2011-05-19
Platforma Obywatelska dopina listy kandydatów przed jesiennymi wyborami do parlamentu. Choć układają je władze regionów, wszystkie jednak trafiają do zarządu krajowego partii. To on ma je ostatecznie przejrzeć i rekomendować ich zatwierdzenie radzie krajowej PO. Ta ma zadecydować o ich przyjęciu 11 czerwca. - Każda lista będzie sprawdzana pod kątem efektywności, tak żeby zmaksymalizować wynik Platformy w najbliższych wyborach - mówi rzecznik rządu Paweł Graś. To komunikat zarówno do opinii publicznej, jak i lokalnych władz Platformy i tych jej polityków, którzy nie są zadowoleni z obecnego kształtu list.
Mimo że na razie teoretycznie nic nie jest przesądzone, w Platformie aż kipi od emocji wywołanych układaniem list. Wyraźna jest też rywalizacja między frakcją Grzegorza Schetyny a "spółdzielnią" Cezarego Grabarczyka. O rozkładzie głosów na listach zdaje się decydować na razie głównie przynależność do jednej z nich.
- W Lubelskim mamy do czynienia raczej z żartem. Myślę, że tak to właśnie potraktuje zarząd krajowy - mówił o liście ułożonej przez lubelską Platformę Jarosław Gowin, poseł tej partii. - Pierwsze miejsce w Lublinie zaproponowano nieznanej posłance - oburza się poseł. Rzeczywiście, wyborcza jedynka ominęła Joannę Muchę - kandydującą właśnie z Lublina jedną z najbardziej rozpoznawalnych pań w Platformie.
Lokalne władze partii zadecydowały, że przyznane jej zostanie czwarte miejsce. Oburzyło to też Rafała Grupińskiego, kojarzonego z frakcją Grzegorza Schetyny. - Pani poseł Magdalena Gąsior-Marek to debiutantka. Jest młodą osobą i rodzi się pytanie: czy już powinna być liderką listy w jednym z najważniejszych ośrodków miejskich w Polsce - zastanawiał się Grupiński na antenie Polskiego Radia. Ironizował, że ma nadzieję, iż to nie jest nagroda za wręczenie kwiatów Cezaremu Grabarczykowi, ministrowi infrastruktury i zarazem szefowi wrogiej schetynowcom frakcji Platformy, po głosowaniu w sprawie wotum nieufności dla niego sprowokowanym zimowym chaosem na kolei.
Spore kontrowersje w PO budzi też podział miejsc na listach w Małopolsce. Jarosław Gowin znalazł się dopiero na trzecim miejscu. Własnej pozycji nie broni jednak tak jak miejsca Joanny Muchy. - To trzecie miejsce jest miejscem wysokim- mówił Gowin. - Jedynym niepotrzebnym zgrzytem jest usunięcie z listy posła Gibały. Myślę jednak, że się odwoła do zarządu krajowego i przypuszczam, że ten przywróci go na listę - komentował decyzje małopolskiej PO Gowin.
Element rozluźnienia we wczorajszych frakcyjnych przepychankach wprowadził natomiast Robert Węgrzyn z PO. On także nie był zadowolony z kształtu wyborczych list, bo sam się na nich nie znalazł. Oczywiście w wyniku tego, że został wykluczony z Platformy - po pamiętnej wypowiedzi przed telewizyjnymi kamerami na temat lesbijek. "Z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami, to chętnie bym popatrzył" - "zażartował" wtedy Węgrzyn.
- Jeśli zostałem wyrzucony z listy wyborczej PO za powtórzony nie swój żart, to nie jest to przewinienie, z powodu którego miałbym być wyrzucony i z partii, i z listy - żalił się wczoraj Węgrzyn w TVN 24.
I nie szczędził ostrych słów kolegom z partyjnego regionu. - Dlaczego szef mojego regionu (opolskiego, Leszek Korzeniowski - red.), który nazywa mnie kretynem i przy okazji klnie jak szewc, ma pierwsze miejsce na liście - pytał retorycznie Węgrzyn. - Nie róbcie ze mnie homofoba - apelował, dodając, że "naraził się bardzo wpływowemu środowisku".
Wiktor Porembski