2011-11-12
Miał być kabaret oraz sala prób i pracownie Teatru im. J. Słowackiego, Jest kamienica-widmo bez dachu.
Tajemnicze zaginięcie 51 letniej Katarzyny Bączkowskiej władającej fundacją we wsi Opypy pod Grodziskiem Mazowieckim wywołało lawinę problemów w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Już kilka miesięcy temu teatralne zaplecze miało przenieść się do budynku przy ul. Radziwiłłowskiej 3 w Krakowie. Zamiast tego instytucja została z rozbebeszonym obiektem pozbawionym dachu.
Ceniona krakowska firma Władysława Filipowicza, która miała niebawem zakończyć wart 8 mln zl remont obiektu, zeszła z budowy w marcu, bo nikt jej nie płacił. Od tego czasu nic się na Radziwiłłowskiej nie dzieje.
- Całe wnętrze, o, nawet stare windy... wszystko niszczeje od miesięcy pod gołym niebem! - dziwią się sąsiedzi.
W czerwcu wyszło na jaw, że spółka komandytowa FCC Rawelin i Wspólnicy, która zobowiązała się sfinansować remont kamienicy - nie ma pieniędzy. Miesiącami zapewniała, że je znajdzie, ale ostatnio poinformowała dyrekcję "Słowackiego", że bank odmówił jej kredytu i złożyła w sądzie wniosek o upadłość.
Partnerstwo publiczno-prywatne w naszym wypadku zakończyło się klapą - przyznaje dyrektor teatru Krzysztof Orzechowski, który zagroził prywatnemu partnerowi sądem i prokuraturą. W środę doszło do ugody. Rawelin zobowiązał się sfinansować zadaszenie, by budynek widmo nie popadł zimą w ruinę (ekipa Filipowicza ma się pojawić w poniedziałek). Strony zrzekły się wzajemnych roszczeń. W teatrze odetchnęli ale pozostali z całą masą problemów. Będą też musieli wyjaśnić Urzędowi Marszałkowskiemu (któremu podlega "Słowacki"), dlaczego władze województwa dopiero teraz dowiadują się o wielu faktach.
Teatr od dawna potrzebuje sali prób. Chciał ją urządzić w swym magazynie przy Radziwiłłowskiej, a także umieścić tam zaplecze techniczne; dziś płaci słono za pomieszczenia zastępcze. - Nie stać nas na remont i adaptację budynku, więc postanowiliśmy to zrobić w ramach PPP partnerstwa publiczno prywatnego tłumaczy Ewa Szafran, wicedyrektor "Słowackiego" odpowiedzialna za inwestycję. Prywatny inwestor miał zrobić remont w zamian za 20-letnią dzierżawę połowy budynku.
Przetarg wygrała firma FCC Rawelin i Wspólnicy powiązana z Fundacją Fortalicja Czemierniki (FCC) spod Grodziska. Fundacja zajmuje się od 7 lat rewitalizacją zabytków w Polsce, w jej Radzie Programowej zasiadają znani profesorowie Politechniki Krakowskiej: Andrzej Kadłuczka i Aleksander Bohm.
Pełnomocnikiem FCC Rawelin jest Krzysztof Kron, syn długoletnich aktorów "Słowackiego". W sierpniu 2011 r., jako menedżer innej spółki powiązanej z FFC, odebrał wraz z Filipowiczem nagrodę Głównego Konserwatora Zabytków za wzorcową rewitalizację kamienicy przy... Radziwiłłowskiej 33 (róg Lubicz). Obiekt otrzymał też "Budowlanego Oscara 2010".
A po przeciwległej stronie Radziwiłłowskiej straszyło widmo. Pani Katarzyna Bączkowska, decydująca jednoosobowo o losach Fundacji Czemierniki, znikła bez śladu i zostaliśmy bez środków - tłumaczy Krzysztof Kron.
ZBIGNIEW BARTUŚ
*********
Krakowska plajta publiczno-prywatna
Miał być kabaret oraz sala prób i pracownie Teatru im. J. Słowackiego. Jest kamienica - widmo bez dachu.
Krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego 6 maja zeszłego roku zawarł umowę z firmą Rawelin FFC sp. oo i Wspólnicy sp k." ze wsi Opypy pod Grodziskiem Mazowieckim. Spółka zobowiązała się odnowić XIX-wfeczny magazyn teatru przy ul. Radziwiłłowskiej 3 i zaadaptować go dla nowych celów - w zamian za 20 letnia dzierżawę części pomieszczeń.
Pierwszy w Małopolsce kontrakt oparty na ustawie o partnerstwie publiczno prywatnym (PPP) miał być wzorem dla innych instytucji. Wydawało się, ze spływa na nas wielkie dobrodziejstwo i że pozyskujemy nowe źródło kapitału zdolnego wspomóc niedoinwestowane zazwyczaj działania w obszarze infrastruktury kulturalnej - mówi Krzysztof Orzechowski, dyrektor Teatru im. J. Słowackiego.
