Prasa - szczegóły

2012-02-20

Możemy płacić za kulturę, ale nie 60 złotych za płytę! - mówili młodzi ludzie podczas sobotniej konferencji "ACTA copyright - copyleft". - ACTA jest już martwe, teraz ruszają rozmowy nad nowym prawem. Niech jego propozycja dla Europy wyjdzie z Krakowa - zaproponowała podczas spotkania europosłanka Róża Thun.

To była niezwykła debata. Kilkadziesiąt głównie młodych osób (większość z nich jeszcze niedawno protestowała na krakowskim rynku przeciw ACTA) spędziło sobotę w kinie Mikro, by uczestniczyć w wielogodzinnych dyskusjach na temat wolności i piractwa w sieci, a także ochrony twórców.

- Czy na tej sali jest ktoś, kto nigdy niczego nie ściągnął z internetu? - spytała w pewnym momencie Róża Thun (jedyny polityk na sali). Takiej osoby nie było. - A znacie kogoś takiego? - drążyła dalej temat. - Tak, mój ojciec, ale on ogląda w kawałkach filmy na YouTube! - wyznał ktoś. - To też jest piratem! - odpowiedział mu głos z sali.

Konferencję "ACTA copyright - copyleft" (zorganizowaną przez Projekt: Polska i Radiofonię) rozpoczęła prezentacja głośnego już i burzącego stereotypy raportu Centrum Cyfrowego, który udowadnia, że ci, którzy nazywani bywają piratami internetowymi, to ludzie, którzy w rzeczywistości są miłośnikami książek, muzyki i kina, a tym samym są najlepszymi klientami przemysłu kultury.

Potwierdzali to uczestnicy debaty - zapewnili, że są gotowi płacić za kulturę, ale nie tak horrendalne kwoty, jak np. te, które za płyty dyktują korporacje. - Ja bym najchętniej zapłaciła bezpośrednio twórcy - zadeklarowała Katarzyna Bena z Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów.

Po ostatniej decyzji premiera Tuska, że europarlamentarzyści PO będą głosować przeciwko ACTA, umowa ta jest praktycznie martwa. Ale wszyscy wiedzą, że trzeba wypracować nowe prawo własności, które pogodzi wolność w internecie z ochroną twórców. O tym, że nie będzie to łatwe, świadczył już pierwszy panel pt. "Piraci czy odbiorcy kultury". Iwona Nowak, kierownik kina Mikro, mówiła, że dzięki internetowi łatwiej dociera do widzów z programem kina, ale też traci na nieformalnym obiegu kultury. - Bywam poirytowana, że film, o który długo walczyliśmy i za który płacimy dużą cenę, jest już od miesięcy oglądany przez internautów! - wyznała.

Dr Anna Nacher z Instytutu Sztuk Audiowizualnych UJ ostrzegała: - Prawo własności coraz mniej chroni artystę, a coraz bardziej umacnia korporację. To dotyczy też naukowców! Z kolei Justyna Hofmokl z Centrum Cyfrowego ubolewała, że dyskusję nad ACTA spłaszczono do opozycji między złymi piratami a dobrymi korporacjami. - To tylko zaognia spór, nie prowadzi do konstruktywnych rozwiązań!

Tych konstruktywnych rozwiązań poszukiwano w drugim panelu pod hasłem "O ACTA bez masek i emocji". Oprócz Róży Thun uczestniczyli w nim dr Katarzyna Lasota-Heller, prawnik grupy MIH, właściciela m.in. Allegro.pl, a także jedyny na sali przedstawiciel korporacji, czyli Olo Sawa, dystrybutor filmów z firmy Mayfly. - Powiem szczerze, dla mnie ACTA była zbawieniem. My obracamy własnością intelektualną, dzięki temu mogę zapłacić zarówno twórcom, jak i moim pracownikom - mówił.

Rozpalił emocje, ale uczestnicy konferencji zastanawiali się głównie, jak pogodzić interesy wszystkich. Nie brakowało zrozumienia, że "twórcy też muszą z czegoś żyć". Wiele konkretnych propozycji padło z sali, np. by skrócić czas ochrony dzieł po śmierci autora np. z kilkudziesięciu do kilkunastu lat lub by umożliwić artystom łatwiejsze przekazywanie do sieci swoich utworów. - Twórca dostaje dziś ochłapy, a korporacje mają monopol - żalił się jeden z młodych ludzi. Przede wszystkim postulowano, by kopiowanie utworów z sieci na własne potrzeby było wyraźnie dopuszczone. Student filmoznawstwa: - Dla młodych ludzi zainteresowanych kulturą nieformalny obieg internetowy jest czymś naturalnym. Nawet nie zastanawiamy się, czy to legalne, czy nie. Kupienie płyty i wstawienie jej na półkę czy pójście do kina to dla nas rytuał! - przekonywał.

- Przy dzisiejszym rozwoju technologii potrzebne jest zupełnie nowe myślenie o ochronie własności intelektualnej. Prawo powinno chronić twórców, innowatorów i użytkowników, a nie korporacje i urzędników - postulował Łukasz Dąbrowiecki, uczestnik grupy "NIE dla ACTA".

Róża Thun podsumowała dyskusję: - ACTA zostanie odrzucone, ale jakaś ochrona twórców musi być. Skończył się czas protestów "NIE dla ACTA", teraz zaczynamy rozmowę "Tak dla nowego prawa, na miarę XXI wieku i współczesnych technologii". Chciałabym, by polska propozycja prawa dla Europy wyszła z Krakowa, zwłaszcza że jest tu mnóstwo specjalistów i młodych ludzi, którzy w tej dyskusji chcą brać udział. Na tym polegają konsultacje społeczne, których przy ACTA zabrakło - mówiła Róża Thun. Obiecywała, że to, co zostanie wypracowane w Krakowie (również we współpracy z prawnikami), zostanie zaprezentowane ministrowi cyfryzacji Michałowi Boniemu, a potem w Parlamencie Europejskim.

Co zamiast ACTA?

Zgodnie z postulatami uczestników sobotniej debaty uruchomimy na stronie krakow.gazeta.pl wirtualne miejsce spotkań dla wszystkich, którzy chcą wziąć udział w dyskusji, jak pogodzić wolność w internecie z ochroną praw autorskich. Już teraz czekamy na uwagi, piszcie: redakcja@krakow.agora.pl.

Magdalena Kursa