2011-09-21
Kraków tonie w plakatach wyborczych - głównie kandydatów Platformy Obywatelskiej. Król kampanii Łukasz Gibała jest wszędzie i przyznaje, że korzysta z limitów finansowych kolegów z partii. Ile wyda pieniędzy? Konkurenci mówią o ponad 100 tys. zł.
Anonimowy działacz PO: - Na mieście jest Łukasz Gibała i długo, długo nic! Jest wszędzie: na słupie, skrzynce energetycznej, nawet na pojemniku z używaną odzieżą. Zalepił cały okręg - pod Krakowem jest go jeszcze więcej! Dykta na dykcie w każdej wiosce! Nasz rozmówca zastanawia się, jak to możliwe, skoro Gibała, szef krakowskiej PO, dostał na kampanię tylko 1,5 tys. zł limitu.
Choć o nasze głosy walczy w okręgu krakowskim osiem komitetów, na mieście najbardziej widoczne są plakaty PO - oprócz Łukasza Gibały, również: Katarzyny Matusik-Lipiec, Wojciecha Filemonowicza, Ireneusza Rasia, Józefa Lassoty. Z innych partii dorównuje im tylko Monika Piątkowska (nr 2 na liście PSL, rozlepiona głównie na samochodach). Inni pojawiają się z rzadka - np. Tomasz Kalita z SLD czy Andrzej Duda z PiS.
Powód plakatowej dominacji PO? Partia może liczyć przynajmniej na siedem z 14 mandatów. Jej kandydaci walczą więc głównie między sobą. Emocje są tak duże, że Platforma powołała rzecznika dyscypliny wyborczej, do którego kandydaci mogą poskarżyć się, gdy np. ich plakat zaklei partyjny kolega. - Rzecznikiem został niestartujący w tych wyborach Marek Sowa. Jesteśmy w Platformie jedną drużyną, musimy dbać o dobrą i elegancką kampanię. Nie wolno też zaśmiecać miasta. Na razie udało się załatwiać wszystkie sporne sprawy polubownie, ale jeśli ktoś będzie psuł atmosferę, nie cofnę się przed naganami czy wnioskami o zawieszenie w partii - mówi ostro Ireneusz Raś, szef małopolskiej PO.
Na działania kandydatów PO narzeka jednak Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie. - Łukasz Gibała pozaklejał nam nielegalnie szafy sterujące oświetleniem ulicznym i sterowniki sygnalizacji. To niszczenie mienia gminnego, które służy mieszkańcom - mówi Jacek Bartlewicz, rzecznik ZIKiT-u, i zapowiada karę finansową. Kary, choć mniejszej, może spodziewać się też Katarzyna Matusik-Lipiec, której plakaty wisiały kilka dni bez zgody ZIKiT-u na miejskich latarniach (teraz plakaty posłanki wiszą legalnie).
Problemem kandydatów wszystkich partii w dotarciu do wyborców są nie tyle pieniądze (a trzeba ich sporo na druk plakatów, ulotek, wynajmem powierzchni pod klejenie itp.), co limity finansowe - określające ile dany kandydat może wydać (przyznane pieniądze trzeba samemu wpłacić). Limity rozdziela kierownictwo partii. Na krakowskiej liście największą pulę dostał lider listy Ireneusz Raś - ok. 40 tys. zł, druga Katarzyna Matusik-Lipiec - ok. 30 tys. zł. Kandydaci z drugiej dziesiątki mają po ok. 1,5 tys. zł. Taki los (i limit) spotkał m.in. Łukasza Gibałę, który startuje z 19. miejsca. Partyjni koledzy skarżą się, że "gołym okiem widać, że wydał więcej!". Niektórzy spekulują, że może i ponad 100 tys. zł. - Za 1,5 tys. zł można sobie wydrukować tysiąc plakatów i trochę ulotek. Tak robią kandydaci z drugiej dziesiątki, ciułając dla partii głosy we własnych środowiskach - mówi jeden z posłów.
Szef małopolskiej PO Ireneusz Raś pytany o kampanię plakatową Łukasza Gibały odpowiada, że zajmie się tym krajowy pełnomocnik finansowy partii. Sam zainteresowany nie obawia się kontroli. - W dniu wyborów 9 października złożę dokładne sprawozdanie. Limity nie są sztywne - są kwestią umowy pomiędzy poszczególnymi kandydatami. Cztery lata temu w podobny sposób udało mi się zebrać spory limit. Nie słyszałem o żadnej uchwale partyjnej zabraniającej tego procederu - mówi Łukasz Gibała, zaznaczając, że dla każdej partii najważniejsze jest to, by w sumie nie przekroczyła kwoty 30 mln zł na kampanię. A zarzuty interpretuje jako element nieczystej gry. - Pewnym środowiskom w Platformie nie po drodze z liberałem na liście - komentuje. Na razie nie chce wyznać, ile wydał pieniędzy i jaki limit finansowy udało mu się przejąć od innych kandydatów.
Łukasz Gibała już wcześniej nie szczędził prywatnych pieniędzy na swój wizerunek u wyborców - jeszcze przed startem kampanii wyborczej rozpoczął inną kampanię - Kierunek Kraków - w ramach której pytał krakowian o problemy miasta, zasypując ulice billboardami z własnym wizerunkiem. Przyznał, że wydał na to ponad 400 tys. zł z własnej kieszeni. Państwowa Komisja Wyborcza zwróciła mu wówczas uwagę, że działania te mogą mieć charakter wyborczy. Łukasz Gibała zasłynął też tym, że jako jedyny krakowski poseł głosował za S7, płacąc karę za złamanie dyscypliny głosowania.
Generalnie politycy PO skarżą się, że w tegorocznych wyborach limity na indywidualne kampanie są niższe niż cztery lata temu. Ale w PiS jest podobnie - Andrzej Duda, lider krakowskiej listy, dysponuje limitem 44 tys. zł - w tej puli nie mieszczą się billboardy, które są finansowane z puli centralnej.
Ile na kampanię
W tych wyborach komitet wyborczy, który zarejestrował kandydatów we wszystkich okręgach, może wydać na kampanię 30 mln zł. Potem każdy z komitetów decyduje, ile mogą na swoją promocję przeznaczyć poszczególni kandydaci. Ale kandydaci mogą sobie przekazywać limity - nawet jeśli startują z różnych okręgów.
Magdalena Kursa