2012-01-12
Oficjalnie z powodów zdrowotnych. Nieoficjalnie - bo nie spełnił oczekiwań władz województwa, a na dodatek doprowadził do blisko milionowego zadłużenia instytucji. Paweł Przytocki poinformował wczoraj zarząd województwa małopolskiego, że nie chce już być dyrektorem naczelnym Filharmonii Krakowskiej.
Atmosfera w Filharmonii Krakowskiej od dłuższego czasu była napięta. Dyrektor naczelny i artystyczny Paweł Przytocki od końca sierpnia ubiegłego roku przebywał bowiem na urlopie zdrowotnym.
Wrócił na chwilę w połowie września, kiedy instytucja inaugurowała nowy sezon, ale w październiku znów poszedł na zwolnienie. 7 listopada zaczął zaś trwający do dzisiaj urlop bezpłatny (równocześnie pracował w Akademii Muzycznej i wystąpił z tamtejszą orkiestrą). W tym czasie z zespołem FK pracowali dyrygenci gościnni, zapraszani tylko na pojedyncze koncerty. Prowadzenie instytucji przejął zaś zastępca dyrektora Piotr Szczepanik.
Po długim urlopie Przytocki ma wrócić do instytucji 16 stycznia. Na jak długo? Jeszcze nie wiadomo. Wczoraj spotkał się z odpowiedzialnym za sprawy kultury wicemarszałkiem województwa małopolskiego Witoldem Latuskiem i zapowiedział, że nie chce już być dyrektorem naczelnym instytucji.
- Pan dyrektor Przytocki miał w ostatnich miesiącach problemy zdrowotne. W związku z tym daliśmy sobie trzy miesiące czasu, żeby się wspólnie zastanowić, na ile stan zdrowia pozwoli mu dalej wykonywać swoje obowiązki, a na ile potrzebne będą jakieś zmiany organizacyjne, które pozwolą dyrektorowi skupić się na przykład tylko na działalności artystycznej, bez obciążania go obowiązkami administracyjnymi - mówi marszałek Latusek. Jednocześnie podkreśla, że nie ma mowy o definitywnym rozstaniu z dyrektorem FK.
Przytocki nie chce sprawy komentować. - Nie jestem w stanie nic powiedzieć. Muszę się skonsultować z moimi przełożonymi - ucina. Nie chce rozmawiać ani o spotkaniu z marszałkiem, ani o przyczynie podjęcia tej decyzji.
W urzędzie marszałkowskim mówi się, że dyrektor FK się wypalił, a kierowanie tak dużą instytucją zwyczajnie go przerosło. Są też poważniejsze zarzuty. Prowadzona przez Przytockiego instytucja zakończyła ubiegły rok na minusie sięgającym 900 tys. zł. Jak do tego doszło? Jak się dowiedzieliśmy, Przytocki zapraszał do FK zagraniczne zespoły, w tym wielkie i drogie orkiestry symfoniczne, które w Krakowie po prostu się nie sprzedały.
Nie sprawdził się również jako dyrektor mający nadzorować sprawy budowy nowego gmachu dla Filharmonii Krakowskiej. Dwa lata temu województwo powołało zespół zadaniowy, który miał przygotować założenia projektu Centrum Muzyki (wspólnej siedziby dla trzech krakowskich orkiestr: Sinfonietty Cracovii, Capelli Cracoviensis i Filharmonii Krakowskiej oraz dla Akademii Muzycznej). W budżecie województwa zarezerwowano na ten cel milion złotych.
Kiedy w październiku 2010 r. zapytaliśmy dyrektora Przytockiego o postępy w pracach, odpowiedział: - Jako dyrektor naczelny i artystyczny mam być jeszcze inwestorem? Przygotowywać działki pod budowę? Wykonywać pracę, która należy do urzędników? Przecież nie mam odpowiednich instrumentów ani ludzi do takich zadań. Zresztą mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie, niż budowa filharmonii.
W rezultacie po pierwszym i jedynym(!) w 2010 roku spotkaniu zespołu zadaniowego nie powstały mapy proponowanych pod budowę terenów, nie sprawdzono nawet ich stanu prawnego. Zarezerwowany milion złotych trzeba było przeznaczyć na inny cel.
Po wczorajszym spotkaniu z Przytockim władze województwa przyznają, że w tej chwili najbardziej prawdopodobne jest to, że dyrektor Przytocki pozostanie na stanowisku do końca sezonu, czyli do czerwca. W tym czasie zarząd województwa znajdzie nowego dyrektora naczelnego i wówczas rozdzieli funkcje szefa naczelnego od artystycznego, powierzając tę drugą od nowego sezonu ponownie Przytockiemu.
Komentarz
Kilkuletnie perypetie z szukaniem dobrego dyrektora dla Filharmonii Krakowskiej to znakomity materiał na wyciskający łzy (ze śmiechu) serial. Najpierw ogłaszane i nierozstrzygnięte konkursy. Potem afera Melomana, czyli anonimowego informatora, który donosząc na jednego z kandydatów - wiolonczelistę i dyrygenta Adama Klocka - skutecznie powstrzymuje jego nominację. Do tego próby powołania wielkiego autorytetu (jego nazwisko do końca trzymano w tajemnicy) z pominięciem procedur konkursowych, które blokują związki zawodowe FK. Wreszcie udana - jak się zdawało - nominacja cenionego dyrygenta Tadeusza Strugały, który ze stanowiska dyrektora naczelnego i artystycznego rezygnuje jednak po paru tygodniach, gdy okazuje się, że ówczesny marszałek województwa, obiecując mu spory budżet na dobry początek, obiecywał gruszki na wierzbie.
Ten serial będzie miał jednak smutne zakończenie. Po Strugale przyszedł Paweł Przytocki, który nie poradził sobie ani jako dyrektor naczelny (potężna dziura w budżecie instytucji), ani artystyczny. Po kilku ciekawych punktach w programie artystycznym 2010 r. i występie FK w słynnej wiedeńskiej sali Musikverein krótkie pasmo sukcesów się skończyło. Słabego zespołu Przytocki nie odmłodził, nie poddał przesłuchaniom, redukcji. Zostawia instytucję z długiem i - w nagrodę? - ma pozostać dyrektorem artystycznym.
Niestety, po serii pomyłek i wystawionym do wiatru Strugale władze województwa nie mogą raczej liczyć na to, że największą małopolską instytucją muzyczną będzie chciał zarządzać jakiś autorytet czy sprawdzony menedżer kultury. Zwłaszcza w kryzysie, gdy w obietnice "dobrego budżetu na początek" nie uwierzy już nikt. No, chyba że będzie to menedżer klubu fitness, bo taki startował już w konkursie na to stanowisko.
Tomasz Handzlik