Prasa - szczegóły

2011-10-13

Jeszcze w niedzielę płakali ze szczęścia, dziękowali sobie, rzucali się w objęcia i fetowali. Wczoraj skoczyli sobie do gardeł. Kto? Politycy Platformy Obywatelskiej, zwycięzcy wyborów parlamentarnych w Krakowie.

To, że niebawem poleje się krew, można było wyczuć już w trakcie niedzielnego wieczoru wyborczego. Ogromną przewagę nad PiS krakowska Platforma świętowała w hotelu Royal hucznie i głośno. Poseł Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO, życzył wszystkim zabawy do rana i tonąc w uściskach, dziękował za kampanię. Przy okazji napomknął jednak, że wkrótce rozliczy tych, którzy w batalii o parlament zawiedli. Dla nikogo z obecnych nie było tajemnicą, że słowa te kieruje do Łukasza Gibały. Jego na wieczorze jednak nie było. - Tak wyszło, nie zdążyłem - tłumaczy Gibała.

Wczoraj wśród członków małopolskiej Platformy rozeszły się informacje, że krakowskie struktury PO, którymi kieruje Gibała, zostaną rozwiązane. I że być może pod Wawel znów zawita komisarz. Decyzję miał podjąć zarząd krajowy partii, który obradował wieczorem.

- W kampanii wyborczej w Małopolsce nie mogliśmy liczyć na naszą największą strukturę, czyli na krakowską Platformę - tłumaczy "Gazecie" Raś, sugerując, że Gibała grał głównie na siebie. Raś zaznacza jednak, że nie spieszy się z osądzaniem Gibały. - Nie jestem raptusem. Zanim podejmę jakieś kroki, porozmawiam z innymi działaczami PO z Krakowa, np. z radnymi. Muszę sprawdzić, czy między nimi a Gibałą jest jeszcze jakaś chemia, czy mogą ze sobą współpracować - wyjaśnia Raś, skarżąc się, że w krakowskiej PO od miesięcy nie odbywają się spotkania. Dodaje, że na razie trzeba kampanię rozliczyć pod względem finansowym. A to może Gibałę pogrążyć.

Zanim jeszcze oficjalnie rozpoczęła się kampania, poseł Gibała wystartował z akcją "Kierunek Kraków", w ramach której pytał mieszkańców o problemy miasta. Przy okazji zasypał Kraków swoimi billboardami. Z własnej kieszeni zapłacił za wszystko ponad 200 tys. zł. Państwowa Komisja Wyborcza uznała tę akcję za przedwyborczą agitację i orzekła, że pieniądze te trzeba wliczyć w koszty komitetu wyborczego (to oznacza, że na inne działania PO musiała wydać mniej).

To nie koniec. Choć partia przyznała potem Gibale 1,5 tys. zł limitu na kampanię wyborczą, poseł wydał na nią krocie - szacuje się, że kilkaset tysięcy złotych. Cały okręg - Kraków i podmiejskie miejscowości - tonął w jego plakatach. Gibała - ochrzczony królem krakowskiej kampanii - był dosłownie wszędzie. Niektórzy żartowali nawet, że boją się otwierać lodówki, by nie zobaczyć tam ulotki szefa krakowskiej PO (trzeba dodać, że niewiele ustępowali mu w tym wyścigu posłowie Ireneusz Raś, Katarzyna Matusik-Lipiec, a także socjaldemokrata Wojciech Filemonowicz - wszyscy mieli jednak wyższe limity).

Poseł Gibała nie chce na razie powiedzieć, ile wydal; deklaruje, że do końca tygodnia wszystko rozliczy. Przyznaje, że zebrał limity finansowe od partyjnych kolegów z innych regionów Polski.

- To pogłoski, że zarząd krajowy ma teraz rozwiązywać krakowską strukturę. Ma na razie poważniejsze tematy. Ale dla nikogo nie jest tajemnicą, że bardzo kosztowna kampania wyborcza Gibały wzbudza kontrowersje - tłumaczy poseł Jarosław Gowin. Jego zdaniem nie powinno się rozwiązywać krakowskiej PO, a jedynie wybrać nowy zarząd, bo obecny "słabo funkcjonuje".

Pojawiające się pod swoim adresem zarzuty Gibała kwituje: - Nic nowego. I mówi, że działania powinno się oceniać po sukcesach, a wynik PO w Krakowie był najlepszy w całej Małopolsce.

W Platformie można usłyszeć komentarze, że strącenie Gibały ze stanowiska szefa w Krakowie zakończy toczony od dawna spór między nim a Rasiem. Z tego powodu małopolską PO rządził już raz komisarz Andrzej Wyrobiec. Potem emocje próbowała załagodzić Róża Thun - uspokoiło się tylko na chwilę. Przed wyborami znowu zaczęło buzować. Małopolska PO nie znalazła dla Gibały miejsca na liście. Dzięki interwencji władz krajowych ostatecznie wylądował na odległym 19. miejscu. Mimo to mandat zdobył, uzyskując ponad 18 tys. głosów. Jego zwolennicy sugerują więc, że Raś atakuje teraz Gibałę, by odwrócić uwagę od tego, że sam jako lider listy dostał mniej głosów od Gowina, który startował z trzeciej pozycji. Politycy PO przez cały dzień telefonowali do siebie, przewidując, co się wydarzy. Nawzajem też spekulowali, kto "puścił mediom" informację o komisarzu i komu miała zaszkodzić. Ostatecznie zarząd krajowy Krakowem się nie zajął, przedkładając nad konflikty sprawy rządowo-parlamentarne.

- Załatwimy to we własnym zakresie - podsumował poseł Raś.

Magdalena Kursa