2011-09-09
Od wczorajszego wieczora na Błoniach rządzą owce sprowadzone przez działacza PSL Jacka Soskę, kandydata do Senatu. Zostaną tu przez dwa miesiące! Pomysł raczej nie podoba się krakowianom.
Głosy z telefonu
Czytam artykuł o owcach na Błoniach i mam wrażenie, że wszyscy w Krakowie zbaranieli, łącznie z władzami miasta, które zezwoliły na to, by po centrum miasta chodziły owce. Do tego pan Soska chce na tym zarobić! I to wszystko pod pretekstom promocji miasta. Nic z tego nie rozumiem.
Widziałem, że niedawno koszono trawy na Błoniach. Skoro owce mają wypasać się na ich połowie, to trzeba było zamówić ich jeszcze więcej i wypuścić na całą łąkę. Przynajmniej na koszeniu byśmy zaoszczędzili.
Jestem oburzona sprowadzeniem owiec na Błonia. Tam można było dotąd pójść z kocem i książką, dzieci się bawiły. Teraz to wszystko będzie za... zabrudzone. Strach będzie przejść tamtędy. Kto na to pozwolił?! Rozumiem, że prezydent Majchrowski wspiera PSL, ale dlaczego kosztem najładniejszych skrawków Krakowa.
Głosy spacerowiczów na Błoniach
Para studentów: Błonia to nasze miejsce na wypoczynek, spacery, zabawę. Uwielbiamy przychodzić tu, położyć się na trawie i odpoczywać. Teraz mają tu być owce. Nie zgadzamy się!
Pani Katarzyna, krakowianka w średnim wieku: Jestem zbulwersowana tym pomysłem. Jak pan senator chce sobie trzymać owce, to niech je wywiezie na wieś, a nie do centrum Krakowa.
Pan Tomasz, emeryt: Pasanie owiec na Błoniach to skand:il; czy pomyślał ktoś o dzieciach, które bawią się i biegają po tym terenie, o matkach chodzących z wózkami na spacery? Nie mogę zrozumieć, kto zaakceptował i zgodził się na taki pomysł! To nie mieści się w głowach. Stado owiec może paść się w miejscach na to przeznaczonych, a nie na naszych krakowskich Błoniach!
Grupa młodzieży ze szkoły średniej: Ktoś, kto na to wpadł, jest człowiekiem myślącym tylko o sobie, nie pomyślał o tym. że zabiera nam największe pola, które są przeznaczone na pewno nie dla owiec i innych zwierząt. To nasze boisko, nasza trawa, nasz plac, na którym odbywają się wielkie koncerty i spotkania. Błonia kojarzą nam się z wieloma przyjemnościami, ale na pewno nie z owcami!
Pan Adam, krakowianin w średnim wieku: Mam nadzieję, że ten pomysł nie dojdzie do skutku!
Pani Agnieszka, emerytka: Mieszkam poza Krakowem, ale mam tu rodzinę, zawsze gdy przyjeżdżam, idziemy pospacerować właśnie tu. Pamiętam, jak kiedyś na Błoniach wypasano krowy, ale to stare czasy. Nie sądziłam, że wrócą. Dziś jestem przeciwna takim pomysłom jak ten z owcami.
Głosy polityków i samorządowców
Władysław Kosiniak-Kamysz, sekretarz naczelnego komitetu wykonawczego PSL: Jeśli chodzi o edukacyjno-promocyjny wymiar redyku na Błoniach, to inicjatywa jest cenna. Zaznaczam jednak, że nie jest to impreza organizowana przez PSL, ale jedynie przez radnego Jacka Soskę, który jest wielką indywidualnością i który sam zdobył na nią pieniądze. To pewnie spore koszty, ale porównywalne z innego tego typu przedsięwzięciami. A że wystąpił o dopłaty unijne dla siebie... Zrobił to jako osoba prywatna, wierzę w rzetelność Agencji Restrukturyzacji Rolnictwa, która tego typu wnioski rozstrzyga w świetle prawa.
Poseł Jerzy Fedorowicz, PO: Kocham mojego koalicjanta, kocham też prawdziwą polską wieś, zwłaszcza podlasko-mazurską, ale trzeba rozumieć, że miasto to miasto, a wieś to wieś. Owce na Błoniach to kompletny nonsens. Jak długo one tam mają być? Dwa miesiące?! Nie... nonsens! Błonia to przestrzeń, którą miasto oddycha, sprowadzanie tu owiec nie jest ani śmieszne, ani dowcipne, ani pożyteczne.
Andrzej Masny, były dyrektor departamentu środowiska i rozwoju obszarów wiejskich urzędu marszałkowskiego, radny powiatu wielickiego: W poprzednich dwóch latach urząd marszałkowski organizował dwudniowe wypasy owiec połączone z promocją produktów regionalnych na łąkach na Bielanach. Po takich dwóch dniach te łąki były kompletnie zdeptane przez owce. Ale to łąki, więc wkrótce odrosły. Trudno jednak sobie wyobrazić, co się stanie z Błoniami nie po dwóch dniach, ale po dwu miesiącach takiego wypasu! Błonia to przecież wielki trawnik w środku miasta, a nie hala górska. Kto poniesie koszty rekultywacji tego terenu? Będą olbrzymie! Co z zapewnieniem bezpieczeństwa higienicznego juhasów produkujących oscypki i chętnych do ich skosztowania? Skąd bacowie wezmą bieżącą wodę do produkcji i do mycia się, skoro juhasi mają nocować w szałasie? Na Błoniach przez dwa miesiące będzie się musiało palić ognisko, czyli watra, nad którym będzie się wędzić ser. Kto będzie czuwał nad otwartym ogniem? Wątpliwości jest tak wiele, że wydaje mi się, iż władze Krakowa nie do końca zdają sobie sprawę, na co wydały zgodę. Chyba nikt z. magistratu nigdy nie był na prawdziwym podhalańskim redyku.