2012-03-05
Powściągliwy, nieskory do poufałości, mało zabawowy. Jarosław Gowin, także jako minister sprawiedliwości, zachowuje należytą ostrożność. I na razie zdołał uniknąć wpadek.
Jarosław Gowin, obok Joanny Muchy, był chyba największym zaskoczeniem nowego rządu Donalda Tuska. Bo oto filozof ma zająć się wymiarem sprawiedliwości: prokuraturą, sądownictwem, kodeksem karnym i cywilnym, kwestiami, wydawałoby się, niewiele mającymi wspólnego z głębokim rozmyślaniem nad sensem naszej egzystencji.
"Bardzo ciekawa koncepcja personalna. Minister do spraw fryzjerstwa: pani Joanna Mucha, minister do spraw filozofowania: pan Jarosław Gowin" - ironizował w jednym z ostatnich wywiadów Zbigniew Girzyński z Prawa i Sprawiedliwości.
Funkcja-knebel
Baczni obserwatorzy sceny politycznej nie byli jednak tą nominacją zdziwieni. Gowin stał przecież w pierwszym szeregu krytyków rządu Donalda Tuska pierwszej kadencji, oczywiście tych wywodzących się z szeregów Platformy. Premier powierzając Gowinowi tekę ministra, zamknął mu usta i jakby mówił: "Krytykujesz? Pokaż w takim razie sam, co potrafisz". -To było genialne posunięcie - ocenia prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.
Gowin stanowisko przyjął, ale w przeciwieństwie do Joanny Muchy, zachowywał się ostrożniej. Jak zauważa prof. Ćwiąkalski, w pierwszym okresie urzędowania byl właściwie nieobecny w mediach. Nie komentował wydarzeń na scenie politycznej , nie udzielał wywiadów, a dzięki temu unikał gaf i wpadek, które, niestety, stały się udziałem pani minister sportu.
Działał rozważnie. 11 grudnia ubiegłego roku, na swojej pierwszej konferencji prasowej, pojawił się w asyście znanych i cenionych nazwisk świata prawniczego. Przedstawił też liczący ponad 160 propozycji zmian projekt, efekt prac komisji kierowanej przez prof. Andrzeja Zolla. Głównym deklarowanym przez twórców celem projektu jest usprawnienie postępowania sądowego.
Jak stwierdził Gowin, zarówno ten dokument, jak i wcześniej wprowadzone zmiany w ustroju sądów doprowadzą do tego, że czas trwania procesów skróci się o jedną trzecią. Obiecywał to w exposé premier Donald Tusk, a on jako minister te obietnice przykładnie realizuje. Na konferencji prasowej obecny był poprzednik Gowina Krzysztof Kwiatkowski, który od pierwszych dni, przynajmniej oficjalnie, wspiera swojego następcę.
Otoczony fachowcami
Ale też Jarosław Gowin, być może świadom, że nie jest w sprawach wymiaru sprawiedliwości ekspertem, otacza się sprawdzonymi doradcami. Wśród nich znalazł się m.in. Mirosław Barszcz, były minister budownictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i znany ekspert podatkowy. Barszcz pracował w firmach Artur Andersen i Pricewater House Goopers, doradzał kancelarii Baker & McKenzie Gruszczyński i Wspólnicy. Współpracował z organizacjami biznesowymi, m.in. Konfederacją Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Amerykańską Izbą Handlową w Polsce oraz Brytyjsko-Polską Izbą Handlową, był ekspertem Instytutu Sobieskiego, Business Centre Club oraz sejmowej komisji finansów. W każdym razie uchodzi za człowieka, który zna się na swojej robocie.
Gowin może także liczyć na znanego i cenionego karnistę Michała Królikowskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Jest inteligentnym facetem. Zdaje sobie sprawę, że musi mieć oparcie w fachowcach i takimi się otacza - mówi nam jeden z polityków Platformy.
W mediach zaczął się pojawiać niedawno, udzielił kilku wywiadów, w których opowiada, co zamierza zrobić, sprawia wrażenie ministra, który skupia się wyłącznie na pracy.
