2011-05-05
Krakowskie Biuro Festiwalowe reklamuje jedną firmę oferującą turystom wycieczki poza Kraków. - Zapłacili, a my zagwarantowaliśmy im wyłączność - wyjaśniają pracownicy KBF. W branży turystycznej zawrzało: - Taka postawa instytucji miejskiej jest niesprawiedliwa.
Pan Mariusz, właściciel firmy wożący turystów ni.in. do byłego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau, chciał jak co roku w jednym z punktów Sieci Informacji Miejskiej zostawić ulotki o swych usługach. Przygotował 200 zł - tyle do tej pory płacił za umieszczenie na miesiąc reklam na stojaku. Zostawienie ulotki na ladzie było droższe o 300 zł. - Osłupiałem, kiedy pracownica powiedziała mi, że nie mogę się już u nich reklamować. Dodała, że od tego roku może to robić tylko jedna firma, a powodem zmian miało być "zdezorientowanie turystów mnogością ofert" - mówi.
Punkty informacji miejskiej prowadzi Krakowskie Biuro Festiwalowe, które - jak się okazało - podpisało umowę z jednym touroperatorem na reklamowanie jego usług. - Musimy zarabiać, by utrzymać punkty sieci informacji. Do tej pory nasze przychody nie przekraczały kilku tysięcy złotych, teraz zarabiamy kilkadziesiąt tysięcy. Do negocjacji w sprawie wyłonienia firny zaprosiliśmy wszystkich touroperatorów, ale jedynie ta firma była otwarta na współpracę. Na dodatek zaproponowała umowę całoroczną i dobre warunki finansowe - mówi Aleksandra Nalepa z biura prasowego KBF. W umowie z firmą SeeKrakow miejska spółka zobowiązała się zagwarantować jej wyłączność na reklamowanie usług w punktach informacji miejskiej. Ile to kosztowało? KBF odmówiło odpowiedzi, zasłaniając się tajemnicą handlową.
Touroperatorzy - duże firmy nie tylko dowożące turystów do Auschwitz czy Kopalni Soli w Wieliczce, ale też oferujące im swoich przewodników, którzy przystąpili do negocjacji - zrezygnowali, gdy usłyszeli o warunkach finansowych stawianych przez KBF. - Wycofaliśmy się, bo nie byliśmy w stanie sprostać progowi finansowemu, jaki postawiło KBF. Rozmowy nie dotyczyły jakości usług czy różnorodności oferty, ale przede wszystkim pieniędzy - mówi Anna Jędracka z Cracow Tours.
Przeciwko wprowadzeniu tych zmian buntują się też mali przedsiębiorcy. - Żyję z. tych wycieczek. Co takiego zaoferowała firma SeeKrakow, że nawet nie chcą ode mnie pieniędzy za wynajem miejsca na stojaku? I czy to jest zgodne z prawem, że tę firmę wyłoniono bez przetargu? - irytuje się pan Mariusz. Ta firma została wybrana w wieloetapowych negocjacjach w trybie ofert konkurencyjnych - odpowiada Nalepa.
Przedstawiciele SeeKrakow nie kryją, podobnie jak pozostali touroperatorzy, że negocjacje z KBF zaczęły się od twardych żądań finansowych, oraz że zdają sobie sprawę z. rozżalenia konkurencji. - Prowadziliśmy wcześniej dwa punkty informacji turystycznej, orientujemy się, ile wycieczek się sprzedaje. Przekalkulowaliśmy ofertę KBF i postanowiliśmy zaryzykować mówi Piotr Pryszcz, współwłaściciel SeeKrakow.
Czy instytucja miejska, która w statucie ma za zadanie informować mieszkańców i turystów o świadczonych dla nich usługach, powinna forować jedną firmę, kierując się wyłącznie względami komercyjnymi? - To jakieś nieporozumienie. Informacja miejska nie może zamykać się do jednego podmiotu, inaczej zaprzecza swojej egzystencji. Poza tym to nieetyczne. Gdyby nas zaproszono do tych negocjacji, protestowalibyśmy przeciwko takiemu rozwiązaniu - mówi Ryszard Sikora, prezes Małopolskiej Izby Turystyki.
Zaskoczenia nie kryje też Grzegorz Stawowy, przewodniczący klubu Platformy Obywatelskiej w radzie miasta: - Rozumiem, że KBF chce zarabiać, ale nie powinno się to wiązać z monopolem jednego operatora. Ponadto instytucja miejska powinna się liczyć z interesem miasta, a nie z. własnymi zyskami. Taki ruch odbije się na branży turystycznej w Krakowie. Z pewnością trzeba tę sytuację wyjaśnić.
Dominika Maciejasz