2011-07-29
Budowa hali Wisły nie będzie finansowana z unijnych funduszy. Ciągle nie ma gwarancji finansowych dla drugiego odcinka drogi ekspresowej S7 w Krakowie. Szefowi Platformy Obywatelskiej posłowi Ireneuszowi Rasiowi nie udało się wyeliminować z gry wyborczej Łukasza Gibały, szefa tej partii w Krakowie. Nie chciałbym wyrokować, że te wydarzenia łączy przysłowie, którego początek stanowi tytuł tego felietonu, ale niestety mają one z nim wiele wspólnego.
Zacznijmy od hali Wisły. Błędem było już przyznanie unijnych pieniędzy na tę inwestycję sportową, która była nieprzygotowana i która nie miała innych źródeł finansowania niż pieniądze z Brukseli. Naprawianie tego fatalnego błędu było konieczne, ale dokonanie tego na krótko przed wyborami na pewno nie przysporzy rządzącym w regionie (to te same partie co w kraju) dodatkowych głosów kibiców (chyba, że fanów wrogich wobec Wisły klubów). I nie pomogą tu żadne listy do kibiców, którym raz coś dano (choć tylko na papierze), a teraz się to odbiera. A do tego do zwolnionych kwot ustawi się teraz długa kolejka chętnych, a wybór tych szczęśliwców może być równie zadziwiający jak w przypadku hali Wisły.
Dodatkowych głosów nie będzie także z powodu braku pieniędzy na drugi odcinek S7 w Krakowie, stanowiący wschodnią obwodnicę miasta. Wprawdzie te pieniądze zabrano Małopolsce i jej stolicy już dawno temu, ale potem posłowie Platformy Obywatelskiej wielokrotnie obiecywali, że będą gwarancje finansowe dla tak ważnej dla miasta i regionu inwestycji. Zamiast tych gwarancji mamy kolejne przesunięcie terminu podjęcia decyzji w tej sprawie i coraz mniejsze szanse na rozpoczęcie robót przed wyborami parlamentarnymi. To prawda, że społeczne blokady dróg nie wymuszą na ministrze infrastruktury decyzji o przyznaniu pieniędzy na krakowski odcinek S7 (dla niego zawsze są ważniejsze drogi - ostatnio to autostrada A2), ale skutków odebrania ich i niespełnienie obietnic o ich przywróceniu rządząca partia powinna spodziewać się w październiku, przy urnach wyborczych w Krakowie.
Także przy urnach wyborczych powinny być widoczne skutki konfliktu między szefami Platformy w Małopolsce i Krakowie. Nie uważam, by poseł Łukasz Gibała, którego władze regionalne PO nie chciały na liście kandydatów na posłów, a którego władze krajowe partii wpisały na tę listę, był wyróżniającym się posłem pod względem pracowitości, skuteczności czy przydatności dla Małopolski. Z drugiej jednak strony inni krakowscy posłowie znajdujący się na czołowych miejscach listy kandydatów także niczym specjalnym się nie wyróżnili (np. nie potrafili wymusić utrzymania finansowania S7 w Krakowie). Skutki wyborcze tego konfliktu wewnątrz PO to nie tyle mniej głosujących na to ugrupowanie, co najprawdopodobniej umniejszenie roli lidera listy kandydatów Platformy. Choć akurat w tym przypadku powiedzenie "kto daje i odbiera...", powinno być raczej zmienione na "kto odbiera i daje...".
GRZEGORZ SKOWRON