Prasa - szczegóły

2011-06-03

- Projekt ustawy o związkach partnerskich można wziąć na tapetę jako jeden z pierwszych w przyszłej kadencji Sejmu - powiedział wczoraj Donald Tusk. Jarosław Gowin: Ja do tego ręki nie przyłożę.

Donald Tusk przypomniał wczoraj, że na glosowanie w Sejmie jeszcze przed wyborami czeka około 200 ustaw, a do końca kadencji zostało kilka posiedzeń. - Jestem gotowy do dyskusji o związkach partnerskich. Nie chciałbym, żeby ta ustawa była taką wrzutką wyborczą ze strony niektórych. Chyba nie będzie piekła, jeżeli damy sobie kilka miesięcy czasu, aby te kwestie spokojnie i precyzyjnie uregulować - powiedział na konferencji prasowej we Włocławku.

ROZMOWA Z
Jarosławem Gowinem
posłem, wiceszefem klubu PO

Renata Grochal: Premier powiedział, że Sejm dojrzał do uchwalenia, po wyborach. ustawy o związkach partnerskich. Co pan na to?

Jarosław Gowin: Ja nie dojrzałem i nigdy nie dojrzeję. Na pewno ręki za taką ustawą nie podniosę.

Dlaczego?

- Ustawa o związkach partnerskich tylnymi drzwiami wprowadzałaby małżeństwa homoseksualne. Dla mnie małżeństwo z definicji jest związkiem kobiety i mężczyzny. Tak zresztą definiuje je nasza konstytucja.

Ta ustawa dotyczy nie tylko homoseksualistów. We Francji, gdzie też wprowadzono związki partnerskie, stanowią one zaledwie 30 proc. wszystkich związków, a związki jednopłciowe to 5 proc. z tego. Dlaczego pan mówi tylko o homoseksualistach?

- Oboje doskonale wiemy, że to jest istota sprawy. W całym tym projekcie nie chodzi naprawdę o dobro konkretnych ludzi, tylko o przeprowadzenie rewolucji obyczajowej, odejście od tradycyjnej moralności.

W ustawie nie ma słowa o małżeństwach homoseksualnych.

- Ale de facto poza prawem do adopcji dzieci są wszystkie pozostałe prawa i przywileje małżeńskie - np. przywilej wspólnego rozliczania podatkowego. A wynika on z tego, że małżeństwa biorą na siebie ciężar wychowywania dzieci. A w przypadku homoseksualistów to jest wykluczone.

To małżeństwom bezdzietnym chce pan ten przywilej zabrać?

- To typowa demagogia poprawności politycznej. Małżeństwo co do swej istoty nakierowane jest na posiadanie dzieci, choć czasami małżonkowie z tego rezygnują lub - częściej - nie mają takiej możliwości. Związek homoseksualny z istoty wyklucza posiadanie dziecka biologicznego.

Ustawa przewiduje też dziedziczenie, prawo do zasięgania informacji o zdrowiu partnera w szpitalu, decydowanie o miejscu pochówku. To codzienne sprawy, w których brak regulacji utrudnia życie w nieformalnych związkach.

- Te sprawy są uregulowane na gruncie istniejących ustaw. Jeżeli ktoś chce zasięgać informacji w szpitalu, to partner może uczynić go pełnomocnikiem. Problemy spadkowe można rozwiązać drogą testamentu. To. że środowiska homoseksualne starają się ukryć te fakty przed opinią publiczną, jest dowodem złej woli z ich strony. I dowodem na to, że w Polsce chcą stosować taką samą taktykę jak w krajach zachodnich. Zaczyna się od ustawy o związkach partnerskich, a potem dąży się do tego, żeby zrównać pary homoseksualne z parami hetero, łącznie z prawem do adopcji dzieci. Na to nigdy się nie zgodzę.

Problem polega na tym. że małżeństwa mają te prawa z automatu. A pary nie-małżeńskie muszą przejść przez szereg formalności. I w ten sposób są dyskryminowane.

