2011-08-18
Szansa na S7, czyli wschodnią obwodnicę Krakowa, oddala się. Właśnie okazało się, że Ministerstwo Infrastruktury da 2 mld zł na wielkopolski odcinek S5, bo droga ta jest na liście inwestycji dotowanych przez Unię. O umieszczenie S7 na tej liście nikt się nie starał - pisze Bartosz Piłat, "Gazeta Wyborcza".
Wielkopolska się cieszy, bo do końca 2014 roku powstanie na terenie tego województwa 80 km dwupasmowej trasy S5 z Poznania na południe (do granicy z województwem dolnośląskim). Projekt drogi znalazł się na liście inwestycji mogących liczyć na dofinansowanie, choć nie ma jeszcze pozwoleń środowiskowych i budowlanych. Roboty budowlane będą mogły ruszyć tam najwcześniej za półtora roku. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego uznało jednak, że S5 jest wśród inwestycji mających szanse na ukończenie przed 2015 rokiem i przyznało 1.1 mld zł dotacji. Cała inwestycja ma kosztować 3,14 mld zł; z budżetu państwa lub z Krajowego Funduszu Drogowego trzeba będzie więc do 2015 r. wysupłać 2 mld zł.
Tymczasem małopolska Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad od roku czeka na pieniądze niezbędne do budowy 4 km trasy S7 (między Rybitwami a ul. Igołomską) zaplanowanej jako wschodnia obwodnica Krakowa. Na drogę potrzeba ok. 950 mln zł - dużo, bo konieczna jest budowa nowego mostu na Wiśle.
Obecnie jedyną szansą na szybką realizację S7 w Krakowie są oszczędności, na jakie GDDKiA może liczyć po rozstrzygnięciach innych swoich przetargów.
Można mieć pretensje do lokalnych posłów, że nie dbają o dobro regionu i nie potrafią lobbować w Ministerstwie Infrastruktury o pieniądze na drogę. Nawet kojarzony z ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem poseł Ireneusz Raś nie przekonał na razie swojego kolegi do zadbania o Kraków. Ważniejsze z punktu widzenia ministerstwa były inne drogi.
Jednak finansowanie budowy S7 ze środków sterowanych przez ministerstwo mogło być tylko jedną z metod realizacji wschodniej obwodnicy Krakowa. Wielkopolski projekt S5 - choć jest na wstępnym etapie przygotowań - wyprzedził krakowską S7 w walce o pieniądze dzięki temu, że postarano się go umieścić na liście inwestycji walczących o dotację. Decyzja resortu Rozwoju Regionalnego o przyznaniu dotacji na S5 zmusza ministra infrastruktury do przekazania części oszczędności na wielkopolską drogę. Nie można przecież dopuścić do utraty miliarda złotych unijnych pieniędzy. Naciski polityczne działaczy z innych regionów z tym argumentem zawsze przegrają.
Budowa S5 nie była faworytem MRR. Wstępnie była traktowana jako projekt rezerwowy. Dostanie dotację, bo przygotowanie innych tras się ślimaczy. Na trasę S7 pieniądze z Unii nie spłyną na pewno. Nie dlatego, że naszego miasta nie lubi minister Bieńkowska, po prostu nie ma jej na liście starających się o dotację. Gdyby była, dotację dostalibyśmy z pewnością, bo w przeciwieństwie do Wielkopolski u nas przetarg na budowę można ogłosić choćby jutro; w Poznaniu najwcześniej za półtora roku.
Dlaczego projekt S7 nie liczy się w walce o dotacje? Ponieważ przygotowanie dokumentacji trwa od wielu lat; tak wielu, że przebieg tych przygotowań jest niezgodny z procedurami określonymi przez UE. Gdyby chcieć naszą drogę wpisać na listę, ustalanie przebiegu i zdobywanie kolejnych zezwoleń trzeba by było powtarzać. Dziś okazuje się, że warto było przez to przejść. Tymczasem od 2007 r., gdy było już wiadomo, że Polska dostanie olbrzymie pieniądze z UE na rozwój infrastruktury, nikt nie spróbował przygotować dokumentacji dla S7 pod kątem dotacji. Teraz jesteśmy więc na szarym końcu, zależni od politycznych uwarunkowań.