2011-10-27
Chcemy na filmach w Krakowie zarabiać, ale w kryzysie boimy się o to zawalczyć - tak mniej więcej można streścić dyskusję radnych nad powołaniem nowej miejskiej instytucji - Krakowskiej Komisji Filmowej
- Czy w kryzysie nas na to stać? - to pytanie powtarzało się jak mantra wśród radnych oceniających projekt wyłączenia z Krakowskiego Biura Festiwalowego działającej w jego ramach od dwóch lat Krakowskiej Komisji Filmowej.
Ma się to odbyć bez dodatkowych kosztów - budżet KBF zmniejszy się o 5,4 mln zł, które planowano właśnie na Film Commission (2 mln zł z tego to dotacja na festiwal Off Plus Camera). Reszta idzie na dofinansowanie produkcji związanych z Krakowem i promocję miasta jako lokacji filmowej. Pracownicy komisji pomagają też w organizacji planów zdjęciowych. Efekty są - przybywa filmów, zwłaszcza tych z Bollywood, a także reklam. W zeszłym roku producenci filmowi zostawili w regionie 50 mln zł, w tym roku ma to być kwota 70 mln zł.
Liczby te nie przemówiły jednak do wyobraźni radnych. Magdalena Bassara (PO): - Nie znajduję powodu, by tej działalności nie prowadzić dalej w ramach KBF. Czy w kryzysie powoływanie nowej jednostki jest zasadne?
Teodozja Maliszewska (PO): - Jak pijany płotu czepiam się zawsze jednego pytania: czy w dobie oszczędności, gdy tniemy wszystkie wydatki, ta działalność zasługuje na inne traktowanie?
Dominik Jaśkowiec (PO): - Proszę o wskazanie, jakie zadania własne gminy ta jednostka będzie realizować?
Grzegorz Stawowy (PO): - Jak osiem osób zatrudnionych na etatach w tej instytucji ma wydać 5,4 mln zł?
Były też mniej lub bardziej konstruktywne propozycje. Włodzimierz Pietrus (PiS): - A może festiwal Off Plus Camera powinien odbywać się co dwa lub trzy lata? W takim cyklu odbywa się wiele prestiżowych imprez i targów.
Paweł Węgrzyn (PO): - Dla Krakowa najważniejszy jest efekt promocyjny. Będzie on większy, gdy postawimy raczej na gry wideo niż filmy! Może ta komisja powinna się nazywać Krakowską Komisją Sztuk Audiowizualnych? Bo polskie produkcje wideo sprzedają się w całym świecie, a filmy nie.
O tym, że projekt usamodzielnienia Komisji Filmowej może budzić kontrowersje, wiedzieli wszyscy. Bo po pierwsze - finanse miasta są w opłakanym stanie, wszystko trzeba ciąć, więc mający spory budżet KBF od dawna jest na celowniku radnych. Po drugie - jak mówią ci, którzy sprzyjają prezydentowi - radni PO mają na KBF "alergię", bo jego działalność to coś, co Jackowi Majchrowskiemu rzeczywiście się udaje. Podziały w dyskusji nie przebiegały jednak według podziałów politycznych. Wśród zwolenników nowej instytucji przeważali radni PO. Jerzy Woźniakiewicz: - Po wydzieleniu komisja będzie traktowana poważniej przez partnerów z branży!
Jerzy Fedorowicz (PO), przewodniczący komisji kultury: - Rozumiem, że nowa jednostka budzi kontrowersje, ale rozwój miasta jest ważny - nawet w czasach kryzysu. Branża filmowa to rozwijający się rynek, trzeba go przyciągać. Dotychczasowe doświadczenia komisji pokazują, że potrafi to robić.
Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa ds. kultury, apelowała do radnych, by "nie bali się zysków!". Wyliczała korzyści planowanej reorganizacji: komisja jako jednostka typowo filmowa będzie mogła się ubiegać o nowe środki, np. europejskie lub z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Poza tym wzrośnie jej pozycja w branży. Wiceprezydent pochwaliła pomysł otwarcia się na gry wideo - KBF współpracuje zresztą z ich twórcami - upierała się jednak przy nazwie Krakowska Komisja Filmowa. - Inna nazwa byłaby nieczytelna dla identycznych struktur w Europie, gdzie każdy region ma taką komisję! - tłumaczyła Sroka.
Decyzja w tej sprawie zapadnie najwcześniej pod koniec listopada. A radni szykują się do walki - jedni chcą pomóc komisji, inni już teraz przymierzają się do cięć w Krakowskim Biurze Festiwalowym.
Magdalena Kursa