Pomysły na reformy
"Generalnie z jednej strony chodzi o usprawnienie sądownictwa, a z drugiej - o poszerzenie wolności gospodarczej - stwierdził w jednym z wywiadów. - Uchylę rąbka tajemnicy, że w tym pakiecie ustaw, które przedstawimy, będzie np. ustawa depenalizująca w szerokim zakresie działalność gospodarczą. Wiem, że za reformy, które chcę przeprowadzić w sądownictwie czy w zakresie poszerzenia dostępu do 380 zawodów reglamentowanych, przyjdzie mnie osobiście, rządowi oraz PO zapłacić wysoką cenę, ale jesteśmy politykami po to, by zmieniać rzeczywistość, a nie, żeby ciągle zabiegać o popularność" - tłumaczył.
- Większa mobilność sądów jest konieczna - nie ma wątpliwości prof. Ćwiąkalski. Do tej pory, jak tłumaczy, bili głową w mur niemożności, bo przepisy mówią jasno, że nie można przenieść sędziego do innego sądu bez jego wyraźnej zgody.
Jednak nie wszyscy są pewni, że likwidacja małych sądów rejonowych i tworzenie z nich jednostek zamiejscowych większych sądów okręgowych, jest dobrym posunięciem. - Kto będzie do nich delegowany na rozprawy? Albo bardzo młodzi sędziowie, albo ci, których nie lubi prezes sądu. Obawiam się, że uciążliwość dojazdów i mniejszy komfort pracy sprawią, że wielu młodych sędziów będzie rezygnowało z pracy - mówi o swoich zastrzeżeniach mec. Jacek Kondracki.
Wiele dyskusji wywołuje też wspomniane przez ministra Gowina poszerzenie dostępu do 380 reglamentowanych zawodów. - Jestem za tym, aby takie ograniczenia likwidować, ale trzeba to robić roztropnie - zauważa prof. Zbigniew Ćwiąkalski.
W resorcie powstał też specjalny zespół, który zajmie się opracowaniem reformy sądów wojskowych i prokuratury wojskowej. Jeszcze w styczniu Gowin spotkał się z Rafałem Grupińskim, Mariuszem Błaszczakiem i Leszkiem Millerem, czyli szefami klubów parlamentarnych Platformy, PiS i Sojuszu, którym przedstawił plany działań mające zmierzać do przyspieszenia procedur sądowych i te związane z działaniem prokurator.
"Pan minister Gowin przedstawił mi zamiary legislacyjne swojego urzędu oraz działania, które nie wymagają zmian w ustawie. One idą generalnie w kierunku dalszego pogłębienia reformy prokuratury i sądownictwa, uporządkowania wielu spraw. Z mojego punktu widzenia są to rzeczy słuszne. Jeżeli będą się pojawiać projekty stosownych aktów prawnych, to będziemy je życzliwie analizować" - stwierdził Leszek Miller po spotkaniu, na którym "minister Gowin potwierdził swoje przekonanie, że powinien być jeden urząd prokuratora, ale w którym byłby stosowny wydział poświęcony sprawom wojska i gdzie byliby zatrudnieni prokuratorzy wojskowi".
"Ja z kolei dodałem, że w ten sam sposób należałoby potraktować pion prokuratorski Instytutu Pamięci Narodowej - wyjąć go z IPN i włączyć do prokuratury. Nie widzę powodów, dla których miałby istnieć oddzielny pion prokuratury wyłączony z prokuratury ogólnej i funkcjonujący w strukturach Instytutu" - powiadał szef Sojuszu.
