Prasa - szczegóły

2012-01-24

Radni Platformy Obywatelskiej nieźle zamieszali w temacie szkół przeznaczonych do likwidacji. Chcąc gasić ogień w tych, które mają zostać zamknięte, wzniecili całkiem nowe pożary.

"Jestem za, a nawet przeciw" - powiedzenie byłego polskiego prezydenta Lecha Wałęsy jak ulał pasuje do postawy, jaką radni z Krakowa prezentują w temacie zamykania szkół. Złożona z nich Nadzwyczajna Komisja ds. Reformy Finansów Miasta Krakowa przyjęła dokument mówiący, że szkoły zamykać trzeba. Bo niż demograficzny, bo dziura w budżecie, bo zwykła uczciwość w stosunku do podatników nakazuje zrobić porządek w działce, która pożera ponad 40 procent budżetu miasta. Ale to tylko teoria.

W praktyce podczas ostatniej sesji większość radnych opowiedziała się przeciw zamykaniu szkół. Przytaczali przy tym argumenty, które od dziesięciu lat wyciągają jak królika z kapelusza ilekroć jest mowa o likwidacjach placówek oświatowych: za późno dostali projekty uchwał likwidacyjnych, by je spokojnie przeanalizować, a zawarte w nich dane zawierają błędy. Mówili też o płaczu i niepokojach społecznych, zauważając, że pieniądze, które likwidacje przyniosą miastu (na początek 26 mln zł), nie są warte nauczycielskich łez.

Po sesji - o czym napisaliśmy wczoraj - samorządowcy z Platformy pomaszerowali do zagrożonych zamknięciem szkół (każdy w swojej dzielnicy), by szukać dla nich ratunku. I dopiero się zaczęło. Rodzice i nauczyciele z podstawówki nr 123, która dotychczas nie była w ogóle brana pod uwagę przez miasto w planach reorganizacji sieci szkół, zaalarmowali nas wczoraj z samego rana: "Radni chcą nas likwidować. Potrzebujemy pomocy". Dla porządku: nie likwidować, a połączyć w Zespół Szkół wraz z Gimnazjum nr 31.

Gimnazjum to jest na czarnej liście szkół przeznaczonych do zamknięcia. Na pomysł, by go ocalić poprzez połączenie z podstawówką, wpadła radna z tamtego okręgu Grażyna Fijałkowska. Zamknięcie szkoły miało przynieść miastu rocznie ponad 600 tys. zł. Połączenie pozwoli oszczędzić na dyrektorskim etacie, nie wiadomo, co stanie się ze zwolnionym przez szkołę budynkiem. I nic to, że zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Edukacji podstawówek i gimnazjów nie powinno się łączyć. W Krakowie odbyło się już spotkanie w tej sprawie i wygląda na to, że odpowiedzialna za edukację wiceprezydent Anna Okońska-Walkowicz pomysł łyknęła, bo o planach łączenia poinformowała już wszystkich zainteresowanych.

- Radni, broniąc gimnazjum przed likwidacją, chcą zrobić z nas zespół ratunkowy dla niego - komentuje nie bez goryczy Marta Chrupczyńska, dyrektorka podstawówki.

Ale to nie koniec ratowania jednych szkół przez radnych poprzez wciąganie w opresję innych. "Zespołem ratunkowym" dla Gimnazjum nr 14 na Azorach, które figuruje na czarnej liście, ma stać się tamtejsze XIV LO. Radni PO mają pomysł, by liceum, które również dotychczas w ogóle nie było brane pod uwagę przy reorganizacjach, przenieść do budynku gimnazjum. W LO jeszcze nikt nie został o nim oficjalnie poinformowany, ale niepokój jest.

Protesty i niepokoje społeczne pojawią się zawsze ilekroć miasto będzie się zabierało za reorganizację sieci szkół w Krakowie. Skoro radni od 10 lat nie potrafią podjąć stanowczych kroków w tej sprawie i wciąż zasłaniają się argumentem, że została ona źle przygotowana, powinni wreszcie jasno powiedzieć, jakich dokumentów w tej sprawie oczekują od miasta, a wydział edukacji winien solidnie im te dokumenty przygotować.

Jednak bez względu na to, z jak wielką starannością szkoły zostaną wytypowane do zamknięcia, zawsze pojawią się łzy. Można pomyśleć, jak je obetrzeć, przygotowując dla zwalnianych nauczycieli programy wsparcia (np. szkolenia ze zmiany kwalifikacji zawodowych). Nie można jednak w imię społecznego poklasku trzymać tych nauczycieli w na poły pustych szkołach. Szkoły bowiem powinny być traktowane jak miejsce edukacji uczniów, a nie miejsce pracy nauczycieli. A skoro tych pierwszych jest mniej, tych drugich też powinno zacząć ubywać.

Olga Szpunar