Prasa - szczegóły

2011-06-03

Rozmowa z ministrem obrony narodowej BOGDANEM KLICHEM, bratem honorowym krakowskiego Bractwa Kurkowego.

- Bardzo często w oficjalnych wypowiedziach podkreśla Pan znaczenie krakowskiego Bractwa Kurkowego, jako organizacji ściśle współpracującej z rozmaitymi formacjami Wojska Polskiego. O tym, że nie jest to tylko deklaracja, świadczą choćby ostatnie uroczystości święta 2. Korpusu Zmechanizowanego, zorganizowane wspólnie z krakowskimi braćmi kurkowymi, w których poza Panem uczestniczyli najwyżsi przedstawiciele generalicji - dowódcy kluczowych formacji.

- Tak, to nie są jedynie deklaracje z mojej strony. Bractwo Kurkowe od dawna należy do wojskowego pejzażu Krakowa Od prawie czterech lat, od kiedy jestem ministrem obrony narodowej, współpraca ta nabrała dodatkowego znaczenia Jestem dumny z faktu, iż powierzono mi godność honorowego brata kurkowego, dzięki czemu wiem na bieżąco, co nowego w bractwie i jakie ma plany. Pragnę zwrócić uwagę, na niebagatelne znaczenie bractwa dla kultywowania tradycji patriotycznych. Im więcej jest takich działań na różnych polach, tym większe korzyści dla miasta i kraju.

- W swoim życiu dokonywał Pan licznych wyborów. Jednym z nich była rezygnacja z wyuczonego zawodu lekarza, kosztem ryzykownej w swoim czasie działalności publicznej, którą rozpoczął Pan już w szkole średniej.

- W tym roku mijają 33 lata... To szmat czasu. W ciągu tych długich lat zmieniło się praktycznie wszystko.Polityka w PRL gdy rozpoczynałem swoją działalność publiczną, była dziedziną niedostępną dla młodych ludzi wychowanych w tradycji niepodległościowej i pragnących dochować wierności swym poglądom. Zacząłem stosunkowo wcześnie, w roku 1978-miałem wtedy 18 lat - w 60. rocznicę odzyskania niepodległości. Pamiętam, że właśnie wtedy nawiązaliśmy z gronem znajomych kontakt ze Studenckim Komitetem Solidarności, rozpoczynając pasjonującą, życiową przygodę z opozycją. Pierwszy raz zostałem "namierzony" przez bezpiekę w listopadzie 1978 roku, co pokazują akta znajdujące się w Instytucie Pamięci Narodowej. Początki te związane są z przygotowaniami w naszym Liceum B. Nowodworskiego wystawy "Drogi do wolności", oficjalnej, ale jak się okazało - z nieprawomyślnymi po części eksponatami, co stwierdziła cenzorka tej ekspozycji. Cały ten czas, pomiędzy rokiem 1978 a 13 grudnia 1981, pamiętam jako najpiękniejszy, "gwiezdny" - jak go nazywam - okres w moim życiu, który zapewne już nigdy się nie powtórzy. Te trzy lata dały mi najwięcej i ukształtowały na całe życie. A zwłaszcza Sierpień, gdy działalność opozycyjna eksplodowała masowym ruchem "Solidarności", co potraktowaliśmy jako spełnienie naszych marzeń o wolności. Dzięki temu znalazłem się w gronie założycieli Niezależnego Zrzeszenia Studentów Akademii Medycznej i zostałem wybrany do Rady Krajowej NZS. A potem przyszedł stan wojenny...

- Był Pan internowany...

- Trafiłem do obozu internowania w Załężu, potem kilka miesięcy aresztu na Montelupich. Następnie czas podziemia.. W1989 roku stanąłem przed zasadniczym pytaniem, czy zająć się działalnością publiczną czy medycyną, którą ukończyłem w 1987 roku. Uznałem, że nie uda się robić obu tych rzeczy jednocześnie. Albo będę koncentrował się na pacjencie, poświęcając mu się całkowicie, albo - na działalności publicznej i sprawach istotnych dla Polski. Z domu wyniosłem etos dobrego wykonywania swojej pracy. Ostatecznie decyzję o rezygnacji z wykonywania zawodu lekarza podjąłem w roku 1993.

