Prasa - szczegóły

2012-01-13

Prezydent Krakowa JACEK MAJCHROWSKI mówi o sytuacji finansowej i o tym, czy Kraków pozostanie miastem kultury - rozmawiają Agnieszka Maj i Rafał Stanowski.

- Panie Prezydencie, zapowiada się najtrudniejszy rok w czasie Pana dziewięcioletnich rządów?

- Czy będzie najtrudniejszy - okaże się na końcu roku.

- Z dokumentów, które przekazał Pan radnym, wynika, że zabraknie pieniędzy na wszystko.

- Nie na wszystko, ale na wiele istotnych rzeczy.

- Na przykład na podwyżki dla nauczycieli. Zabrakło na nie już w ubiegłym roku - aż 28 mln zł.

- Nie zabrakło, bo pensje wraz z podwyżkami zostały wypłacone. Prawdą jest natomiast, że przesuwaliśmy pieniądze w budżecie z innych zadań. W tym roku może być podobnie. Na szczęście jeśli chodzi o podwyżki dla nauczycieli, to mamy czas na korekty budżetu do października. Może nam zabraknąć pieniędzy pod koniec roku, choć mam nadzieję, że do tego czasu uda się nam je wygospodarować. Rozpoczynam teraz spotkania z przedstawicielami wszystkich wydziałów, chcemy dokładnie przyjrzeć się budżetowi po poprawkach radnych i zastanowić się, co w takiej sytuacji robić.

- Wprowadzi Pan zalecenia, że wszyscy mają wydać np. o 10 proc. mniej pieniędzy w tym roku?

- Takiego prostego rozwiązania nie można przyjąć. Nie możemy obcinać wszystkim wydatków na takim samym poziomie, ponieważ są wydziały, które wykonują wyłącznie zadania obligatoryjne. Możemy oszczędzać tylko na rzeczach fakultatywnych, które można wykonywać w mniejszym zakresie albo w gorszym standardzie.

- Mówił Pan, że miasto będzie musiało w tym roku oszczędzać na sprzątaniu i oświetleniu.

- Fakt, że radni PO obcięli pieniądze na te zadania, to wielki problem. Kwestie oczyszczania, pielęgnowania zieleni i oświetlenia są ważne nie tylko dla mieszkańców, ale także dla turystów, wpływają na nasz wizerunek na świecie. Jeśli radni uważają, że można żyć w mieście niesprzątanym, albo sprzątanym raz w tygodniu to - pogratulować. W projekcie budżetu specjalnie dołożyłem na ten cel więcej pieniędzy, aby zadania, które były trochę zaniedbane, były lepiej wykonywane.

- Czy pensje nauczycielskie powinny być finansowane z budżetu państwa, a nie gminy jak obecnie?

- Tak, to jest przecież zadanie państwa, przekazane do wykonywania samorządom. Państwo przekazuje nam jednak niewystarczającą kwotę. Kraków do subwencji oświatowej dokłada 200 mln zł. Nie mamy także wpływu na podwyżki nauczycieli, o podwyżkach decyduje rząd, o awansach nauczycielskich - kurator.

- Kraków wydaje najwięcej w Polsce na nauczycieli. W przeliczeniu na jednego mieszkańca to 1404 zł nawet, w Warszawie ta kwota jest mniejsza - 1366 zł. Z czego to wynika?

- Z wysokich kwalifikacji nauczycieli. Mamy prawie 80 proc. nauczycieli, którzy mają najwyższe stopnie klasyfikacji zawodowej i w związku z tym najwięcej zarabiają. To z drugiej strony sprawia, że mamy najlepszą edukację w Polsce.

- Chce Pan oszczędzać na edukacji?

- Ja tak nie mówię.

- Nie po to zatrudnił pan Annę Okońską-Walkowicz na stanowisko wiceprezydenta ds. edukacji, aby przeprowadziła restrukturyzację?



- Dziennikarze skupiają się tylko na tym, że celem restrukturyzacji jest oszczędność. To nie jest cała prawda. Reformy mają doprowadzić do usprawnienia działania.

- Ale konsekwencją mają być oszczędności.

