Prasa - szczegóły

2011-07-19

Gdyby włączył koguta mógłby tak pędzie nawet do Łomży. Ale szef MON jechał przez Warszawę nieoznaczonym autem. Powinien jechać 50 km/h.

Kierowcy jadący z lotniska w Warszawie do centrum miasta, aż przecierali oczy ze zdumienia. W pełnym pędzie ich auta niczym zabawki wymijał slalomem potężny mercedes. Czy to Robert Kubica (27 l..) odzyskał już pełnię sił? Nie, to Bogdan Klich (51 l.), minister rakieta, testował osiągi swojej limuzyny, pędząc setką po mieście.

Minister obrony na lotnisku pożegnał wojskowych sportowców wylatujących do Brazylii na V Światowe Wojskowe Igrzyska Sportowe. Chodzi o to, byście dali z siebie wszystko - zachęcał Klich.

I jak powiedział, tak sam zrobił. Po pożegnaniu minister wskoczył do limuzyny i ruszył z kopyta. Ograniczenie do 50 na godzinę nie miało znaczenia, 70, 80, 90 i w końcu 100 km/h.

Mandat? A skąd!

Za taką jazdę można dostać 500 złotych mandatu! Ale minister jak człowiek rakieta rozpędzał się na każdym kilometrze coraz bardziej. W końcu znikną! gdzieś na horyzoncie...

Minister jechał na kolejne spotkanie - tłumaczy Faktowi Janusz Sejmej, rzecznik prasowy ministra obrony. Tylko dlaczego tak szybko?

Zapewne dlatego że szef naszej obrony nie lubi się nigdzie spóźniać pod koniec 2009 roku tak się spieszył na spotkanie, że pędził na trasie Warszawa-Katowice 200 km/h. "Auto z Klichem na pokładzie wyprzedzało wszystkich frajerów stosujących przepisy" - tak opisywał na swoim blogu szaleńczą jazdę Klicha europoseł Ryszard Czarnecki (49 1.), który byt świadkiem dokonań ministra rakiety.

My tylko przypominamy szefowi naszej obrony, że piraci drogowi często w ogóle nie dojeżdżają na spotkania...

BAŁ