- Przełomowym wydarzeniem, związanym z tą datą, było zapewne powołanie przez Pana do życia Międzynarodowego Centrum Rozwoju Demokracji. Skąd taka decyzja?

- W młodości dużo czytałem o Stanach Zjednoczonych. Jedną z najbardziej inspirujących lektur była dla mnie książka Alexisa de Tocqueville'a "O demokracji w Ameryce", napisana w XIX wieku, w której autor opisywał specyfikę młodej jeszcze amerykańskiej demokracji. O tym, jak demokracja ta funkcjonuje w rzeczywistości mogłem przekonać się podczas pobytów w USA, których organizatorem była USIA. Byłem tam dwukrotnie. Tematem pierwszego stażu były media drugiego zaś - polityka amerykańska Zorientowałem się wówczas, iż jednym z fundamentów demokracji w USA jest niezwykła zdolność ludzi do samoorganizowania się, często ad hoc, w postaci grup zadaniowych, fundacji i stowarzyszeń, w oparciu o chęć działania na rzecz dobra wspólnego, bez jakichkolwiek profitów. Pomyślałem wówczas, że warto byłoby w Krakowie stworzyć instytucję, która zajmowałaby się sprawami międzynarodowymi, do czego Kraków jest szczególnie predestynowany, bo jest miastem o międzynarodowym znaczeniu. I tak powstało Międzynarodowe Centrum Rozwoju Demokracji.

- Instytucja ta z czasem przekształciła się Instytut Studiów Strategicznych, nabierając większego znaczenia.

- Stało się tak, gdyż mieliśmy coraz więcej pracy eksperckiej. Centrum rozpoczynało od konferencji poświęconych miejscu Polski w świecie, szybo jednak okazało się, że oczekiwania wobec nas są dużo poważniejsze, dotyczą publikacji, ekspertyz, a z czasem także książek. Dlatego MCRD przekształciło się w Instytut Studiów Strategicznych, który skoncentrował się na trzech obszarach działania - integracji europejskiej, polityce bezpieczeństwa i obrony oraz polityce wschodniej.

- Polem do zdobycia szerszych doświadczeń była Pana praca w Parlamencie Europejskim.

- Najpierw jednak zostałem wiceministrem obrony w latach 1999-2000, odpowiadającym za wojskową współpracę międzynarodową. Był to fantastyczny czas, związany z pierwszymi rozstrzygnięciami po przystąpieniu Polski do strukhir NATO. Miałem tę satysfakcję, że podobnymi kwestiami zajmowałem się wcześniej w instytucie. Moje przejście do Ministerstwa Obrony Narodowej było w związku z tym płynne. W polskim Sejmie byłem wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych i pracowałem w Komisji Obrony Narodowej. Europarlament to z kolei najszersze europejskie forum, zajmujące się polityką międzynarodową, gdzie wchodziły w rachubę wszystkie bieżące tematy, począwszy od Białorusi i Ukrainy po współpracę z USA. Byłem przewodniczącym komisji ds. współpracy z Białorusią oraz członkiem komisji, która zajmowała się współpracą europarlamentu ze Stanami Zjednoczonymi.

- Jedną z kluczowych była, podjęta przez Pana w ostatnich latach, decyzja o profesjonalizacji Sił Zbrojnych RP.

- Nie ma innej drogi, jeśli nasz kraj ma odgrywać międzynarodową rolę. Nawet Niemcy rozpoczęły w tym roku szeroki program uzawodowienia armii. Mniejsze kraje mają ten proces już za sobą, jest im łatwiej wdrażać tak skomplikowaną procedurę. Polska jest takim państwem, które w regionie środkowoeuropejskim odgrywa na tyle znaczącą rolę, że nie mogła sobie pozwolić na to, aby jej armia była niezawodowa. Pytanie postawione na początku dotyczyło tego, jak głęboko i jak szybko reorganizować nasze siły zbrojne. Odpowiedź została udzielona już w lutym 2008 roku. Uznaliśmy, że profesjonalizację sił zbrojnych należy przeprowadzić jak najszybciej oraz jak najgłębiej. Rozciąganie uzawodowienia na kilka lat rozmyłoby cały proces, a ograniczanie się tylko do likwidacji przymusowego poboru oznaczałoby, że nowa armia zawodowa będzie chodziła w starych, przetartych butach. Program, który przedstawiłem rządowi latem roku 2008, mówił o przeprowadzeniu profesjonalizacji w dwa lata zniesieniu przymusowego poboru, a także zmianie podstawowych systemów wojska: wyżywienia, zakwaterowania naboru, szkolenia, pozyskiwania sprzętu wojskowego. uzupełnień i rezerw osobowych. Oznaczało to faktycznie rewolucję w armii.

