Prasa - szczegóły

2011-11-18

Premier przedstawił wczoraj gabinet, który będzie rządził w trudnej sytuacji ekonomicznej, ale w najkorzystniejszych politycznych okolicznościach w dziejach niepodległej Polski.

Rząd powstaje w okolicznościach wyjątkowych. W Europie upadają premierzy nie w wyniku demokratycznych wyborów, ale z powodu sytuacji gospodarczej, zewnętrznego nacisku i wyroków agencji ratingowych. W Grecji czy we Włoszech na najwyższych stanowiskach polityków zastępują ekonomiści, by ratować swoje kraje z ekonomicznej katastrofy. Ideologiczne spory idą na bok, a polityczne tendencje wyznaczają koszty oprocentowania obligacji skarbowych.

Rząd koalicji PO-PSL w UE jest zjawiskiem wyjątkowym. Donald Tusk oraz kierowana przez niego koalicja utrzymały zaufanie obywateli mimo gospodarczego kryzysu - a nawet przekonanie, że ta ekipa jest w stanie mu zapobiec.

Zapewne premier Tusk ma świadomość, że historia dała mu wyjątkową szansę. Jest pierwszym premierem, który kontynuuje misję, ma wsparcie przyjaznego prezydenta, większość opozycji sejmowej ma charakter konstruktywny, opozycja niekonstruktywna jest podzielona.

Najbliższe wybory odbędą się za trzy lata. Wśród większości rządzących, a także większej części społeczeństwa, dojrzewa przeświadczenie, że brak reform może doprowadzić kraj do sytuacji, w jakiej znalazła się Grecja. Oznacza to też, że nie ma już wymówek.

Utrzymanie w rządzie ministra finansów Jacka Rostowskiego, szefa MSZ Radosława Sikorskiego, a także ministra gospodarki Waldemara Pawlaka jest sygnałem dla Europy, że nowy rząd będzie kontynuował dotychczasowy proeuropejski kurs. Rostowski, który zbierał laury jako jeden z najlepszych ministrów finansów, będzie w kryzysie mocnym wsparciem dla Tuska.

Technokraci z politycznym wsparciem

Premier nie ukrywał, że jedną z najważniejszych ocen jego rządu przedstawią rynki finansowe. Paradoksalnie kryzys może okazać się szansą, żeby przeprowadzić w Polsce odkładane przez lata zmiany - dokończyć reformę emerytur, skonsolidować finanse publiczne.

W kryzysie ważnym resortem będzie z pewnością Ministerstwo Pracy. Od dawna mówi się o potrzebie reformy systemu pomocy społecznej, która powinna być lepiej adresowana. Państwo powinno nie tylko dawać zapomogi najuboższym, ale też pomagać im wyjść z ubóstwa.

Nominacja dla 30-letniego Władysława Kosiniaka-Kamysza, lekarza z doktoratem, ale bez doświadczenia w tych kwestiach, nie najlepiej tu wróży. Idealnym ministrem pracy byłby Michał Boni, który od lat zajmuje się tą dziedziną. Ale on wolał nowe wyzwania w resorcie cyfryzacji i administracji. Tusk poświęcił resort pracy na ołtarzu dobrych relacji w koalicji.

Nowy rząd jest mieszaniną polityków i ekspertów ze sfery gospodarczej. Swą siłę czerpie z politycznego znaczenia Tuska. Jedyną osobowością posiadającą polityczną wagę jest premier, któremu po wyborach udało się zmarginalizować frakcje w PO.

Nawet część rządowych polityków Platformy to raczej ''partyjni technokraci'', jak Tomasz Siemoniak czy Boni, którzy nie poddawali się ocenom wyborców. Niektórzy - jak nowy minister skarbu Mikołaj Budzanowski czy środowiska Marcin Korolec - to doświadczeni urzędnicy związani ze sferą gospodarki.

Największym zaskoczeniem była nominacja Jarosława Gowina na ministra sprawiedliwości. Dla środowiska jest trudna do przyjęcia, bo Gowin jest pierwszym ministrem bez prawniczego wykształcenia i nie zajmował się problematyką wymiaru sprawiedliwości.

