Prasa - szczegóły

2011-07-30

- Nie było łatwo! - przyznają małopolscy politycy, pytani o realizację obowiązku obsadzenia kobietami 35 proc. miejsc na listach w najbliższych wyborach parlamentarnych.

Jesienne wybory parlamentarne będą pierwszymi, w których na listach wyborczych do Sejmu obowiązują parytety płci. Zgodnie z ustawą kobiety (podobnie jak i mężczyźni) muszą zająć minimum 35 proc. miejsc. Platforma poszła jeszcze dalej i przyjęła zasadę, że w pierwszej piątce znajdą się dwie kobiety. W Krakowie postawiła na posłankę Katarzynę Matusik-Lipiec (2. miejsce) i krakowską radną Małgorzatę Jantos (5. miejsce). Kolejna pani polityk to snowboardzistka i radna wojewódzka Jagna Marczulajtis (10. miejsce). - Wszystkie panie mają dorobek, nazwiska i pozycję - cieszy się Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO, przyznając, że ze znalezieniem kandydatek do drugiej i trzeciej dziesiątki nie było już tak łatwo. - Kobiet zaangażowanych politycznie nie ma dużo. Rzadziej niż mężczyźni zajmują ważne pozycje, rzadziej są też rozpoznawalne, co jest bardzo ważne w wyborach. Mam nadzieję, że parytety zmienią tę sytuację i w następnych latach kandydatek będzie więcej - dodaje Raś.

Radna Małgorzata Jantos, która nie paliła się do startu do Sejmu, przyznaje, że powiedziano jej w partii wprost: walczyłaś o parytety, to teraz z nich skorzystaj. Skorzystała więc, ale przyznaje, że polityka wciąż jest w Polsce sferą, do której kobiety się nie garną. - Szkoda, bo jestem głęboko przekonana, że nasza polityka wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby pań było wię-

cej. Popatrzymy na kraje skandynawskie - kobiet jest tam w polityce dużo, a sytuacja ekonomiczna znacznie bardziej zrównoważona niż w innych częściach Europy. Ten nasz raczkujący parytet 35 proc. dobrze nam zrobi - prorokuje Jantos.

To, że niełatwo było znaleźć odpowiednie kandydatki, zdradza też Kazimierz Sas, szef małopolskiego SLD. - Panie muszą wyzwolić się z piętna bycia tylko matką, żoną i gospodynią. Kobiety są mądre, piękne, wyważone. Potrzebujemy ich w polityce. Naturalnym miejscem do poszukiwania kandydatów na listy do parlamentu jest samorząd. Ale tam kobiety też nie ujawniają się zbyt często - ubolewa Sas. Mimo tego Sojusz podobnie jak PO stara się, by w pierwszej piątce umieścić na liście dwie kobiety. - W Nowym Sączu mamy w czołówce listy działaczkę ruchu Europadonna, walczącego o profilaktykę przeciwnowotworową, a także działaczkę ZNP i OPZZ - mówi Sas. Zdradza, że w Krakowie też dwie panie znajdą się w pierwszej piątce, nie pamięta jednak ich nazwisk...

W Sojuszu nieoficjalnie spekuluje się, że niespodziewaną szansą dla płci pięknej jest niedawna tzw. afera kolczykowa. Pomawiany w niej o finansowe nieprawidłowości szef krakowskiego SLD Grzegorz Gondek jest na razie planowany na lidera listy, ale niewykluczone, że na osłabieniu jego pozycji skorzysta kobieta - Monika Piątkowska, dyrektorka magistrackiego wydziału strategii i rozwoju.

W rozmowach o realizacji parytetów w triumfalnym tonie wypowiadają się jedynie politycy PiS-u. Zapewniają, że nie mają "problemu z kobietami". - Mamy panie chętne i gotowe do kandydowania - mówi poseł Ryszard Terlecki - Zawsze mieliśmy panie we władzach i na listach - wtóruje mu poseł Andrzej Adamczyk. Żaden z nich nie może jednak powiedzieć, która z pań będzie w tych wyborach najwyżej. - Po prostu jeszcze tego nie wiemy - stwierdzają.

Przez moment wydawało się, że lokomotywą krakowskiej listy PiS-u będzie kobieta - w tym kontekście mówiło się o Małgorzacie Wassermann. Sama zainteresowana zdementowała te informacje.

Magdalena Kursa