- I będą, choćby w postaci budynków, które teraz stoją bezużyteczne. W niektórych szkołach sale są wykorzystywane trzy godziny dziennie!

- W Krakowie doszło do wielkiego protestu przeciwko planom wiceprezydent Anny Okońskiej-Walkowicz przekształcenia MDK-ów w niepubliczne placówki. Podobno nawet Pan zaczął wycofywać się z tego pomysłu, to prawda?

- Nie wycofuję się. Spotkałem się niedawno ze wszystkimi dyrektorami MDK-ów i okazało się, że zmieniają swoje krytyczne nastawianie. Przestali protestować. Ustaliliśmy także jedną rzecz: że niekoniecznie w przypadku każdego MDK-u dotacja po przekształceniach będzie obcięta o 50 proc. Dla każdej placówki zostanie ona inaczej policzona, ponieważ okazało się, że są MDK-i, które bez problemów taką redukcję wytrzymają, a są takie, dla których to będzie zbyt duża redukcja.

- Na czym miasto będzie jeszcze oszczędzało w tym roku?

- Na edukacji nie będzie olbrzymich oszczędności. Zresztą redukcja wydatków na ten cel to kwestia także niżu demograficznego. Teraz mówimy, że trzeba budować żłobki, ale mało kto pamięta, że w 2003 roku likwidowaliśmy te placówki, ponieważ nie było chętnych, aby tam posyłać dzieci. Teraz niż dochodzi do szkół i trzeba się zastanowić, czy jeśli szkoła stoi w połowie pusta, to nie lepiej ją połączyć z inną.

- Radni obniżyli czesne za przedszkola, niewiele podwyższyli opłatę za żłobki. Czy miasto będzie musiało w tym roku jeszcze więcej dokładać do tych placówek?

- Ustawa nałożyła na nas obowiązek wyliczenia realnych kosztów przedszkola. Po tym, jak radni obniżyli czesne, będziemy musieli więcej do tych placówek dokładać. Jeśli ktoś płaci 300 zł miesięcznie za przedszkole, to znaczy że miasto dodaje 600 zł do utrzymania dziecka. Jeżeli ktoś odbiera wcześniej dziecko i płaci mniej, to miasto dokłada proporcjonalnie więcej, bo koszt utrzymania dziecka dla nas jest stały. Powstaje pytanie, jak dużo miasto ma dopłacać. To samo dotyczy komunikacji miejskiej. Kiedy obejmowałem urząd prezydenta, ponad 80 proc. kosztów funkcjonowania MPK pokrywały bilety, a ok. 20 proc. dokładało miasto. W tej chwili dokładamy aż 40 proc.

- I będzie jeszcze gorzej, rosną ceny benzyny, a radni nie są chętni do podwyższania cen biletów. Już w ubiegłym roku zabrakło 70 mln zł, aby zapłacić MPK za ich usługi.

- Ta kwota została w większości spłacona, do końca tego kwartału wszystkie należności za ubiegły rok zostaną MPK wypłacone. Wydałem także zarządzenie, aby pieniądze, które miasto otrzymuje z wpływów z biletów, były od razu przekazywane MPK, co umożliwi normalne funkcjonowanie tej spółce.

- W ubiegłym roku nie funkcjonowali normalnie. Musieli brać kredyty, aby wypłacić pensje dla pracowników i kupić benzynę. Wszytko dlatego, że miasto spóźniało się z przekazywaniem pieniędzy.

- W tym roku będzie inaczej.

- Kraków nie utraci znowu płynności?

- Nie wiem, czy nie dojdzie do utraty płynności. Na początku ubiegłego roku też nie sądziłem, że stanie się to, do czego doszło w drugiej połowie roku.

- Kiedy okazało się, że nie ma pieniędzy na MPK, wypłaty nagród dla nauczycieli, dotacji dla niepublicznych szkół.

- Stało się tak po publicznych wypowiedziach radnych, że przekraczamy dopuszczalne zadłużenie, co nie było prawdą. Te wypowiedzi zostały podchwycone przez dziennikarzy i Regionalna Izba Obrachunkowa zablokowała nam na kilka miesięcy możliwość pozyskania pieniędzy z obligacji. Stąd wzięły się kilkumiesięczne opóźnienia w wypłatach.