Zapuszczona kamienica miała zostać wyremontowana w ciągu 20 miesięcy kosztem 8 mln zł. Stworzony przez krakowskiego architekta Grzegorza Dreslera projekt zakładał "odświeżenie stalowych konstrukcji ścian i ceglanych murów oraz podzielenie przestrzeni szklanymi przegrodami". Na pierwszym piętrze i poddaszu teatr chciał urządzić wymarzoną 200-metrową salę prób (wykorzystywanie do tego głównej sceny to kosztowne kuriozum) i pracownie krawieckie. Parter i podziemia miał na 20 lat zagospodarować Rawelin.
"Podchodzę do tego osobiście, bo moi rodzice związani byli z Teatrem im. J. Słowackiego. Kiedy jesienią 2011 roku oddamy gotową inwestycję, miejsce to ożyje nie tylko w sensie architektonicznym, ale przede wszystkim społeczno-kulturalnym" - zapowiadał Krzysztof Kron z Rawelinu. Chciał tam urządzić dom aukcyjny, klub oraz kabaret polityczny.
- Mieliśmy wszelkie podstawy mu ufać - komentuje dyrektor Orzechowski. - Inwestycja koordynowana przez pana Krona na przeciwległym końcu Radziwiłłowskiej, róg Lubicz, przebiegała bez zakłóceń. A fundacja stojąca za oboma przedsięwzięciami zdawała się być gwarantem rzetelnej roboty.
Mowa tutaj o powstałej ponad siedem lat temu Fundacji Fortalicja Czemierniki (FCC) pozyskującej pieniądze na zakup i rewitalizację zabytków. Jej fundatorami są dwie spółki: Berken S.A. z siedzibą pod tym samym adresem (Mazowiecka 163) w Opypach oraz Senaco z Warszawy (ta druga od paru lat w likwidacji). Obie podarowały fundacji spory majątek
- Berken m.in. zespól pałacowo-obronny w Czemiernikach ("fortalicję" wycenioną w 2004 roku na 672 tys. zł), który ma stać się "perłą i ośrodkiem kulturalnym Podlasia". Senaco dało warte blisko 8,5 mln zł akcje Berkena. Ponadto Grupa Żywiec podarowała zabytkowy browar w Bielsku-Białej (1,9 mln zł).
Fundacja otrzymała w sumie prawie 12,3 mln zł. W następnych latach nabywała kolejne zabytki, m.in. pałac w Kamionie oraz kamienice przy Mokotowskiej 8 w Warszawie (gdzie przyjmował kiedyś dr Tytus Chałubiński) i przy Szujskiego w Krakowie. Część potem sprzedała, część przekazała do powiązanych spółek. To tzw. spółki celowe, do realizacji konkretnych zadań, jak "Mokotowska 8" (obecnie Antilabe), czy powołana trzy lata temu Rawelin FFC sp. z o.o. i Wspólnicy spółka komandytowa.
Właśnie ta ostatnia stała się wiosną zeszłego roku "stroną prywatną" pionierskiej umowy PPP z Teatrem im. J. Słowackiego. Inna spółka powiązana z FFC - "Domy Polskie" z siedzibą przy Mokotowskiej 8 w Warszawie - kończyła w tym czasie rewitalizację kamienicy przy Radziwiłłowskiej 33, obok Hotelu Europejskiego. Wykonawcą robót była ceniona krakowska firma Władysława Filipowicza i jego syna Artura.
Radziwiłłowska 33 wzbudziła podziw. Zdobyła tytuł "Budowy roku 2010". a potem prestiżową nagrodę Głównego Konserwatora Zabytków. W imieniu inwestora odebrał ją Krzysztof Kron. Jednocześnie prosił o cierpliwość dyrekcję Teatru Słowackiego. Bo przy Radziwiłłowskiej 3 nie było tak różowo.
Prace ruszyły wprawdzie zgodnie z planem, a ich wykonawcą został niezawodny Filipowicz, ale w marcu 2011 r. zszedł z budowy. - Włożył tam 732 tys. własnych złotych, musiał zapłacić 132 tys. zł podatku VAT od wystawionych faktur, a Rawelin nie zapłacił mu grosza - wyjaśnia Stanisław Wierzbięta, prezes spółdzielni Bud-mat, do której należy Filipowicz. Dodaje, że byli gotowi kontynuować prace, przedłużali termin płatności do końca kwietnia a potem września. Bez skutku.
Ze współpracy z Rawelinem zrezygnował też Grzegorz Dresler. - Firma nie zapłaciła mi za nadzory autorskie oraz części wynagrodzenia za projekt wykonawczy. Zalega mi z płatnościami od grudnia 2010 r. - wyjaśnia architekt.
Roboty przy Radziwiłłowskiej zamarły. W teatrze twierdzą, że długo - zbyt długo - nie wiedzieli, dlaczego. W pismach dyrektora Orzechowskiego, jakie ostatnio trafiły do Urzędu Marszałkowskiego, jest m.in. stwierdzenie, że Rawelin "przez długi czas utrzymywał w tajemnicy przed teatrem fakt braku środków na realizację umowy".
