Prasa - szczegóły

2012-03-15

Władze Krakowa planują likwidację ośmiu szkolnych świetlic dla najbiedniejszych uczniów. Radni zastanawiają się, gdzie przebiega granica oszczędzania na dzieciach.

Kraków, który ma do spłacenia ponad 2 mld zł długów i obawia się utraty płynności finansowej, drastycznie tnie wydatki na edukację. Po planach przekształceń młodzieżowych domów kultury, obcinaniu etatów w przedszkolach i szkołach, pomyśle prywatyzacji szkolnych stołówek - przyszedł czas na szkolne świetlice środowiskowe.

To placówki dla dzieci najbiedniejszych. Czynne są do godz. 19, a więc dłużej niż zwykłe świetlice. - Chodzą do nich dzieci, dla których rodzice nie mają czasu. Tam odrabiają lekcje, dostają posiłek, zdarza się, że jedyny, jaki jedzą w ciągu dnia - mówi Marta Patena, przewodnicząca Komisji Edukacji Rady Miasta.

Władze Krakowa tłumaczą, że muszą oszczędzać, a wydatki na edukację stanowią aż jedną trzecią budżetu miasta.

Radni zastanawiają się jednak, dlaczego cięcia nie dotyczą także innych dziedzin, na przykład administracji. - Prosiliśmy prezydenta o oszczędzanie także na urzędnikach. Mimo to, do tej pory nikogo nie zwolnił z Urzędu Miasta, a w jednostkach miejskich w ostatnich latach nawet wzrosło zatrudnienie - mówi Grzegorz Stawowy, przewodniczący klubu PO w Radzie Miasta.

Zdaniem radnego Bolesława Kosiora z PiS pomysły na restrukturyzację wydatków w edukacji przestają się podobać nawet tym, którzy początkowo byli zwolennikami tego typu rozwiązań. - Na wszystkim można oszczędzać, tylko nie na dzieciach. Na dzieci powinniśmy wydawać jeszcze więcej - uważa Bolesław Kosior.

Władze Krakowa tłumaczą, że oszczędności są konieczne. Miasto jest bowiem zadłużone po uszy, tylko MPK zalega z wypłatą około 70 mln zł.

- Oszczędzamy na wszystkim, nie tylko na edukacji - zapewnia Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta. Obcięty został budżet Krakowskiego Biura Festiwalowego, mniej jest pieniędzy na łatanie dziur, na krócej włączane jest oświetlenie uliczne. - Oszczędności dotyczą także administracji. Miasto nie przyjmuje do pracy nowych ludzi. Zrezygnowano z funduszu na nagrody dla urzędników - mówi Monika Chylaszek.

W ciągu ostatnich miesięcy miasto zlikwidowało pięć szkół, w planach jest przekształcenie MDK-ów w placówki niepubliczne. Wszystkie te zmiany wywoływały opór, ale głównie wśród nauczycieli. Miarka przebrała się, kiedy okazało się, że będą zwolnienia w przedszkolach i kiedy wiceprezydent Anna Okońska-Walkowicz zaproponowała prywatyzację szkolnych stołówek, w efekcie czego obiady podrożałyby o kilka złotych. Wtedy rozpoczęło się pospolite ruszenie rodziców, którzy skrzyknęli się na Facebooku. Uznali, że mają już dość dokładania do szkoły: kupowania nowej tablicy, zrzucania się na firanki i ławki. Nie chcą, aby w wyniku oszczędności miasta musieli jeszcze więcej dokładać do teoretycznie bezpłatnej nauki.

Pod wpływem tego protestu prezydent Krakowa Jacek Majchrowski chce zrezygnować z niektórych najbardziej kontrowersyjnych pomysłów wiceprezydent Anny Okońskiej-Walkowicz, jak choćby likwidacji szkolnych stołówek.

- Wszystko można zlikwidować, ale potem trudno to odbudować, a straty społeczne mogą być ogromne - mówi radna Marta Patena.

Agnieszka Maj