- Audytor miejski ostrzega, że w najbliższych dwóch latach znów może dojść do utraty płynności. Szkoły znów nie dostaną pieniędzy?

- To wewnętrzny, urzędowy dokument audytora, opracowany na moje zlecenie, którego celem jest określenie ryzyka finansowego miasta. Tam są także propozycje, które mówią, jak uniknąć takiej sytuacji. Jedną z nich jest podniesienie podatków, na co z kolei nie chcą zgodzić się radni.

- Według audytora, jeśli będą dalej w takim tempie rosły wydatki bieżące miasta, czyli między innymi koszty utrzymania urzędu, to w roku 2014 Kraków przekroczy dopuszczalny limit zadłużenia.

- Przede wszystkim należy wyjaśnić, że utrzymanie urzędu to tylko kropla w wydatkach bieżących gminy, co nie zawsze jest zrozumiałe zarówno dla krakowian, jak i niestety dla niektórych radnych. Wydatki bieżące to wszystkie te wydatki masta, które nie są inwestycjami, a więc wydatki np. na sprzątanie miasta, oświetlenie, realizację programów profilaktycznych, programów sportowych, wydatki na kulturę. Jeżeli chodzi o wydatki na administrację, to w porównaniu z innymi wielkimi miastami krakowianie ponoszą najmniejsze koszty. Nie zwiększamy zatrudnienia w urzędzie od 2007 roku, chociaż inne urzędy w dużych miastach zwiększyły w tym czasie liczbę etatów o 200 - 300, a Warszawa nawet o 1900. Za to jako jedyne miasto oferujemy obsługę mieszkańców od rana do godz. 18. Możemy, oczywiście, obniżać koszty funkcjonowania urzędu, ale wtedy mieszkańcy będą obsługiwani do godz. 15. Będą musieli zwalniać się pracy, powstaną kolejki, tak jak w dawnych czasach.

- Nie wzrosło zatrudnienie w urzędzie, ale wzrosło w miejskich jednostkach, takich jak Krakowskie Biuro Festiwalowe, Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu.

- W tym roku te jednostki dostaną limit funduszu płac. Ich dyrektorzy nie będą już mogli sami o tym decydować, jaką kwotę przeznaczą na wynagrodzenia. Teraz mogą decydować, czy chcą mieć mniej osób zatrudnionych ale za większą pensję, czy też więcej - ale za niższe wynagrodzenie. Proszę zwrócić uwagę, że teraz wszystkie wuzetki wydawane są w terminie. To wynika z tego, że zwiększyło się zatrudnienie w ZKIT, które wydaje opinie dotyczące kwestii drogowych. Można zwolnić pracowników, ale wtedy będziemy dłużej czekać na załatwienie sprawy.

- Radni zarzucają Panu, że wydaje Pan na igrzyska, a nie ma na chleb.

- ... a sami w swojej poprawce zdjęli pieniądze na bieżące naprawy dróg. Moim zdaniem powinno wydawać się i na chleb, i na igrzyska.

- W KBF średnia pensja to 3800 zł brutto, a dyrektorka tej instytucji mówi, że u nich jest ciężko i nie zarabia się kokosów. Takie podejście może wzbudzać kontrowersje, zwłaszcza, że w wielu firmach średnia jest niższa.

- Czy mamy iść w tym kierunku, aby wszyscy jak najmniej zarabiali? Ludzie powinni zarabiać tyle, aby normalnie żyć, mieć pieniądze na pójście do teatru, do kina, normalnie funkcjonować. Jeden z radnych podkreślił, że w jego firmie, państwowej zresztą, zarabia się 2400 zł. Nie ma się czym chwalić.

- Czy wierzy Pan, że Kraków nadal będzie stolicą kultury?

- Tak, dlaczego miałby nie być?

