Prasa - szczegóły

2012-03-10

Pozostawienie zawodu taksówkarza bez egzaminu z topografii miasta nikomu i niczemu nie zaszkodzi. Ale utrzymanie sytuacji, w której miasto nie może regulować liczby taksówek, może mieć fatalne konsekwencje.

Kilka dni temu napisałem o negatywnej reakcji taksówkarzy na pomysł ministra Jarosława Gowina, który chce likwidować egzaminy ze znajomości topografii miasta dla starających się o licencję taksówkarską. Skrytykowałem ich opór, uznając egzamin topograficzny za absurdalną formalność, która nie przynosi żadnych korzyści.

Opinię tę nadal podtrzymuję - egzamin ten nie gwarantuje znajomości miasta, a w erze map opartych na GPS jest niepotrzebny. Muszę jednak uderzyć się w piersi - nie zauważyłem bowiem, że w połowie zeszłego roku weszła w życie ustawa, która odbiera gminom możliwość regulacji liczby licencji taksówkarskich. A to możliwość korzystania z tego limitu uznałem za wystarczające narzędzie do obrony rynku taksówkarskiego przed chaosem. Bariery tej jednak już nie ma. Tym większe jest moje zdziwienie, że korporacje taksówkarskie skupiają się na walce z pomysłami ministra Gowina, zamiast upominać się o przywrócenie limitów na licencje. A rezygnacja z limitów jest groźna. Z kilku powodów.

Na przykład doświadczenia kilku amerykańskich miast - choćby San Francisco - pokazują, że całkowita wolność na rynku taksówkarskim prowadzi co prawda do szybkiego spadku cen za przejazdy, ale jednocześnie jest on tak duży, że doświadczeni taksówkarze w większości wycofują się z pracy, bo zarobek jest daleki od satysfakcjonującego. Po drogach jeżdżą więc auta w coraz gorszym stanie (bo remonty kosztują), a jakość usług spada do zera. Wszystkie amerykańskie miasta, które uwolniły rynek licencji po dwu-, trzech latach, wracały do ograniczeń.

Zwiększenie liczby taksówek o kilkadziesiąt procent, a może nawet podwojenie ich liczby w Krakowie, jakiego należy się spodziewać po całkowitym uwolnieniu polskiego rynku, może też doprowadzić do paraliżu komunikacyjnego w centrum. Taksówki mogą przecież wjeżdżać niemal wszędzie - zapchają więc ulice Starego Miasta, skąd wyjeżdża w Krakowie gros klientów taksówek. Pojawi się również kłopot z miejscami parkingowymi, których liczba w ścisłym centrum już dziś jest wyczerpana - dodatkowe taksówki będą więc zajmować miejsca przeznaczone dla wszystkich. Taksówki mają też prawo do jazdy buspasami - jeśli będzie ich więcej, utrudnią jazdę autobusom komunikacji miejskiej.

Wreszcie również władze miast mogłyby się zainteresować kwestią limitów na licencje. Przywrócenie im prawa do ograniczania liczby licencji mogłoby się przecież wiązać z pobieraniem opłat za ich wydawanie. Co pewien czas gmina mogłaby ogłaszać przetarg na sprzedaż licencji, jeśli uznałaby, że może powiększyć liczbę taksówek. Jeśli zaś za licencje trzeba by zapłacić, nie starałyby się o nią osoby skłonne do szybkiego zarobku.

Bartosz Piłat