2011-05-01
"Zwariowany fan sztuki chce się ożenić z obrazem!", "Szuka księdza, który da mu ślub!", "Jeśli nie znajdzie go w Polsce, wyjedzie szukać go za granicą" - ekscytują się nowohuckim radnym portale internetowe od Dominikany po Tadżykistan.
Zaczęło się we wtorek. Zainteresowanie kontem Tomasza Urynowicza na Facebooku niepokojąco wzrosło. Wśród osób, które chciały zostać jego znajomymi, znalazło się niespotykanie wielu obcokrajowców. W środę - jeszcze gorzej. Tysiące próśb o znajomość. Gdy Urynowicz zajrzał do skrzynki mailowej, złapał się za głowę. Została całkowicie zapchana e-mailami z wyrazami sympatii i pozdrowieniami. Były nawet oferty matrymonialne. - Z Dominikany, Grecji, Hiszpanii, Rosji, Tadżykistanu, Wietnamu... Zgłupiałem - opowiada nam Tomasz Urynowicz, radny dzielnicowy z Nowej Huty.
Facebook służy radnemu do prowadzenia działalności społecznej (m.in. projektu "Posadzeni" dotyczącego Nowej Huty), więc lawina spamu mocno skomplikowała mu pracę. Postanowił wyjaśnić genezę swej niebywałej popularności. - Nie trzeba było specjalnie długo szukać. Po przeczytaniu kilku e-maili zacząłem podejrzewać, o co chodzi. Poszperałem w internecie i znowu osłupiałem - dodaje Urynowicz. Swoje imię, nazwisko oraz fotografię, do której pozuje z obrazem z 1955 roku, znalazł na ponad 70 portalach plotkarsko - sensacyjnych. W każdym z nich dowiadywał się, że jest... "zwariowanym miłośnikiem sztuki", który chce wziąć ślub z obrazem.
- Rany! Czytam to i nie mogę uwierzyć. Ślub z portretem kobiety! Znam angielski, niemiecki i rosyjski i widzę, że wszystkie te informacje są prawie takie same. Tych z Dalekiego Wschodu już nie potrafiłem odczytać, ale zamieszczały to samo zdjęcie. Jednym słowem, wygląda na to, że nocą lunatykuję i opowiadam dziennikarzom pierdoły - relacjonuje swoje śledztwo Urynowicz. I dodaje: - Moje zdjęcie używane we wszystkich tych portalach pochodzi z agencji fotograficznej dziennika "Fakt". A informacja jest miszmaszem tekstów, które na mój temat ukazały się w "Gazecie Wyborczej" i "Fakcie". Pół roku temu!
Faktycznie, w październiku 2010 roku "Gazeta Wyborcza Kraków" i "Fakt" pisały, że Urynowicz poszukuje kobiety, którą w połowie lat 50. sportretował w Nowej Hucie Antoni Maria Kwiek. Obraz misi tytuł "Górali 1955" (od nazwy osiedla w Nowej Hucie) i przedstawia młodą, piękną dziewczynę (junaczkę?) wieszającą pranie. Obraz ten od dekady wisi w mieszkaniu radnego. Urynowicz na łamach gazet ogłosił, że poszukuje bohaterki portretu, by zaprosić ją na kolację i porozmawiać o historii Nowej Huty.
Zagraniczne portale stworzyły z tego - niezwykle zgodnie! - własną bałamutną historię. - Najgorszy jest dopisek, że poszukuję księdza, który da mi ślub z obrazem, a jeśli go nie znajdę, pojadę ten ślub wziąć za granicą- zżyma się Urynowicz. - Skąd ten dopisek, nie mam bladego pojęcia. Nie wygląda to na błąd w tłumaczeniu. Nawet automatyczne translatory nie dopisują treści.
Medioznawca Mirosław Filiciak przyznaje, że nie spotkał się do tej pory z podobnym przypadkiem. - A już na pewno nie na taką skalę. Znam sporo historii osób nękanych przez internet, ale tam zawsze chodziło o perfidne działanie. Historia pana Urynowicza to raczej wypadek przy pracy którejś z firm sprzedających masowo tego rodzaju newsy - ocenia Filiciak.
Treść informacji w każdym portalu faktycznie jest niemal identyczna. Pochodzi zapewne z tego samego źródła. Jakiego? Nie udało się ustalić, ale można założyć, że wyprodukowała ją i sprzedała jedna z "farm treści". "Farmy treści" codziennie wytwarzają setki informacji na podstawie doniesień mediów z całego świata i sprzedają je niedrogo portalom, które nie posiadają własnych dziennikarzy.
- Nie bardzo wiem, jak poradzić sobie z tym wszystkim. To piramidalna bzdura, która byłaby nawet zabawna, gdyby nie fakt, że moje skrzynki mailowe i konto na Facebooku są zapchane śmieciowymi e-mailami. Uniemożliwia mi to pracę - tłumaczy Urynowicz.
- Sytuacja jest raczej bez wyjścia. Owszem, można spróbować wysłać dziesiątki e-maili z żądaniem usunięcia tej informacji, lecz szanse na powodzenie są średnie - twierdzi Filiciak. - Nawet jeśli stu my zostaną zdjęte, to i tak zawsze będą gdzieś w archiwach i wyszukiwarki to znajdą - dodaje.
Filiciak zauważa również, że obrona prawna w takiej sytuacji jest niemal niemożliwa. Brak bowiem regulacji, które umożliwiłyby na poziomie międzynarodowym strzeżenie prywatności. - Dopiero w ostatnich miesiącach Unia Europejska rozpoczęła starania o pogłębienie prywatności w internecie. Powstaje projekt, który ma zmusić portale do umożliwienia wyczyszczenia informacji. Do usunięcia ich raz a dobrze - przypomina Filiciak.
- Nie mogę się ożenić z obrazem, bo bardzo kocham moją żonę. To byłaby bigamia - próbuje żartować podłamany Urynowicz.
Bartosz Piłat