Prasa - szczegóły

2012-01-10

Jest sprzeczny z przyjętymi w naszej kulturze wartościami i normami, sprzyja oszustwom popełnianym przez uczniów - orzekli małopolscy urzędnicy o portalu Korker.pl. Ale dotacji z UE, dzięki której działa, nie odbiorą. Tłumaczą, że przy przyznawaniu kasy etyka nie grała roli.

Nożem można kroić chleb, można też zabić - mówi wyraźnie ucieszony decyzją urzędników Ludomir Krawiński. Jest prezesem Sądeckiej Agencji Rozwoju Regionalnego, która przyznała ponad 40 tys. zł unijnej kasy na rozruch serwisu Korker.pl. Za pieniądze (trzeba wysłać SMS, który kosztuje 1,23 zł) portal odrabia zadania domowe dla uczniów. - Jego założenie jest takie, że uczeń wraz z odpowiedzią otrzymuje jej wyjaśnienie i w ten sposób się uczy. Jeśli wykorzystuje portal tylko do ściągania, to już inna sprawa - wyjaśnia.

Podobnie tłumaczy Diana Drozda, jego założycielka, absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, która Korkera nazywa "portalem społecznościowym służącym wymianie wiedzy". W biznesplanie, który przygotowała, nie ma mowy o odrabianiu zadań domowych za uczniów, ale - jak informuje SARR - mogła rozszerzyć swoją działalność. Wszystko w majestacie prawa.

Gdy o finansowanym przez Unię Europejską przedsięwzięciu napisaliśmy w maju ubiegłego roku, nauczyciele pytali: "To żart?". Zareagowało Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Zażądało od władz województwa małopolskiego, by sprawdziły, na jakiej podstawie "tak wątpliwe etycznie przedsięwzięcie jest finansowane z unijnych środków".

W październiku Wojewódzki Urząd Pracy prowadzący kontrolę uznał, że agencja ma mu zwrócić 40 tys. zł dotacji przyznane na działalność Dianie Droździe. SARR zaprotestowała, a zarząd województwa małopolskiego, który ostatecznie zajął się sprawą, orzekł właśnie, że agencja dotacji jednak zwracać nie musi. Nie musi tego robić też założycielka portalu.

Zasiadający w zarządzie marszałek, wicemarszałkowie i członkowie zdecydowali tak mimo opinii, które jednoznacznie oceniają działalność Korkera jako nieetyczną. "Sprzeciwia się przyjętym w naszej kulturze wartościom oraz powszechnie akceptowanym normom. Co więcej (...), może sprzyjać oszustwom dokonywanym przez uczniów, którzy będą czerpali pożytki, posługując się uzyskanymi rozwiązaniami jako swoimi" - napisali o Korkerze urzędnicy WUP.

Małopolski kurator oświaty Aleksander Palczewski uznał z kolei, że działalność prowadzona przez Dianę Drozdę "zakłóca działanie systemu oświaty poprzez utrudnianie realizowania przez nauczycieli działań dydaktycznych i wychowawczych".

Przed podjęciem decyzji zarząd zapoznał się też z opinią księdza prof. Michała Drożdża z Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie. Choć w przesłanych do "Gazety" pięciu stronach wyjaśnień urzędnicy piszą m.in., iż ksiądz nie uznał działalności Korkera za nieetyczną, sam zainteresowany nie zgadza się z taką interpretacją jego opinii. Bo jego zdaniem działalność portalu nie jest jednoznaczna.

Piotr Odorczuk, rzecznik marszałka, tłumaczy: - Nie mieliśmy podstaw prawnych, by odebrać unijne pieniądze na działalność portalu, ponieważ w umowie o dofinansowanie i regulaminie projektu nie ma mowy o kryteriach etycznych. I w ogóle ciężko odnosić się do etyki na podstawie czyjegoś sądu i zabrać dotację przyznaną zgodnie z prawem.

W swojej opinii na temat działalności Korkera WUP zaznaczył jednak, że jest taka możliwość. To art. 5 Kodeksu cywilnego, według którego nadużycie prawa polega na przekroczeniu granic należących do kategorii etycznej przy równoczesnym działaniu w zgodzie z przysługującym prawem.

Czemu zarząd nie chciał rozpatrzyć sprawy pod tym kątem? W ostatnim punkcie uzasadnienia decyzji czytamy, że w przypadku odebrania dotacji Diana Drozda mogłaby żądać odszkodowania od województwa oraz urzędników.

MRR dziś obiecało nam komentarz, czy jest zadowolone z rozwiązania sprawy przez zarząd województwa małopolskiego.

Komentarz

Działający pod nakazem resortu małopolscy urzędnicy zebrali szereg opinii o działalności portalu. Pytanie tylko, po co, skoro tłumaczą, że od etyki i tak ważniejsze jest prawo. A prawo aspekt etyczny przy unijnym projekcie pomija.

Wszystko wskazuje więc na to, że chronią samych siebie, o czym dobitnie świadczy ostatni punkt przesłanego nam uzasadnienia. Niech ta historia będzie nauczką przy przyznawaniu unijnej kasy na kolejne przedsięwzięcia i tworzeniu kryteriów konkursu.

Dominika Wantuch, Olga Szpunar