2011-06-10
Donald Tusk chce zrównoważyć przechylającą się w prawo Platformę Obywatelską. Dlatego buduje lewą nogę ze znanych twarzy centrolewicy.
Liderzy PO chcą wziąć na listy w jesiennych wyborach znane twarze centrolewicy: Dariusza Rosatiego, Genowefę Grabowską, Józefa Piniora, a także poprzeć niezależnych kandydatów do Senatu - dziś posłów SdPl - Marka Borowskiego i Izabellę Sierakowską. Premier i szef Platformy Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, pierwszy wiceprzewodniczący partii, który osobiście prowadzi rozmowy z politykami SdPl, liczą, że to zapewni Platformie glosy lewicowych wyborców, którzy dali jej zwycięstwo w 2007 roku. Liderzy PO zdają sobie sprawę, że po prawej stronie zagospodarowanej przez PiS wyłuskanie nowych wyborców jest prawie niemożliwe. Ale wykorzystując słabość SLD Grzegorza Napieralskiego, mogą zyskać głosy po lewej stronie.
W Platformie - szczególnie na prawym skrzydle - już słychać obawy, że desant z SdPl będzie oznaczał dla konserwatywno-liberalnej partii skręt w lewo.
Jednak można mówić co najwyżej o małej korekcie kursu. Platforma, co lubią często podkreślać jej politycy, zawsze szła środkiem drogi. I tak pewnie pozostanie.
Dziś prawe skrzydło PO z wyrazistym Jarosławem Gowinem i sporą grupą konserwatywnych polityków jest bardzo mocne. Choć podzieleni osobistymi animozjami (Gowin wojuje w Krakowie z szefem małopolskiej PO Ireneuszem Rasiem, członkiem tzw. spółdzielni Grabarczyka), w kwestiach takich jak in vitro czy związki partnerskie konserwatyści stanowią wspólny front przeciwników liberalnych zmian.
Tymczasem lewe skrzydło jest wyjątkowo anemiczne. Po odejściu Janusza Palikota brakuje wyrazistego lidera, przez co Platforma przechyla się w prawo. Nie udało się w tej kadencji uchwalić in vitro (ani obiecanej refundacji zabiegów), w kwestii związków partnerskich o wiele bardziej słyszalny był głos Jarosława Gowina i Stefana Niesiołowskiego, którzy od razu ogłosili, że "to wprowadzanie małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez gejów", niż zwolenniczek ustawy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej czy Joanny Muchy.
W otoczeniu premiera słychać nawet obawę, że Platforma staje się bardziej konserwatywna od własnego elektoratu. Pokazał to zresztą sondaż "Gazety" w sprawie związków partnerskich, w którym dwie trzecie wyborców PO opowiedziało się za ich wprowadzeniem, choć w samej Platformie o związki partnerskie toczą się spory.
Politycy z SdPl, którzy po wyborach mają wstąpić do klubu PO, z pewnością będą istotnym wsparciem lewego skrzydła. Przy ich udziale Tuskowi i Schetynie, którzy są za związkami partnerskimi czy liberalną wersją ustawy o in vitro, będzie łatwiej przeforsować te projekty.
Wzmocnieniem również lewej flanki byłaby Joanna Kluzik-Rostkowska, którą liderzy PO namawiają, by przeszła do Platformy z PJN. Kluzik-Rostkowska, choć wcześniej była w PiS, w sprawie in vitro, związków partnerskich czy w kwestiach gospodarczych ma liberalno-lewicowe przekonania. Jak słychać w dobrze poinformowanych źródłach, ma ona wystąpić w Gdańsku na sobotniej konwencji PO, a po wyborach mogłaby zostać pełnomocnikiem ds. równego traktowania w nowym rządzie.
Platforma z silniejszym lewym skrzydłem przesunie się bardziej do centrum. Zauważył to wczoraj wczoraj w Radiu TOK FM Marek Borowski, który ocenił, że Tusk chce budować szeroką centrową formację z silnym prawym i lewym skrzydłem, coś na kształt Partii Demokratycznej w USA.
Renata Grochal