- Taka decyzja pociąga za sobą określone skutki dotyczące wydatkowania znacznych kwot, których nigdy w polskich sitach zbrojnych nie było wiele.

- Zdecydowaliśmy się na przeorganizowanie struktur Wojska Polskiego po ta żeby 100 tys. żołnierzy mogło mieć większy potencjał bojowy. Profesjonalizacja zakończyła się w ubiegłym roku i kosztowała 3,5 mld złotych. Rok bieżący to czas modernizacji technicznej. Rząd przyjął budżet, który pozwala przyspieszyć rozwój techniki wojskowej. W ubiegłym roku wydaliśmy na wojsko 25 mld złotych, w tym planujemy wydać 27,3 mld. a w przyszłym - 29,3 mld złotych. Rok temu na modernizację techniczną poszło 5,78 mld, teraz - 6,5 mld, a w przyszłym roku wydamy 7,7 mld złotych.

- Jednym z fundamentów uzawodowionej armii są Narodowe Siły Rezerwowe. Jak postrzega Pan ich rolę?

- Przyjęliśmy założenia że armia zawodowa musi mieć rezerwę, ale nie taką pasywną, która występuje bardziej w kartotekach niż w rzeczywistości, lecz taką, która jest rezerwą czynną, mającą określoną wartość bojową. Stąd powołanie Narodowych Sił Rezerwowych, które stanowią uzupełnienie wojska zawodowego w jednostkach sił zbrojnych Rzeczypospolitej.

- Istotne znaczenie ma współpraca Polski ze Stanami Zjednoczonymi, o czym była mowa również podczas niedawnej wizyty prezydenta Baracka Obamy. Czy daje ona w Pana ocenie większe gwarancje bezpieczeństwa naszego kraju?
- Mamy stabilną, sojuszniczą współpracę z Amerykanami. Rozwijamy ją konsekwentnie, obejmując coraz to nowe obszary współdziałania Takim nowym fundamentalnym zdarzeniem, które najpierw miało charakter dwustronny, polsko-amerykański, a od listopada ub. roku - ma charakter wielostronny, czyli natowski, jest tarcza antyrakietowa Amerykańskie zobowiązania wobec Polski mówiące, że do roku 2018 na terytorium naszego kraju zostanie umieszczony system antyrakietowy, zostały wpisane w europejski system sojuszniczy NATO. Po drugie, od ub. roku stacjonują u nas okresowo żołnierze amerykańscy obsługujący zestawy rakiet Patriot, co pozwala szkolić polskich przeciwlotników. Szkoleniowy charakter będzie miała również obecność od 2013 roku załóg amerykańskich samolotów F16 i Hercules, którzy odbywać będą z naszymi lotnikami wspólne ćwiczenia. Kraków w tych zamierzeniach odgrywa także niemałą rolę. Tutaj właśnie podpisałem w lutym roku 2009, z sekretarzem obrony USA Robertem Gatesem. porozumienie o współpracy naszych wojsk specjalnych, które zaowocowało wieloma wspólnymi ćwiczeniami - wśród nich największymi. międzynarodowymi "Jackal Stone" z udziałem Polaków, Amerykanów oraz przedstawicieli kilku innych krajów NATO. Całkiem zaś niedawno, właśnie w Krakowie, odbyła się konferencja z udziałem dowódców sił specjalnych z krajów natowskich, poświęcona przyszłości tych formacji. Ich rola w mojej ocenie, będzie rosnąć z każdym rokiem. Ostatnie 20-lecie pokazało, że w świecie pojawiają się nowe zagrożenia do zwalczania których należy dostosować nasz potencjał obronny. Jest to zarówno terroryzm, jak i pojawiające się ataki w cyberprzestrzeni, które mogą dotyczyć banków, firm, jak i krajowych systemów informatycznych, a zatem uderzać bezpośrednio w państwo. Na te zagrożenia musimy być bezwzględnie przygotowani.

Rozmawiał: JANUSZ MICHALCZAK