzi rozbudowany samorząd, mamy rady dzielnic. I 200 tys. studentów, z których pewnie większość jest spoza miasta. Do tego dochodzi wiadomość, że większość osób, które miały wpływ na los miasta, to osoby przyjezdne.

Maciej Żarow: Radziłbym panu podróż do Shenzhen. To miasto powstało kilkanaście lat temu i jest najbardziej przedsiębiorczym miastem w Chinach. Tradycja nie ma tu nic do rzeczy.

Grzegorz Stawowy: Dokończę... To, co wymaga zmiany, to walka władz miasta o mieszkańców. Co roku z Krakowa wymeldowuje się około 3 tys. osób. Wyprowadzają się do gmin ościennych. To zwykle ludzie płacący spore podatki. Druga rzecz to coś, co musimy zrobić dla absolwentów uczelni. Jeśli połowa studentów to ludzie przyjezdni, to spora część z nich kształci się tu, a potem wyjeżdża.

Maciej Łataś: Dziś stopa bezrobocia, choć niewielka, jest największa właśnie wśród absolwentów.

Grzegorz Stawowy: Ostatnia rzecz to organizacje pozarządowe. Gmina powinna więcej wagi przykładać do konkursów grantowych.

Magdalena Sroka: Ta aktywność grantowa miasta się zwiększa. Widać to choćby w sporcie. Ale to musi być angażowanie ludzi na wielu poziomach. W Krakowskim Biurze Festiwalowym np. wprowadziłam staże z urzędu pracy. To jest forma aktywizacji. Doświadczenie, które zdobywają, pozwala im na pracę w każdej korporacji w mieście. Współpracujemy też z uczelniami - studenci dostają zaliczenie za pracę przy naszych projektach.

Z kim Kraków powinien konkurować - z Warszawą, Wrocławiem, Niepołomicami czy Amsterdamem?

Witold Orłowski: Kraków powinien myśleć, żeby za ileś lat ludzie mogli zarabiać nie 1,2 tys., a 5 tys. dolarów. Miasto musi stworzyć gospodarkę wysokiej wartości dodanej. Olbrzymim atutem miasta są duże, znane uczelnie. Polska za chwilę będzie miała problem z demografią i miasta, które potrafią przyciągnąć rzesze młodych ludzi, będą wygrywać. Miasto nie musi zadekretować, że będzie Amsterdamem czy Monachium. Warto natomiast zadawać sobie pytania, jakie w tych miastach zastosowano narzędzia, które przyniosły sukces.

Rozmawiał Wojciech Pelowski
Gazeta Wyborcza Kraków
2011-02-11