Prasa - szczegóły

2011-07-19

Czy partie i politycy - łamiąc przepisy - już zaczęli kampanię wyborczą?

W tym tygodniu Państwowa Komisja Wyborcza oceni, czy billboardy, które zawisły w największych polskich miastach, są agitacją wyborczą.

Zgodnie z prawem kampania zacznie się z chwilą ogłoszenia terminu wyborów parlamentarnych przez prezydenta. Bronisław Komorowski musi to zrobić najpóźniej 7 sierpnia. Ale wystarczy wyjść na ulicę, by odnieść wrażenie, że kampania trwa już w najlepsze.

PiS zaprezentował wczoraj nowy spot. Będzie emitowany w największych stacjach TV. Prezes PiS Jarosław Kaczyński w klipie otwiera szklane drzwi, by - jak tłumaczą w PiS - "uwolnić energię i potencjał milionów Polaków blokowany pod rządami PO".

Kampanię ma wzmocnić billboard z wizerunkiem Kaczyńskiego i podpisem: "Premier Kaczyński. Czas na odważne decyzje", który wisi w największych miastach od ubiegłego tygodnia.

Poseł Mariusz Kamiński (PiS) zapewnia, że to nie kampania wyborcza, tylko zgodna z prawem kampania informacyjna. W spotach i na billboardach nie ma jednak ani słowa o programie PiS. - Ale jest odesłanie do strony internetowej z programem - mówi Kamiński.

Nie tylko PiS obwiesił miasta plakatami. Posłanka PO Agnieszka Pomaska, inicjatorka zakazu spotów i billboardów reklamujących partie, wywiesiła w Gdańsku swoje bannery. Zaprasza na nich do korzystania z bezpłatnych porad prawnych biura poselskiego.

- Plakaty nie mają związku z kampanią. Od października prowadzę porady prawne i chciałam je rozreklamować- mówi nam posłanka. Prawnik w jej biurze dyżuruje zaledwie raz w tygodniu i przyjmuje dwie osoby. - Jeśli będzie trzeba, zwiększę liczbę dyżurów - deklaruje Pomaska.

W PO jej kampania nie wszystkim się podoba. - Nie jesteśmy proszkiem do prania czy szamponem do włosów. Wolałbym, aby nasi politycy spotykali się z wyborcami i rozmawiali o programie - mów wiceszef klubu PO Waldy Dzikowski.

Z kolei SLD wywiesił billboard z odesłaniem do programu wyborczego. Ale na plakacie widać głównie twarze partyjnych liderów. Banner PSL towarzyszył w sobotę inscenizacji bitwy pod Grunwaldem. Ludowcy rozdawali wodę mineralną z logo PSL - zieloną koniczyną.

Ekspert z Fundacji Batorego Adam Sawicki: - Zawsze zdarzały się przypadki prowadzenia kampanii przed jej formalnym startem, ale w tym roku widać większą nerwowość wśród polityków. Jeżeli Trybunał Konstytucyjny nie zakwestionuje przepisów dotyczących zakazu używania billboardów w kampanii, teraz jest ostatni dzwonek, żeby się na nich pojawić.

Trybunał wyda orzeczenie w środę. Zakaz billboardów ma obowiązywać od sierpnia.

Sawicki: - Partie przez cztery lata kumulują publiczne pieniądze i nie nawiązują kontaktu z wyborcami po to, żeby na miesiąc czy dwa przed rozpoczęciem kampanii zacząć się reklamować.

Wysypem billboardów, bannerów i spotów zainteresowała się Państwowa Komisja Wyborcza. Krzysztof Lorentz, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych, mówi "Gazecie", że jeszcze w tym tygodniu Komisja przeanalizuje billboardy i spoty pod kątem agitacji wyborczej.

Zdaniem Lorentza nawet jeśli nie ma partyjnego logo - jak na plakatach Pomaski - może się zdarzyć, że PKW uzna to za kampanię wyborczą. - Liczy się to, kiedy billboardy czy spoty się pojawiają, fakt, czy dana osoba kandyduje, czy nie - wylicza Lorentz.

Kilka dni temu z kampanii wizerunkowej zrezygnował poseł PO Łukasz Gibała z Krakowa. PKW orzekła że jego billboardy z wielkim zdjęciem i napisem: "kierunek Kraków" oraz spoty radiowe mają charakter "przedwyborczej agitacji promocyjnej, a przez to należy je uznać za omijanie przepisów prawa".

Zdaniem Sawickiego trudno będzie udowodnić politykom złamanie prawa: - Można tu mówić raczej o jego omijaniu. Nawet Jarosław Kaczyński może powiedzieć, że był przecież premierem, więc nie agituje, tylko odwołuje się do historii.

Jeśli PKW stwierdzi że politycy działają niezgodnie z prawem, partie może to słono kosztować. PKW może bowiem wliczyć koszt tych kampanii w koszty kampanii całej partii A jeśli partia przekroczy limit wydatków, może stracić część pieniędzy z budżetu.

Renata Grochal