2012-03-09
Odejście Łukasza Gibały z Platformy Obywatelskiej nie jest dla wyborcy sensacyjną informacją. Wyborców skłócona ze sobą partia nie interesuje. Zmiana partyjnego szyldu Gibały daje jednak szansę, że rządząca Małopolską PO szybciej skończy spory personalne, a zajmie się rządzeniem i lobbingiem regionem w stolicy.
Łukasz Gibała z Krakowa jest od wczoraj posłem Ruchu Palikota. Większość krakowskich działaczy PO, której Gibała oficjalnie przewodził do wczoraj, nie była zaskoczona i surowo oceniała kolegę. - Poseł Gibała wycisnął PO jak cytrynę, a kiedy nie mógł już partii wykorzystać do realizacji własnych celów, postanowił zmienić barwy - skwitował minister Bogdan Klich. - Nie jestem zaskoczony. Od lat obserwowałem ewolucję jego poglądów. Przejście do Ruchu Palikota jest naturalnym jej zwieńczeniem. Mówię to z goryczą, bo po latach okazał się solistą i egoistą, który nie rozumie zespołowego uprawiania polityki - oceniał Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości, prywatnie wuj Gibały.
Kilka godzin przed konferencją informującą o przejściu posła Gibały z PO do Ruchu Palikota jego lider pisał na Twitterze: "Chciałbym dzisiaj o 11.00 zobaczyć minę [rzecznika rządu Pawła] Grasia!". Mina rzecznika pewnie była skwaszona, ale zapewne nie tak, jak chciałby tego Palikot. Owszem, odejście Gibały do RP zmniejsza siłę koalicji rządzącej o jeden głos, lecz poseł z Krakowa od dłuższego czasu był niesforny i często głosował wbrew swej partii (choćby w sprawie pieniędzy na budowę S7). Na dodatek z punktu widzenia sytuacji w małopolskiej PO odejście Gibały sprzyja rozwiązaniu poważnych problemów personalnych wewnątrz partii w naszym regionie.
To ostatnie, choć mogłoby poprawić w czwartek humor pochodzącemu z Kęt Grasiowi, raczej nie przyszło mu do głowy - rzecznik swoim regionem interesuje się głównie przy okazji wyborów parlamentarnych. Graś jest jednym z przykładów na to, że lobby małopolskie w parlamencie i PO nie istnieje. Casus Gibały z punktu widzenia wyborcy miałby znaczenie co najwyżej towarzyskie - ot, siostrzeniec Gowina zmienia partię - gdyby nie ujawnił po raz kolejny olbrzymiej słabości małopolskiej Platformy, rozbitej wewnętrznymi sporami i walką o stanowiska.
Te spory przekładają się na jakość rządzenia regionem. Od lat dominująca w Krakowie i coraz silniejsza w województwie Platforma nie potrafi zbudować przekonującej na szczeblu krajowym siły. Grupy, która ściągnęłaby do Krakowa i regionu więcej pieniędzy z budżetu państwa, choćby na jeden wyjątkowy projekt.
PO od lat nie może stworzyć też spójnej grupy rządzącej w Małopolsce. Ostatnio radni Platformy w sejmiku podzieleni są sporem o premierowskie plany mianowania Stanisława Kracika wicemarszałkiem. Ingerencja Donalda Tuska psuje bowiem układankę stanowisk, którymi podzielili się po wygranych wyborach. Niedawno z ust jednego z ważnych działaczy Platformy padło zapewnienie, że zgodzi się na Kracika, jeśli dojdzie do przesunięć na stanowiskach szefów w państwowych spółkach i agendach (Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska czy Krakowski Park Technologiczny), tak by pogodzić ambicje innych działaczy.
Nie lepiej jest i było w Krakowie. Przez ostatnie siedem lat radni Platformy nie mogli się zdecydować, czy chcą być opozycją wobec prezydenta Jacka Majchrowskiego, czy w zgodzie z nim współrządzić. W efekcie klub PO rozpadł się w czasie poprzedniej kadencji, a część działaczy pełni dziś poważne funkcje w magistracie, jeden jest radnym Majchrowskiego. Sytuację miała wyprostować europosłanka Róża Thun, lecz po roku odepchnięto ją na partyjny boczny tor, a stare spory powróciły.
W małopolskiej PO z odejścia Gibały się więc cieszą. Ubył jeden konkurent do stanowisk partyjnych. Przyszłemu szefowi struktur Platformy w Krakowie będzie łatwiej negocjować, bo linii podziału między członkami będzie mniej. - Odejście Gibały z jednej strony potwierdza wewnętrzne kłopoty w PO, ale jest też przyczynkiem do szerokiego kompromisu. Mam nadzieję, że uda się do niego doprowadzić, by działać wspólnie dla Krakowa i Małopolski - ocenia Klich. W jego słowa wpisują się wypowiedzi Gowina i Ireneusza Rasia kierującego partią w województwie. Ten ostatni przekonuje też, że "Gibała paraliżował prace PO", choć nie wspomina, że jest jego potencjalnym kontrkandydatem w walce o fotel prezydenta Krakowa.
Ustabilizowanie sytuacji w Platformie jest istotne, bo rządzi ona Małopolską. Jeśli działacze lokalni nie dojdą do porozumienia, premier Tusk przyśle tu swojego człowieka, by rządził partią. A komisarz z Warszawy będzie jeszcze mniej myślał o sprawach ważnych dla naszego regionu.
Sam Gibała, który jak reszta kolegów z PO nie może popisać się istotnymi parlamentarnymi sukcesami w działaniach dla Krakowa i Małopolski, tłumaczy swoje odejście na wielu poziomach. Platforma nie jest już w jego opinii partią bliską ideom wolnorynkowym, utrudnia dialog ze społeczeństwem. - Burza w sprawie ACTA nie zdarzyła się przypadkiem - mówi Gibała i przyznaje jednocześnie, że na decyzji o przejściu do Palikota zaważyły słowa Tuska, który skrytykował go za utworzenie sejmowego zespołu do spraw wolnego rynku. Gibała już zaczął przekonywać swoich współpracowników z Krakowa, by poszli z nim do Ruchu Palikota.
Bartosz Piłat