- Nie widzę tu żadnej dyskryminacji. Z dyskryminacją mielibyśmy do czynienia tylko w sytuacji, gdyby prawo przyznawało inne przywileje różnym grupom małżeństw. A ponieważ małżeństwo i związek partnerski mają inny charakter. to inne też w odniesieniu do nich powinny obowiązywać regulacje.

Poza tym nie wszystkie te rzeczy da się teraz załatwić bez ustawy, np. możliwość uniknięcia zeznań obciążających partnera, prawo do renty rodzinnej, mieszkania niewłasnościowego itd.

- Powtórzę: małżeństwo jest ważną instytucją społeczną, bo dźwiga na sobie fundamentalny z punktu widzenia interesu społecznego obowiązek wychowania dzieci. Ponieważ związki homoseksualne takiej misji nie pełnią, nie powinny oczekiwać zrównania praw.

Co jest złego w adopcji dzieci przez pary jednopłciowe?

- Od czasów starożytnych filozofowie mówią o czymś takim jak prawo natury. pewien naturalny (co nie znaczy, że tylko biologiczny, przeciwnie, także duchowy!) porządek moralny. Dzieci należy wychowywać w przekonaniu, że zgodny z tym porządkiem moralnym jest związek kobiety i mężczyzny, a nie dwu kobiet czy dwu mężczyzn. Notabene pani pytanie to zapowiedź tego. co czekałoby nas po legalizacji związków partnerskich. Natychmiast rozpoczęłaby się walka o przyznanie homoseksualistom prawa do adopcji.

Dlaczego odmawia pan innym prawa do równego traktowania?

- Nie odmawiam równych praw. ale równość nie oznacza identyczności. Skoro związki partnerskie co do natury mają odmienny charakter niż małżeństwa. to ich prawa także powinny się różnić.

Jest pan homofobem?

- Za pani pytaniem kryje się dyktat politycznej poprawności. Nie obchodzi mnie orientacja seksualna innych ludzi ale nie godzę się na to, by środowiska homoseksualne dokonywały pieriekowki dusz. Żadna polityczna poprawność nie zmusi mnie do tego żebym mówił, że trawa jest biała a nie zielona. Ani do tego. bym kwestionował tezę, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny.

Pytam, bo przez cały czas mówi pan o małżeństwach homoseksualnych. A przedstawiciele organizacji gejów i lesbijek, współautorzy projektu złożonego w Sejmie przez SLD podkreślali, że nie wpisali do projektu ani małżeństw, ani adopcji dzieci, wiedząc, że w Polsce nie ma na to szans.

- Ale ta ustawa jest otwarciem do tego drzwi. Środowiska homoseksualne wyraźnie mówią, że jeszcze Polacy nie są na to gotowi. Czyli będą na to gotowi w następnym kroku, kiedy dokona się zmiana obyczajów społecznych. Otóż ja do tego na pewno ręki nie przyłożę.

W sondażu "Gazety" ponad połowa Polaków jest za związkami partnerskimi, w tym dwie trzecie wyborców PO.

- Być może jestem w mniejszości, ale ona też ma prawa głosić swoje poglądy. I mam nadzieję, że nie namawia mnie pani. bym uprawiał politykę pod dyktando sondaży. Staram się postępować według tego, co mówią mi rozum i sumienie.

Co pan zrobi, jeśli PO będzie za taką ustawą?

- Będę glosował przeciw. Nie wyobrażam sobie, że w takiej sprawie będzie dyscyplina. To jest typowa sprawa sumienia. Przypuszczam, że wyraźna większość PO ma w tej sprawie takie zdanie jak ja. Aczkolwiek nie mogę wykluczyć, że pod wpływem perswazji premiera część osób zmieni opinię, tak jak było w przypadku parytetów.
Odejdzie pan z PO?

- Rozmawiamy o scenariuszach. które - jak wierzę - nie ziszczą się. Bo tej ustawy również w przyszłym parlamencie nie uda się przeforsować. Na szczęście.

Premier potrafi przekonać Platformę.

- Nie mnie.

Renata Grochal