- Radni Platformy Obywatelskiej zabrali niedawno Krakowskiemu Biuru Festiwalowemu 6,7 mln zł. Powiedzieli jednak, że w trakcie roku będzie Pan mógł wesprzeć tę instytucję, gdyż do urzędu wpłynie ponad 20 mln zł z podatku od nieruchomości oraz zwrot z podatku VAT. Podejmie Pan takie działania?

- To jest myślenie życzeniowe, które nie znajduje oparcia w faktach. Zwrot z podatku VAT jest już wliczony w budżety poszczególnych jednostek, trafi głównie do ZIKiT. Kultura nie ma szans na te pieniądze.

- Czyli klamka zapadła? Instytucje kultury czeka rok o chlebie i wodzie?

- Nie do końca, bo życie przynosi wiele nowych rozwiązań. Sądzę, że w ciągu roku to wszystko powinno się jakoś wyrównać. Mam taką nadzieję. To jest dobry moment, by dyskutować o festiwalach na zasadzie nie tylko takiej, ile mamy wydać, lecz ile naprawdę musimy wydać.

- Sugeruje Pan, że w poprzednich latach na festiwale wydaliście zbyt dużo?

- Mieliśmy festiwale na znakomitym poziomie europejskim. Jest jednak pytanie zasadnicze: czy festiwal ma trwać przez dwa tygodnie, czy można go skrócić do tygodnia, dziesięciu dni bez wielkiej straty w programie? Nie zawsze się da tak zrobić, gdyż umowy były podpisane już wcześniej. Proszę popatrzyć na Festiwal Kultury Żydowskiej, zaczynali od dwóch, trzech dni, teraz festiwal trwa aż dwa tygodnie. Jest pytanie, czy tej imprezy nie można by na przykład przyciąć o jeden, dwa dni, by zaoszczędzić trochę pieniędzy? Może festiwale literackie Miłosza i Conrada robić na przemian? A zamiast czterech występów w ramach Opera Rara zorganizować dwa?

- No właśnie, pojawiła się informacja, że po ostatnich cięciach finansowych w Krakowskim Biurze Festiwalowym, któremu zabrano w sumie prawie 14 mln zł, odbędzie się tylko festiwal Misteria Paschalia oraz dwa koncerty Opera Rara. Czy to na pewno te najlepsze punkty programu "6 zmysłów"?

- Proszę temu nie wierzyć. Nie widzę na przykład możliwości rezygnacji z Off Plus Camery, która jest festiwalem o zasięgu pozaeuropejskim, jej misja i działania coraz bardziej się rozszerzają. Musimy to wszystko dokładnie przeanalizować. Jeśli będziemy musieli z czegoś zrezygnować, będzie to być może jeden festiwal, jeszcze nie wiem który; niektóre mogą też zostać ograniczone.

- Czy festiwalowe cięcia mogą dotknąć nie tylko program "6 zmysłów", ale wszystkie festiwale oraz imprezy wspierane przez miasto?

- Nie możemy za bardzo przycinać festiwali, bo od tego, ile włożymy w nie pieniędzy, uzależniona jest dopłata z Ministerstwa Kultury, które zwykle dodaje drugie tyle. Jeśli więc przytniemy na przykład jakąś imprezę o milion, oni też dadzą milion mniej. To trzeba precyzyjnie wyważyć.

- Czy ma Pan może żelazną listę festiwali, które na pewno nie zostaną ograniczone?

- Trudno jest mówić o tym. Cenię bardzo festiwale, które się tu narodziły, są związane z miastem, czyli Misteria Paschalia i Sacrum Profanum. Będziemy się nad tym zastanawiać w poniedziałek.

- Filip Berkowicz niedawno zapowiedział publicznie, że Sacrum Profanum odbędzie się bez zmian, ale niekoniecznie w Krakowie...

- Odbędzie się w Krakowie.

- Czy to znaczy, że zrobi Pan wszystko, by tę właśnie imprezę zatrzymać w naszym mieście?

- Oczywiście, że tak.

- Radni PiS rzucili pomysł, by wszystkie festiwale organizować co dwa, a nawet co trzy lata - do czasu zakończenia się kryzysu finansowego.

- Festiwal co trzy lata nie ma sensu, wszystkim umyka, zresztą jeśli jest organizowany co dwa lata, też zaczyna umykać. Musi być pewna systematyczność, by festiwal przynosił efekty.

