Prasa - szczegóły

2012-02-27

Spór o odwołanie wicemarszałka Witolda Latuska ujawnił ukryte na czas wyborów spory wewnątrz małopolskiej PO. Partyjne frakcje skupiają się na utrzymaniu stanowisk, a rządzącą w województwie i Krakowie Platformą nikt nie steruje.

Konflikt w małopolskich i krakowskich strukturach PO pęczniał od kilku miesięcy - od końca parlamentarnej kampanii wyborczej z 2011 r. W strukturach krakowskich zawrzało parę tygodni temu - szef PO w mieście poseł Łukasz Gibała był zmuszony zwołać wcześniejszy zjazd partii, który będzie obradował nad wyborem nowego kierownictwa.

Punktem kulminacyjnym była jednak decyzja Donalda Tuska. Ponad dwa tygodnie temu premier spotkał się z parlamentarzystami z Małopolski i z marszałkiem województwa Markiem Sową. Zalecił, by byłego wojewodę Stanisława Kracika mianować wicemarszałkiem. Jednak by to przeprowadzić, trzeba odwołać innego wicemarszałka - Witolda Latuska. Tusk stawia na Kracika, bo ten nie jest dla niego anonimową postacią, oraz wydaje się, że znajduje się poza dwoma głównymi frakcjami PO: schetynowcami i tzw. spółdzielnią Cezarego Grabarczyka.

Mijają tygodnie, a Latusek wicemarszałkiem jest nadal i wzmacnia koalicję przeciw swojemu odwołaniu. Na niedawnym spotkaniu klubu radnych PO w sejmiku z 14 osób tylko osiem było skłonnych go odwołać. Oznacza to, że na odwołanie Latuska na sesji sejmiku nie ma szans. Wicemarszałek nie szuka wsparcia sam. Jest człowiekiem rządzącego w Małopolsce strukturami PO Ireneusza Rasia, członka tzw. spółdzielni Grabarczyka.

W skali kraju opór przed odwołaniem Latuska postrzegany jest jako bunt wobec działań premiera, który marginalizuje ludzi Grabarczyka i Schetyny. Jednak ewentualny rokosz jest tylko hipotetyczny. Faktem są natomiast kłopoty PO w samej Małopolsce. Znów skłócona partia nie ma tak naprawdę powszechnie uznawanego lidera ani w województwie, ani w Krakowie. To przekłada się na jakość sprawowania władzy przez Platformę. O tym, kto rządzi w Małopolsce, wiadomo, ale kto rządzi w PO i czym się kieruje, nie wiedzą w samej partii.

Głównym zajęciem przedstawicieli krakowskiej i małopolskiej PO jest teraz szukanie kandydata na prezydenta Krakowa i trzymanie stanowisk. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że chętny do tej funkcji z PO - Ireneusz Raś - musi uważać na to, jak rozwiąże sprawę Latuska. Jeśli przegra z ludźmi premiera, może stracić poparcie i szanse na prezydenturę. A przegrana jest na wyciągnięcie ręki, bo premier zagroził wprowadzeniem komisarza we władzach PO w Małopolsce i w Krakowie, jeśli sprawa Latuska nie zostanie rozwiązana sprawnie.

Żeby przejąć funkcje Rasia oraz Gibały, czają się inni działacze z Małopolski. Giełda kandydatów do kierowania PO w Krakowie czy potencjalnych kandydatów na prezydenta liczy w tej chwili ponad 10 nazwisk. - Połowa to całkowicie nierealne pomysły, ale to dobrze pokazuje, czym się teraz zajmujemy. Liderzy nie pilnują ludzi i potem radni miasta bez konsultacji rzucają bzdurnymi pomysłami; nie lepiej jest w sejmiku. Wychodzimy na baranów - komentuje jeden z najważniejszych ludzi PO w Małopolsce.

Jeden ze stronników ministra Jarosława Gowina przekonuje, że opór przed odwołaniem Latuska to w rzeczywistości próba obronienia stołków. - Ludzie boją się, że za wymianą Latuska pójdą inne zmiany. Po drugich z rzędu wygranych wyborach wydawało im się, że mogą się teraz dzielić posadami, a Tusk słusznie zakłada, że doprowadzi to do zguby partii - ocenia.

- Jeśli ta awantura potrwa dłużej, Tusk przyśle komisarza na miejsce Rasia, a jeśli w marcu nie będziemy się mogli dogadać w sprawie obsady szefa w Krakowie, to pewnie będziemy mieć komisarza i w Krakowie. Tak źle w PO u nas jeszcze nie było - ocenia ważny działacz PO, jeden z założycieli partii w Małopolsce. - Jeśli za miesiąc Kracik będzie wicemarszałkiem, a w Krakowie będzie rządził Klich, to uznam, że poszło w dobrą stronę. Jeśli awantura się przeciągnie, chyba wycofam się z PO - dodaje.

Bartosz Piłat