Poproszę wodę sodową
W każdym razie minister Gowin nie zamknął się w gabinecie, ale skrupulatnie przygotowuje grunt pod reformy, które zamierza wcielać w życie. Dba o szczegóły, jest powściągliwy i ostrożny, zresztą zawsze taki był. W Warszawie jeszcze jako poseł nocował poza hotelem sejmowym, z daleka od kolegów z klubu. Nie uczestniczył nigdy w życiu towarzyskim dworu Donalda Tuska. Zachowywał dystans. Jego znajomi wspominają, jak kiedyś w wiejskim ośrodku "Znaku" w Pewli Małej ktoś krzyknął do Gowina: "Napij się z nami grzańca". - Ja poproszę o wodę sodową - usłyszał szybką odpowiedź. Bo Gowin robi wszystko, żeby zachować pełną kontrolę nad swoim zachowaniem. Kiedyś pytany o te kwestie przez dziennikarzy odpowiedział: "Zostałem wychowany w kulcie trzeźwości. A poza tym uważam, że powinienem być zawsze gotowy na próbę".
Nie lubił szkoły
W liceum Jarosław Gowin uczył się kiepsko, nienawidził szkoły. Dla rodziców była to poważna zgryzota. Sami mieli ciężkie wojenne doświadczenia, a potem ojciec zaangażowany był w konspirację WiN. Młody Jarek długo nie miał żadnych sprecyzowanych zainteresowań, poza piłką nożna, by nagle oświadczyć, że chce zdawać na filozofię.
Na elitarny przecież kierunek Uniwersytet Jagielloński przyjmował co roku zaledwie 10 osób, Gowin znalazł się wśród szczęśliwców. Wstąpił do NZS, ale szczególnie aktywny nie był. Bez szczególnych problemów uzyskał stopień naukowy doktora. Przyłączył się do środowiska "Znaku", w którym jego pozycja szybko rosła. Dostał stałą rubrykę w "Tygodniku Powszechnym" i wreszcie został po Stefanie Wilkanowiczu redaktorem naczelnym miesięcznika "Znak", członkiem zarządu wydawnictwa.
Razem z Dorotą Zańko współtworzył wywiady rzeki z arcybiskupem Józefem Zycińskim i z ks. Józefem Tischnerem. Napisał kilkaset artykułów filozoficznych, politologicznych, recenzji i wspomnień. Będąc jeszcze w "Znaku", dostał szansę zaistnienia na zupełnie innym polu.
"Do polityki wszedłem po aferze Rywina, w pamiętnym 2005 roku. Kandydując do parlamentu z list Platformy Obywatelskiej, otrzymałem ponad 157 tys. głosów, dzięki którym przez dwa lata pełniłem funkcję senatora VI kadencji, zasiadając w ławach senackiej Komisji Nauki i Edukacji oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej" - pisze na swojej stronie internetowej Gowin. Zgadzał się ze słowami Rokity o tym, że toczy się wojna o Polskę i trzeba ruszać do boju.
"Uważam, że za ostatnich rządów SLD Polska demokracja była zagrożona, bo postkomuniści byli bliscy, by z instytucji demokratycznych uczynić wydmuszki" - tłumaczył później dziennikarzom. Dwa lata później, w wyborach parlamentarnych w 2007 r., zdobył ponad 160 tysięcy głosów, osiągając piąty wynik w kraju. Wkrótce po wyborach wszedł w skład zarządu krajowego Platformy Obywatelskiej. Rok temu z powodzeniem ubiegał się o reelekcję, dostał 62 570 głosów.
Konserwatysta w PO
Gowin uważany jest za przywódcę konserwatywnego skrzydła Platformy, czego dał wyraz, chociażby tworząc projekt ustawy in vitro, dużo bardziej restrykcyjny niż projekt partyjnej koleżanki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Głośno krytykował też rząd, na przykład wtedy, gdy komisja MAK opublikowała swój raport o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Jego zdaniem, podobnie jak Grzegorza Schetyny, premier Donald Tusk zareagował na niego zbyt późno.
Krakowski polityk doskonale wie, że premier wystawił go na próbę. Bo łatwo jest krytykować, trudniej pokazać, jak rządzić lepiej. I Gowin zrobi teraz wszystko, aby udowodnić, że to potrafi.
Dorota Kowalska
Współpraca Marek Bartosik