- Z drugiej strony organizatorzy narzekają, że miasto nie podpisuje z nimi wieloletnich umów, tylko odnawia je z roku na rok. Na przykład Wrocław dał festiwalowi filmowemu Nowe Horyzonty kilkuletnią gwarancję wsparcia. To znacznie ułatwia organizację dużych imprez o międzynarodowym zasięgu.

- Chcieliśmy tak zrobić, ustalić, by wybrane festiwale miały trzyletnią prolongatę, czyli wiedziały, że za rok, dwa mają taką a nie inną pulę środków. Zobaczymy, czy to wyjdzie. Taka była koncepcja.

- Czy w związku z cięciami finansowymi to upadło?

- Wszystko zależy od radnych. Ja uważam, że powinna być taka stabilność.

- W Krakowie w zarządzaniu kulturą jest dualizm - z jednej strony Krakowskie Biuro Festiwalowe, z drugiej Wydział Kultury. Może w ramach oszczędności należałoby te dwie instytucje jakoś zintegrować? Taki model funkcjonuje na przykład we Wrocławiu i się sprawdza.

- Nie, to są zupełnie inne instytucje. KBF zajmuje się działaniami wykonawczymi, organizuje festiwale począwszy od rozmów z artystami aż po stronę techniczną, natomiast Wydział Kultury prowadzi bieżącą politykę kulturalną miasta.

- W ostatnich latach KBF przejął bardzo wiele obowiązków tej bieżącej polityki, m.in. obsługuje punkty InfoKraków, wydaje magazyn "Karnet", prowadzi Krakowską Komisję Filmową. W ostatnim roku współorganizował w sumie 70 imprez. Może tych obowiązków ma zbyt wiele?

- Problem polega na tym, że KBF jest uznawany przez niektórych radnych za tubę Majchrowskiego, czego nie mogą przeboleć. A także tego, że na plakatach reklamujących wydarzenia kulturalne widnieje napis "Prezydent Jacek Majchrowski zaprasza na festiwal...".

- No właśnie, nie myślał Pan, by zrezygnować z tych napisów?

- A dlaczego? Jak będzie następny prezydent, to niech też sobie pisze. Zresztą marszałek Marek Sowa również poszedł tym tropem, widziałem billboardy, na których pojawił się podobny zwrot.

- Wróćmy do Wydziału Kultury. We Wrocławiu jego działalność jest o wiele bardziej aktywna niż w Krakowie, to on organizuje duże imprezy miejskie. Może jednak czas na zmiany w tej instytucji?

- Wie Pan, we Wrocławiu mówią, że model krakowski jest lepszy. Powiedział mi to prezydent Dutkiewicz. To kwestia pewnej filozofii. Urząd nie jest od wykonawstwa, zajmują się tym wyspecjalizowane instytucje, takie jak KBF czy ZIKiT. I tak pozostanie.

- Mniej pieniędzy trafi nie tylko do KBF, ale także do instytucji pozarządowych, które organizują wiele przedsięwzięć, jak choćby Miesiąc Fotografii w Krakowie. Czy ma Pan jakiś plan, jak można by je wesprzeć w tym trudnym czasie?

- Ale jak, skoro nam radni w swej twórczej aktywności podnieśli wsparcie na każdy teatr i bibliotekę o 100-150 tys. zł? Wiąże się to z tym, jak znam życie, że dyrektorzy teatrów przychodzili do radnych, a jeden z radnych jest nawet związany z pewnym teatrem. A skoro się da jednemu, to trzeba dać wszystkim. Jeśli mówimy z jednej strony, że KBF ma mniej pieniędzy, ale powinien nimi zarządzać menedżersko, to dlaczego nie stosujemy tej zasady do dyrektorów teatrów? Nie jestem wcale przekonany, że wszystkie teatry powinny mieć tak jak do tej pory, czyli tak dużą obsadę aktorską. Proszę popatrzyć na Teatr STU, który jest impresaryjny, ma tylko kilka stałych etatów, a resztę aktorów zatrudnia do wybranych przedstawień. Jest też jedynym teatrem, który potrafi opublikować program spektakli na cały rok. Dyrektorzy teatrów są przyzwyczajeni, że mają na etacie 50 aktorów i mogą z nich wybierać. A może trzeba zmienić takie myślenie?

