2011-11-23
Król kampanii wyborczej Łukasz Gibała policzył wydatki: 300 tys. zł na akcję Kierunek Kraków i... ledwie 52 tys. zł na kampanię właściwą. Przyznany mu limit wynosił 1,5 tys. zł
O tym, ile poseł Łukasz Gibała, szef krakowskiej PO, wydał na kampanię parlamentarną, krążyły w Krakowie legendy. Nic dziwnego - plakaty z jego wizerunkiem spotykało się na każdym kroku. Witold Latusek, szef kampanii PO w Małopolsce, szacował, że taka zmasowana kampania może kosztować kilkaset tysięcy złotych, może nawet milion (łącznie z prekampanią).
Łukasz Gibała długo liczył poniesione przez siebie koszty - końca obliczeń nie było widać, bo ze strony miasta wciąż napływały kary za nielegalne zajęcie mienia gminnego (plakaty wisiały np. na skrzynkach energetycznych). Dziś rozliczenie jest już gotowe. - Koszty mojej kampanii zamknęły się w kwocie 52,5 tys. zł. Najwięcej, ponad 20 tys. zł, pochłonął druk plakatów, ulotek, gazetek. 15 tys. zł to kary za nielegalne powieszenie plakatów, reszta to koszty wynajmu powierzchni pod materiały promocyjne, biura dla sztabu, domeny internetowej plus inne drobiazgi, np. tysiąc złotych za krówki - wylicza Łukasz Gibała, tłumacząc, dlaczego kampania okazała się stosunkowo tania. - Postawiłem na ulotki i plakaty, które są tanie. Koszt druku jednego plakatu to 40-70 groszy. Najdroższe są wielkie siatki reklamowe i billboardy - jeden kosztuje 700 zł - tłumaczy Gibała. Nic więc dziwnego, że znacznie więcej, bo 300 tys. zł, krakowski poseł wydał na budzącą kontrowersję kampanię Kierunek Kraków, w trakcie której zarzucił miasto ponad setką billboardów z własnym wizerunkiem. W ramach tej akcji jeszcze przed rozpoczęciem właściwej kampanii do parlamentu pytał mieszkańców o największe problemy i zalety Krakowa, promując przy okazji siebie. Państwowa Komisja Wyborcza zasugerowała, że akcja ta ma charakter wyborczy.
Problemem posła Gibały był również bardzo niski limit wydatków 1,5 tys. zł, który na kampanię przyznała mu małopolska PO. Poseł jednak sobie poradził - od kandydatów z innych regionów zebrał niewykorzystane przez nich limity. - Kilka osób o liberalnych poglądach postanowiło pomóc liberałowi z Krakowa, który wycinany jest przez konserwatystów - tłumaczy Gibała, który swoje rozliczenie przedstawił bezpośrednio krajowemu pełnomocnikowi finansowemu Łukaszowi Pawełkowi (nie udało nam się wczoraj z nim skontaktować). Gibała twierdzi, że rozliczenie zostało przyjęte. Wielu krakowskich działaczy komentuje jednak nieoficjalnie, że przedstawione przez posła koszty są znacznie zaniżone i trudne do zweryfikowania, bo nikt nie wie dokładnie, ile plakatów wisiało nie tylko w Krakowie, ale również w podkrakowskich miejscowościach.
- Wydał 52 tys.? To chyba żart. Ktoś obraża inteligencję krakowian. Drukarze szacują, że na sam druk materiałów wydał ponad 100 tys. zł, prowadził też sondaż telefoniczny na swój temat - mówi anonimowy działacz PO doświadczony w wielu kampaniach wyborczych. Jak szacuje, Gibała wydał na właściwą kampanię przynajmniej 300 tys. zł.
Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO od lat walczący z Gibałą o wpływy w Krakowie, nie chce komentować kampanijnych wyliczeń konkurenta. - To dzieje się poza nami. Ale rozliczenie to jedno, a wiarygodność polityka to drugie.
Przeprowadziłem ostatnio wiele rozmów z liderami krakowskiej PO i większość uważa, że w kampanii ucierpiał autorytet posła Gibały jako szefa krakowskiej PO - mówi Ireneusz Raś. Nieoficjalnie w PO spekuluje się, że małopolskie władze mogą rozwiązać krakowski zarząd PO. I że w przyszłym tygodniu dojdzie najprawdopodobniej do próby sił.
Magdalena Kursa