Prasa - szczegóły

2012-03-21

Rodzice, nauczyciele, związkowcy i politycy - ponad 800 osób protestowało wczoraj pod magistratem przeciw polityce oświatowej miasta. Sprzeciwiali się oszczędnościom w edukacji, żądali dialogu. Ale gdy wiceprezydent Okońska-Walkowicz wyszła z nimi porozmawiać, krzyczeli: Nieeee! I nie dopuścili jej do głosu.

"Zero tolerancji dla lekceważenia partnerów społecznych", "Polsko, ojczyzno moja, ile ci jeszcze zostało", "Dość oszczędzania na naszych dzieciach" - transparenty z tymi hasłami migały wśród biało-czerwonych flag nauczycielskiej "Solidarności". NSZZ Solidarność i Związek Nauczycielstwa Polskiego zorganizowali wczoraj pod magistratem protest, w którym domagali się zwiększenia nakładów na oświatę.

- Robimy to na prośbę zdesperowanych rodziców, którzy słusznie sprzeciwiają się, by za kryzys finansów miasta płacili najmłodsi. I my też się sprzeciwiamy. W jedności siła! - mówiła Barbara Bohosiewicz, wiceprezes małopolskiego okręgu ZNP. - Tydzień temu odetchnęliśmy z ulgą, ponieważ wydawało się, że prezydent miasta Jacek Majchrowski wycofa się z pomysłów forsowanych przez Annę Okońską-Walkowicz: zwolnień w przedszkolach, likwidacji stołówek. Nic z tego. Dlatego dziś mówimy tym planom jednym głosem zdecydowane "nie" - grzmiała Anna Łyko z nauczycielskiej "S".

Nie, nie, nie! - skandował tłum. Za każdym razem, gdy padło nazwisko wiceprezydent, na placu rozlegały się nieprawdopodobne gwizdy i buczenie. - Czujemy, że naszym dzieciom grozi niebezpieczeństwo. Może i trzeba oszczędności, ale na pewno nie trzeba sumy decyzji nieprzemyślanych. Pani prezydent zapomniała o dialogu z nami - narzekała przedstawicielka rodziców.

Tyle że gdy Okońska-Walkowicz wyszła do zgromadzonych i chciała z nimi rozmawiać, tłum, który chwilę wcześniej oklaskiwał matkę domagającą się dialogu, zaczął krzyczeć: "Nie chcemy, nie chcemy!" "Precz z Okońską!"

Swoje pięć minut na wiecu miał też poseł PiS Ryszard Terlecki: - Odwołać nieodpowiedzialną i niekompetentną prezydent! - wykrzykiwał do mikrofonu.

W trakcie protestu przedstawiciele rodziców oraz związków zawodowych udali się do prezydenta Jacka Majchrowskiego wręczyć mu swoje postulaty. W trakcie spotkania zapadła decyzja o utworzeniu przy prezydencie rady oświatowej złożonej m.in. z rodziców i związkowców, która ma doradzać w sprawach reformy oświaty w Krakowie.

Wszyscy domagają się od prezydenta zwiększenia szkolnych i przedszkolnych budżetów. Obecnie placówki dostały je na poziomie 75 do 90 proc. ubiegłorocznych. By dyrektorzy zmieścili się w przekazanych im kwotach, wiceprezydent proponowała im zwolnienia administracji oraz cięcia etatów nauczycieli. Miała pomysł zwolnienia szkolnych kucharek. Chciała, by zatrudnione były nie na miejskich etatach, lecz zawiązały spółki pracownicze. Dla rodziców obiad miał być droższy o 2 zł (najbiedniejszym miało go finansować miasto), za to dla gminy oszczędności miały wynieść ponad 14 mln zł rocznie.

- Cenię sobie niezgodę obywatelską, z jaką przyszli tutaj dziś ludzie, aby protestować. Jednak większość z nich nie rozumie proponowanych zmian. Związki zawodowe wprowadziły ich w błąd. Mówią na przykład, że chcę likwidować stołówki, tymczasem chcę tylko, by zmienił się charakter pracy szkolnych kucharek. Te zmiany są konieczne. Dzieci jest coraz mniej, a my coraz więcej płacimy na edukację. W kryzysie tak być nie może - mówiła nam wczoraj Okońska-Walkowicz. To był już trzeci w ostatnich miesiącach protest pod magistratem przeciwko jej polityce. Wniosek o jej odwołanie przygotowali rodzice krakowskich uczniów. Ale ona zapowiada, że sama nie odejdzie.

Monika Chylaszek, rzecznik prezydenta Majchrowskiego, poinformowała nas wczoraj, że w miejskim budżecie nie ma pieniędzy, by zwiększyć wydatki na oświatę. By było to możliwe, konieczna jest rezygnacja z innych zaplanowanych w tym roku przez miasto wydatków - podkreśliła. Takiej poprawki do budżetu domagają się od prezydenta związkowcy.

Olga Szpunar

**********

Komentarz. Nauczyciele, trochę kultury!

"Na kolana!" - krzyknął stojący za mną człowiek do wiceprezydent Anny Okońskiej-Walkowicz, gdy wyszła do protestujących. Ci, którzy publicznie ubolewali, że zabrakło dialogu, zakrzyczeli ją, gdy zaczęła mówić. "Precz, precz, precz! Nie chcemy!" - skandowali, stojąc pod transparentem "Zero tolerancji dla lekceważenia partnerów społecznych".

Protesty rządzą się swoimi prawami. Ludzie wykrzykują różne hasła, targają nimi emocje. Stałam jednak wczoraj przed krakowskim magistratem i nie mogłam uwierzyć, że otaczające mnie osoby to w większości nauczyciele i rodzice, którym leży na sercu dobro dzieci. Sami dali wczoraj popis zwykłego chamstwa. Nie takiego zachowania spodziewałam się po ludziach, którzy przyszli protestować przeciwko obniżeniu jakości edukacji w krakowskich szkołach. Do takiego zachowania przyzwyczaili nas kibole. Jak więc myśleć o osobach, których zadaniem jest wychowywać nasze dzieci? Również w sferze osobistej kultury.

Olga Szpunar