Prasa - szczegóły

2012-03-05

Nie mogę! - warknął do słuchawki mój przyjaciel Szeregowy Polityk, od którego chciałem wyciągnąć trochę zakulisowych przecieków dla doprawienia nimi najbliższego felietonu.

- Już nie wolno ujawniać drugorzędnych tajemnic trzeciorzędnym dziennikarzom?

- Skądże... U nas jak tylko ktoś coś wie, zaraz leci do mediów. Polski hydraulik to najgorszy niedołęga w Unii: czegokolwiek się dotknie, zaraz przecieka! - rozgadał się niespodziewanie. - Rzecz w tym, że wszyscy zostali wezwani na dywanik do premiera - zafrasował się.

- Przecież miał wzywać tylko ministrów, a ty przez własne niedołęstwo nie załapałeś się nawet na wicka - zgryźliwie przypomniałem mu epizod, który już tutaj udało mi się opisać.

- Pamiętam, ale tym razem mają przyjść wszyscy - westchnął z obawą.

- Może będzie casting na nowego szefa partii? Notowania Tuska lecą na łeb, a w takich wypadkach fachowcy od "piaru" zalecają zmianę twarzy. Najlepiej, wedle kryteriów zaproponowanych przez prezesa PiS-u: młody, wysoki, przystojny i inteligentny. A u was przecież każdy za takiego się uważa.

- To prawda... - westchnął mój przyjaciel. - Nawet wicemarszałek Niesiołowski, niestety. Sam przyjdź i zobacz.

W wiadomym gmaszysku w Alejach Ujazdowskich w Warszawie panował ścisk jak w krakowskim tramwaju prawem kaduka przemianowanym na "szybki". Zastrzygłem jednak uszami, kiedy wśród przewalającego się tłumu wybrańców narodu zobaczyłem byłego premiera Millera, szefa SLD (Samoobrony Lewych Dinozaurów) i być może premiera przyszłego, a obecnie sztukmistrza z Lublina i przywódcę ruchu POPAL (POpieramy PALikota). Sondaże musiały spaść nisko, kiedy i oni biorą udział w castingu.

- Nie widzę cygar i wina - zwróciłem uwagę mojemu przyjacielowi. - Przecież Pan Prezes niedawno stwierdził, że należycie do takiej właśnie obcej kultury, a Polakom bardziej przystoi machorka i gorzała. No i gdzie piłka nożna?

- Coś ty! - obruszył się. - Po tej daremnej kopaninie z Portugalią?

- W środę zasnąłem przed telewizorem, a żona dała mi spokój, bo nie przypuszczała, że to obowiązkowe.

- Nie zwalaj na żonę. To wolno tylko Grasiowi - westchnął tęsknie Szeregowy. - Reszta musi brać odpowiedzialność na siebie.

- Bo są na Muszce już dzisiaj. Ona będzie dopiero po Euro i olimpiadzie w Londynie, jak jej buzia opatrzy się w mediach.

- Skąd to wiesz, kolego? - spytał mnie konfidencjonalnie któryś z posłów.

- W końcu czy ja mam wam przynosić rewelacje personalne, czy sam się czegoś tu dowiem?! - postawiłem się. - O co tu idzie?

- O miłość bliźniego - minister Gowin, jak wiadomo, zawsze jest akuratny i wyważony. - Bo trzeba coś znaleźć dla Staszka Kracika, który ma tyle zasług, a teraz nikt nie chce posunąć się o jeden fotel.

- No to jego posunąć i po problemie - wyrwałem się jak zwykle nie w porę.

Minister skrzywił się boleściwie wobec niestosownych wulgaryzmów, ale już czuwał nieoceniony Palikot:

- Zatrudnijcie go przy in vitro. Posada murowana na kilka kadencji, bo was zawsze strach oblatuje, gdy macie taką ustawę skierować do Sejmu!

- Palikot jest cudny, bo przynajmniej nienudny! - zawołał jakiś pochlebca.

Minister skrzywił się jeszcze boleściwiej, jakby siepacze Piłata już przystąpili do biczowania. Postanowiłem ratować go po chrześcijańsku:

- Co za skrupuły! - zawołałem.

- Grzecha, Mira i Rycha nie żałowaliście. A poseł Sekuła oddał jeszcze bardziej nieocenione usługi i nikt się za nim nie ujął.

- Jak w tytule... - powiedział minister i wyrecytował formułkę. - Nic pan nie słyszał o polityce miłości? Ach, muszę już iść - zorientował się nagle. - Premier wzywa!

- Świetnie ogolony - skomentował któryś z gapiów, gdy minister zniknął za premierowskimi drzwiami.

- Jest nareszcie wystarczająco bogaty, by golić się jednorazówką tylko raz - odpowiedział inny. - Przedtem nie było go stać. Przecież to krakus!

Minister po chwili znalazł się wśród nas.

- Zamiast Grasia i Ostachowicza mnie ochrzanił za sondaże - załkał.

- Gdy umrę, rozsypcie prochy w Tesco, wtedy przynajmniej będziecie mnie odwiedzać co niedzielę!

Tak popłakując, oddalał się coraz bardziej.

- A jednak będzie jak w tytule - zawołał z daleka. - Pieprz i Sól, w skrócie PiS. Tylko czy sondaże od tego podskoczą?

**********

• Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter, wydał ostatnio powieści "S.O.S. " i "Paradygmat" oraz tom esejów "Wołanie o sens".