Prasa - szczegóły

2011-06-11

By kupić lekarstwa, dołożyć do wakacji - tysiące nauczycieli nie dostało obiecanych im pieniędzy z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Wśród nich są emeryci, dla których liczy się każdy grosz.

- Przysięgam, że jeśli któraś z. moich koleżanek umrze, nie doczekawszy się tych pieniędzy, złożę doniesienie na miasto do prokuratury. Wiele z nich jest bardzo schorowanych i żyje na skraju ubóstwa. Po czterdziestu latach pracy w szkole za swoje emerytury nie są wstanie kupować potrzebnych lekarstw. Liczyły na pieniądze z funduszu. Ale widać w naszym mieście stary nauczyciel to śmieć, którym nie warto się przejmować - mówi zdenerwowana pani Wanda, emerytowana nauczycielka.

Sama czeka na zapomogę socjalną. Wniosek o jej przyznanie został pozytywnie rozpatrzony w marcu, ale pieniędzy nie dostała do dziś. Liczy na jakieś 800 zł. Za część kupiłaby lekarstwa, a resztę przeznaczyła na dofinansowanie wakacji. Najtańszych (dwa tygodnie za 900 zł), bo tylko na takie ją stać. - Mam 1400 zł emerytury i jestem sama. Po zapłaceniu rachunków naprawdę niewiele zostaje. A tak bardzo chciałabym w lecie móc gdzieś wyjechać - opowiada. Jej koleżanka Ewa czeka na przyznane jej w marcu 1200 zł. Potrzeby te same: głównie leki i dofinansowanie wakacji. Ale pani Ewa opowiada o znajomych, które są w znacznie gorszej sytuacji: - Koleżanka, była nauczycielka, ma 800 zł emerytury i żyje w domu starców, za który co miesiąc trzeba płacić 2 tys. zł. Dostaje oczywiście środki z pomocy społecznej, ale jak zmiłowania czeka również zapomogi z funduszu. Na piśmie ją dostała. W rzeczywistości nie.

Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych musi stworzyć każdy pracodawca. Gromadzone na nim środki są przeznaczane na działania socjalne na rzecz pracowników oraz byłych pracowników. W przypadku nauczycieli pieniądze na fundusz daje gmina. O tym, kto dostanie pomoc (prócz świadczeń socjalnych są to m.in. świadczenia urlopowe i pożyczki remontowe), decyduje tzw. komisja socjalna, która działa w każdej szkole. Działa też w Zespole Ekonomiki Oświaty, który obsługuje emerytów. O każde ze świadczeń nauczyciel może się starać tylko raz w roku. W skali roku na nauczycielski fundusz Kraków przeznacza ponad 37 mln zł.

Do końca maja 75 proc. tej kwoty powinno było wpłynąć na konta placówek. Nie wpłynęło. Powód? Miasto spłaca nimi raty zaciągniętych w banku kredytów. W ubiegłym tygodniu pisaliśmy, że z tego samego powodu należnych pieniędzy na pensje dla nauczycieli nie dostały prywatne szkoły i przedszkola.

Michał Sobolewski z wydziału informacji, turystyki i promocji miasta zapewnia: - Zaległe środki będą sukcesywnie przekazywane jednostkom oświaty.

Jednak kiedy dostaną je osoby, które mają już decyzje o przyznaniu środków, nie udało nam się dowiedzieć. W sumie rozpatrzone pozytywnie nauczycielskie wnioski o pomoc z funduszu opiewają na 17 mln zl. Podczas ostatniej sesji do prezydenta Jacka Majchrowskiego apelowała radna Platformy Obywatelskiej Teodozja Maliszewska - To moralnie naganne, by zabierać najbardziej potrzebującym. Pieniądze na fundusz jak najszybciej powinny zostać uruchomione, a w pierwszej kolejności zapomogi zdrowotne i socjalne - uważa.

Podkreśla też, że gmina złamała ustawę o funduszu, bo nie przesłała środków do szkól na określony prawem czas.

- Na dobrą sprawę za spóźnienie powinna płacić odsetki - mówi radna.

Pani Wanda zwraca uwagę, że w ustawie jest również napisane, że pieniądze z funduszu nie mogą być wydane przez pracodawcę na inne cele:

- Tymczasem prezydent Majchrowski, który zadłużył niemiłosiernie miasto, teraz spłaca nimi kredyty! Ściąga haracz z najuboższych!

Michał Sobolewski wyjaśnia, że w obecnej sytuacji finansowej Krakowa spłata rat zaciągniętych przez gminę kredytów jest absolutnym priorytetem.

Maliszewska przyznaje: - Kłopoty z wypłatą świadczeń z nauczycielskiego funduszu przekonały mnie do pomysłu zaciągnięcia przez Kraków chwilowego kredytu. Nie może nam brakować pieniędzy dla najbiedniejszych.

O fatalnej sytuacji krakowskiego budżetu wiadomo od co najmniej kilku tygodni. Jest opróżniony, bo na początku roku gmina musiała zapłacić zeszłoroczne rachunki, a wpływy z. podatków i subwencji przynoszą mniej, niż miasto musi wydać. Na razie nowe przepisy uniemożliwiają miastu zaciągnięcie długoterminowego kredytu w wysokości 300 mln zł, który pozwoliłby na ustabilizowanie sytuacji finansowej gminy. By ratować sytuację, na ostatniej sesji radni zgodzili się, by gmina zaciągnęła 50 mln zl kredytu, które Kraków ma spłacić do końca roku. Zażądali też od prezydenta reformy finansów miasta.

Olga Szpunar