Inaczej rzecz wygląda z punktu widzenia specjalistów od gospodarki. Kilkakrotnie podkreślana przez premiera ''pozytywna szajba do deregulacji'' Gowina to sygnał dla rynków, że ktoś spoza prawniczych układów będzie próbował zmienić to, na co narzekają przedsiębiorcy i inwestorzy - długotrwałe postępowanie sądowe w najprostszych sprawach, które sankcjonują blokowanie inwestycji i powstawanie zatorów płatniczych. Ale awansując Gowina, Tusk pozbywa się z Sejmu jednego z głównych krytyków. Jeśli się nie sprawdzi i za pół roku straci stanowisko, to nawet jak wróci do parlamentu, nie będzie już wiarygodny w roli krytyka.

Błędem Tuska było niewzięcie do rządu Grzegorza Schetyny. Były marszałek Sejmu, sprawny niegdyś szef MSWiA, byłby dla niego wsparciem w kryzysie. Schetyna zajęty pracą w rządzie nie miałby czasu działać przeciw Tuskowi. W Sejmie może recenzować premiera. Wygląda jednak na to, że Tusk postanowił zmarginalizować konkurenta. I rozegrał tę partię szachów w białych rękawiczkach. Obiecał Schetynie wzięcie do rządu przy ewentualnej rekonstrukcji, choć perspektywa jest mglista. Tusk przeciąga teraz na swoją stronę ludzi Schetyny - najpierw Rafała Grupińskiego, który został szefem klubu PO, teraz Gowina. Jednak Schetyna łatwo się nie podda. Po aferze hazardowej pokazał, że potrafi się odbudować. Będzie czekał na lepsze czasy albo na potknięcie Tuska.

Wizerunek, duch czasu i PSL

Premier mówił, że pokieruje najmłodszym rządem w historii Polski. To oznaka, że szczególną wagę przykłada do wizerunku Rady Ministrów. Przykładem jest nominacja Joanny Muchy. Podczas mistrzostw świata w piłce nożnej 2006 Niemcom udało się wykreować pozytywny wizerunek kraju. Teraz rolę polskiej twarzy Euro 2012 Tusk powierzył posłance dysponującej - jak podkreślił - ''bezbłędnym angielskim'' i odpowiednim wykształceniem. Nie jest złym pomysłem wyznaczanie jej do budowania polskiej marki.

Ciekawą zmianą jest też zapowiedź powołania na pełnomocnika rządu ds. równego traktowania Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz. Po konserwatywnej, mocno związanej z Kościołem Elżbiecie Radziszewskiej będzie to ożywcza odmiana. Kozłowska-Rajewicz, w przeciwieństwie do Radziszewskiej, jest za wprowadzeniem parytetów dla kobiet w polityce i kwot dla kobiet w biznesie, popiera związki partnerskie. To sygnał, że Tusk chce iść z duchem czasu i przemian kulturowych. A przy okazji Kozłowska-Rajewicz będzie przeciwwagą w rządzie dla Gowina.

Dobrym pomysłem premiera jest też to, żeby przenieść pełnomocnika ds. równego traktowania do Ministerstwa Pracy. Kozłowska-Rajewicz jako wiceminister będzie miała własny budżet i urzędników do pomocy, czym nie dysponowała jej poprzedniczka. Będzie mogła więcej zrobić.

Nadal niejasne pozostają relacje z PSL. Jednym z elementów przekształceń państwa jest uregulowanie spraw związanych np. z ubezpieczeniami rolniczymi. Tusk mówił wczoraj równocześnie, że duch starej umowy koalicyjnej zostaje zachowany, ale że była ona podpisywana w innych okolicznościach. Stwierdził, że obie strony ''będą mówiły sobie prawdę'' i ''nie będą się oszukiwać'', ale nie wspomniał, czy PO ma wolę reformowania ubezpieczeń rolniczych i czy gotowa jest to czynić wbrew PSL.

Prezydent Bronisław Komorowski mówił podczas inauguracyjnego posiedzenia Sejmu, że oczekuje od rządu ''odważnej kontynuacji''. Premier po wyborach zapowiadał, że swoich stanowisk może być pewnych tylko pięciu ministrów. Mimo że ostatecznie dziesięciu jest nowych, a ośmiu starych, to dopiero exposé i pierwsze decyzje pokażą, ile Tusk ma odwagi. Bo jak nie teraz, to kiedy? Jak nie on, to kto?

Renata Grochal , Paweł Wroński