Prasa - szczegóły

2011-10-05

Okręg nr 33 (m.in. Stare Miasto, Krowodrza, Podgórze, Bieżanów)
Zbigniew Cichoń, Prawo i Sprawiedliwość
Bogdan Klich, Platforma Obywatelska

Cichoń pyta, Klich odpowiada

- Jak ocenia Pan swoje działania jako ministra obrony w zakresie funkcjonowania 36 pułku lotnictwa I zapewnienia bezpieczeństwa lotu Delegacji Prezydenckiej 10 kwietnia 2010 r.?

Obowiązujące prawo wyłącza Ministra Obrony z jakiegokolwiek procesu decyzyjnego przy realizacji lotów z VIP-ami. Oznacza to. że Minister w żaden sposób nie ingeruje w przygotowania m.in. do lotów prezydenckich. Nie jest nawet o nich informowany. Tak też było podczas tragicznego lotu do Smoleńska, kiedy to Kancelaria Prezydenta umieściła wszystkich najważniejszych gości na pokładzie jednego samolotu. Co do funkcjonowania 36. pułku, kilkakrotnie podejmowałem szybkie działania, które miały poprawić sytuację kadrowo-materialną pilotów. Rozporządzeniem z lutego 2008 r. wprowadziłem roczny dodatek, aby przeciwdziałać odejściom kadry. Temu samemu służyły podwyżki grup uposażenia z lipca 2008 i maja 2009 roku dla pilotów TU-154.

Dlaczego po katastrofie "Casy", w której zginęło dowództwo lotnictwa, nie wyciągnął Pan właściwych wniosków i nie wdroiył NATO-wskich procedur bezpieczeństwa?

7 kwietnia 2008 r. szef Sztabu Generalnego zatwierdził harmonogram realizacji zadań, który po tej katastrofie zawierał 67 pozycji. O ich zakończeniu przez Siły Powietrzne byłem informowany wielokrotnie, zarówno -ustnie jak i pisemnie. Wykonanie wszystkich zaleceń profilaktycznych po katastrofie CASY potwierdzali meldunkami zarówno gen. Błasik, jego zastępca gen. Załęski, gen. Stachowiak, zastępca szefa Sztabu Generalnego i płk Zbigniew Drozdowski, zastępca dyrektora Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Po katastrofie CASY w Polsce została wprowadzona zasada, że na pokładzie samolotu, nie może lecieć równocześnie dowódca i jego zastępca. W NATO nie obowiązują specyficzne zasa-, dy bezpieczeństwa lotów z VIP-ami. Sojusz pozostawia to krajom członkowskim.

Klich pyta, Cichoń odpowiada

- Jak Pan może godzić uczestnictwo w Komisji Praw Człowieka Senatu RP i być prawnym pełnomocnikiem Jana Kobylańskiego, człowieka o jawnie szowinistycznych poglądach?

Byłem także pełnomocnikiem osób prześladowanych przez system komunistyczny i broniłem praw człowieka przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Zadaniem adwokata jest bronić człowieka, który szuka sprawiedliwości w sądzie. Wręcz nie wolno mu tej pomocy odmówić. Jeśli ktoś się temu dziwi, jak Pan Bogdan Klich, to znaczy, że nie rozumie istoty praw człowieka. Rodzi się niepokój, że jeśli zostanie senatorem, to nie wszystkim będzie przysługiwało prawo do obrony. W istocie proces Pana Kobylańskiego przeciwko Radosławowi Sikorskiemu o ochronę dobrego imienia to proces jednostki przeciwko omnipotencji Ministra Spraw Zagranicznych, który uważa, że mu wszystko wolno. A dla oceny mojej przydatności w Senacie odsyłam do kilkuset moich wystąpień w tej izbie.

-  "Kto walczy z krzyżem, ten pod krzyżem zginie. Zginął prezydent Polski, który podpisał Traktat Lizboński, odbierający naszej ojczyźnie suwerenność" - mówił Kazimierz Świtoń na zjeździe organizacji polonijnych. Pan też tam był, ale nie spotkałem wypowiedzi, w której odcinałby się Pan od tych stwierdzeń. Czy Pan się z tymi poglądami utożsamia?

Absurdem jest sugerowanie, jakobym akceptował, czy utożsamiał się ze słowami Kazimierza Świtonia. Byłem nimi zbulwersowany i oburzony. Ustosunkowałem się do nich krytycznie dość dawno, bo w marcu tego roku. Hipokryzją trąci podejmowanie się obrony śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego przez Pana Bogdana Klicha. Można by postawić pytanie, czemu nie troszczył się on o dobre jego imię, gdy członkowie Platformy obrażali niewybrednymi epitetami czy sugestiami Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a także czemu jako minister obrony nie zapewnił bezpiecznego lotu prezydenta do Smoleńska.