- Radni zapowiadają, że pieniądze zabrane KBF przeznaczą m.in. na teatry i biblioteki. Zgadza się Pan?

- Wszystko jest potrzebne. Trzeba wyważyć, gdzie dać i ile dać. Tam, gdzie można działać menedżersko, tak jak w teatrach, można dać mniej i niech dyrektorzy wykażą się zdolnościami do zarządzania finansami. Niestety, żyjemy w takich czasach, że każdy, włączenie z dyrektorem szkoły i teatru, musi zaakceptować to, że nie jest dystrybutorem pieniędzy, lecz menedżerem.

- Czy to znaczy, że miasto zacznie dokładnie rozliczać krakowskie instytucje kultury z zarządzania pieniędzmi?

- Będziemy się bardzo uważnie temu przyglądać. Bardzo uważnie.

- Radni zarzucali, że KBF włączył się w Pana kampanię wyborczą, że pomagał przy produkcji Pana spotów.

- Bzdura zupełna. Wszystko robili ludzie spoza urzędu. Nigdy nie wykorzystywałem urzędu do swoich celów. Ani złotówka lub czyjakolwiek praca stąd nie wsparła mojej kampanii.

- Festiwale, choć nie należały do tanich wydarzeń, były dla miasta świetną formą promocji. Wystarczy przypomnieć, że na przykład Selector Festival był nominowany do europejskich nagród dla najlepszych wydarzeń muzycznych. Czy w związku z cięciami miasto zamierza zmienić swoją strategię marketingową, która opierała się na kulturze?

- Nie chcemy tego zmieniać. Skoro została wypracowana marka, nie wolno z tego rezygnować. Jeśli się wycofamy, przechwycą to inne miasta i odejdą sponsorzy. Jak będziemy się wtedy czuli, gdy zniszczymy to, z czego miasto już zasłynęło?

- Rozmawiał Pan niedawno ze Shlomo Mintzem, znakomitym skrzypkiem i dyrygentem. Czy przedstawił plan zakończenia konfliktu w Capelli Cracoviensis?

- Jakiego konfliktu? Tam są tak naprawdę trzy osoby z inną wizją funkcjonowania orkiestry: pan oboista, który jest poza orkiestrą; pan, który jest szefem związków zawodowych i od pierwszego lutego będzie grał, oraz pan, który jest koncertmistrzem i ma się do końca tygodnia zastanowić, czy chce grać; jego żona już się zastanowiła i gra z orkiestrą. Capella występuje całym zespołem. Niedawno w kościele św. Katarzyny miała 1200 osób na widowni. Widzi Pan tu jakiś kryzys?

- Skoro jest tak dobrze, to dlaczego chce Pan wprowadzić zmiany?

- A kto powiedział, że chcę coś wprowadzać? Pan Adamus zostaje. Podobnie jak dostaję listy krytykujące dyrektora, tak samo dostaję listy popierające pana Adamusa, także z zagranicy. Odbędziemy jeszcze parę rozmów na ten temat, dyskutowałem już m.in. z panem rektorem Krawczyńskim, który zawsze był zaangażowany w sprawy Capelli. Był na kilku koncertach Capelli i powiedział mi, że to znakomity zespół, który niedługo osiągnie poziom europejski.

- A czy Kraków, który ma tyle problemów finansowych, stać finansowo na zatrudnienie Shlomo Mintza?

- To jest właśnie jeden z problemów. Choć on nie wyartykułował wszystkich swoich oczekiwań finansowych, wiem, że wysoko się ceni.

- Wróćmy do polityki, czy będzie Pan walczył o czwartą kadencję?

- Nie mogę w tej chwili powiedzieć, czy będę kandydował, czy nie będę.

- Ale po ostatnich wyborach zapowiadał Pan, że to ostatnia kadencja.

- Tak mówiłem wtedy. A teraz - nie wiem.