Prasa - szczegóły

2012-02-09

Ugrupowania dbają o posady dla polityków, którzy nie dostali się do parlamentu. Najwięcej oferuje zwycięzca

Polityków kryzys nie dotyczy. Jeśli w ostatnich wyborach nie dostali się do parlamentu, mogą liczyć na partyjnych kolegów. Dostają stanowiska w administracji, firmach komunalnych i państwowych funduszach. Ich kwalifikacji nikt nie sprawdza.

Najliczniejszą grupą byłych polityków, którzy sprawdzają się w nowej roli, są byli parlamentarzyści Platformy. Jan Musiał, były tarnowski poseł, został wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie. Dzieli on miliony na inwestycje dla gmin. Inny eksposeł Jacek Krupa został wiceprezesem Krakowskiego Parku Technologicznego, spółki zarządzającej Krakowską Specjalną Strefą Ekonomiczną.

Marek Zieliński z Poznania co prawda nie dostał się do Sejmu, ale zasiadł w fotelu wiceprezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wojciech Wilk, też były poseł, został doradcą prezydenta Lublina i zajmie się kontaktami urzędu miasta z administracją państwową i parlamentem.

Znany niegdyś senator Stanisław Bisztyga został wiceszefem Małopolskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, a były poseł Tadeusz Patalita - pełnomocnikiem marszałka woj. małopolskiego ds. programu ochrony przed powodzią w dorzeczu Górnej Wisły. Tu do wydania jest aż ok. 13 mld zł.

- Niewykorzystanie potencjału i doświadczenia takich osób byłoby skandalem. Uczą się także ich kontakty. Zresztą nie tworzyliśmy dla tych polityków specjalnych stanowisk - tłumaczy Marek Sowa, marszałek województwa małopolskiego z PO. Tyle że w większości krajów UE na takie stanowiska ogłasza się konkursy.

Ale lista polityków PO, którzy sprawdzają się w biznesie, jest dłuższa. Były poseł Józef Klim jest wiceprezesem PKS Białystok, a Leszek Cieślik został prezesem PKS Suwałki.

Na rozdawnictwo stanowisk nie oburza się opozycja. - Osoby, które kandydowały z partyjnych list, to zwykle ludzie ważni dla ugrupowania. Wykorzystywanie ich po kampanii, angażowanie do pracy w miejscach, na jakie partia ma wpływ, jest naturalne. Nie można jednak tego nadużywać, rozdając stanowiska publiczne - mówi krakowski poseł PiS Ryszard Terlecki.

Pewnie dlatego były poseł PiS Krzysztof Sońta został doradcą prezydenta Radomia do spraw osób wykluczonych i organizacji pozarządowych. Wcześniej takiej posady nie było. Prezydent Radomia Andrzej Kosztowniak też należy do PiŚ.

Ale pracę znalazł też w Radomiu Marek Wikiński, były poseł SLD. Został mianowany członkiem rady nadzorczej miejskiej spółki Administrator.

O swoich dbają też ludowcy. Andrzej Pałys, były poseł PSL został prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Kielcach. Pałys nie wystartował w wyborach po tym, gdy dziennikarze TVN nagrali go pod Sejmem w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. - To osoba z doświadczeniem m.in. przy wykorzystywaniu środków unijnych - mówi teraz Adam Jarubas, marszałek województwa i prezes świętokrzyskiego PSL.

Popierany przez PSL warszawski kandydat na senatora Włodzimierz Izban - zięć marszałka województwa mazowieckiego Adama Struzika z PSL - też został "zagospodarowany". Jest p.o. dyrektora zespołu Mazowsze, który podlega samorządowi mazowieckiemu.

- Zasada, iż zwycięska formacja dzieli łupy, jest naganna. Taka praktyka obniża jakość naszej demokracji i pozbawia wyborców zaufania do polityków oraz do partii - uważa dr Artur Gruszczak, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Grażyna Kopińska, która w Fundacji Batorego prowadzi program antykorupcyjny, rozróżnia tu dwie kategorie stanowisk.

- Partia zazwyczaj wstawia na listę do Sejmu czy Senatu osoby dla niej cenne. A jeśli kandydat się nie dostanie, to normalne, że oferuje mu posady. Nie widziałabym nic złego w tym, gdy są to funkcje w samej partii, bo to pula polityczna - zwraca uwagę Kopińska. - Karygodne jest natomiast rozdawnictwo funkcji czy prezesur bez konkursu, w jednostkach podległych w lyrn czasie partii, np. w spółkach czy funduszach.

EWA ŁOSIŃSKA