- Wolnorynkowa rzeczywistość okazała się brutalna - mówi dyrektor Orzechowski.
Jak wyjaśnia Krzysztof Kron, to Fundacja Czemierniki zapewniała środki na finansowanie przedsięwzięć realizowanych przez powiązane spółki. Tak miało być i tym razem. W statucie fundacji jest jasno napisane, że najwyższym jej organem jest Rada Fundatorów oraz że "Radę Fundatorów powołują Fundatorzy w osobie Katarzyny Zofii Bączkowskiej". Słowem - to ona decyduje o losach fundacji: powołuje zarząd, zezwala na sprzedaż majątku, zaciąganie zobowiązań itp. Fundatorka przewidziała że w wypadku jej śmierci uprawnienia te przejdą na jej dzieci. Nie napisała natomiast, co robić, kiedy zniknie bez śladu. A właśnie tak się stało.
- Katarzyna Bączkowska jest poszukiwana jako zaginiona - mówi asp. Katarzyna Zych z Komendy Powiatowej Policji w Grodzisku Mazowieckim.
- Ostatni raz widziano ją 18 stycznia. Jej córka zgłosiła nam to 17 marca. Nic więcej nie udało się ustalić, oprócz tego, że samochód, w którym ostatni raz widziana panią Katarzynę wraz z również zaginionym mężem, odnalazł się w lutym, w warsztacie samochodowym.
- Po zaginięciu fundatorki działalność fundacji została sparaliżowana i musieliśmy nagle szukać pieniędzy a innych źródeł - tłumaczy Krzysztof Kron. Zapewnia, że jeszcze w marcu poprosił o kredyt w krakowskim oddziale wielkiego banku. Zdawali.się przychylni, prosili o kolejne dokumenty, zabezpieczenia. Wszystko im daliśmy. Po sześciu miesiącach jednozdaniowym pismem odmówili nam kredytu - twierdzi Kron.
11 października złożył w kancelarii teatru oświadczenie o braku środków. Przedstawiciele teatru pobiegli na Radziwiłłowską sprawdzić, czy "została spełniona obietnica zabezpieczenia obiektu przed zimą". Okazało się, że nie. Dyrektor Orzechowski zagroził Rawelinowi sądem i prokuraturą. Wezwał do negocjacji w sprawie pokrycia strat. Teatr nadal nie ma bowiem sali prób, nie ma gdzie wyprowadzić pracowni, ponosi koszty wynajmu, a w dodatku - pozbawionemu dachu obiektowi przy Radziwiłłowskiej grozi ruina.
Do negocjacji doszło. W środę zakończyły się ugodą, w której strony zrzekły się wzajemnych roszczeń. - Wszyscy straciliśmy - ubolewa Krzysztof Kron. - Teatr ze względów oczywistych, ale i my. Włożyliśmy w tę kamienicę milion złotych, których nikt nam nie odda.
Co z zaległościami wobec wykonawców, projektanta? - Panu Filipowiczowi zapłaciliśmy za zrobienie dachu, prace mają ruszyć w poniedziałek - mówi menedżer.
Co dalej z Radziwiłłowską 3? - Nie stać nas na ten remont. Musimy rozpisać nowy przetarg - mówi wicedyrektor Ewa Szafran. - Może ktoś się zgłosi. Jeśli nie, być może trzeba będzie budynek sprzedać i za uzyskane pieniądze kupić coś, w czym można by urządzić salę prób i pracownie.
- W ślad za porządkiem prawnym nie poszły zmiany świadomości - ubolewa dyrektor Orzechowski. - Inwestowanie w kulturę jest nadal dość powszechnie postrzegane jako pomysł szalony. Podobnie zresztą kombinują banki przyznające kredyty. Drugim problemem jest praktyczna bezbronność publicznych partnerów wobec trwających latami i pełnych zawiłości procedur sądowych na wypadek niewywiązania się partnera prywatnego z umowy. Na szczęście w naszym wypadku udało się wynegocjować ugodę. która jednoznacznie kończy tę niefortunną współpracę - dodaje.
ZBIGNIEW BARTUŚ
WITOLD LATUSEK, CZŁONEK ZARZĄDU WOJEWÓDZTWA MAŁOPOLSKIEGO:
- O tym, że na Radziwiłłowskiej 3 nic się od marca nie dzieje i że budynek nie ma dachu, dowiedziałem się w miniony czwartek. Sytuacja mocno mnie zaniepokoiła. To jest pierwsza inwestycja w województwie w trybie PPP, więc zarząd województwa w zeszłym roku zadecydował, że co miesiąc mamy otrzymywać raporty o jej realizacji. Teraz widzę, że wiosną przestały spływać. Musimy wyjaśnić, dlaczego. Najważniejsze jest jednak zabezpieczenie budynku przed zimą, by nie doszło do katastrofy budowlanej. W poniedziałek w trybie pilnym wysyłam tam kontrolę.