2011-12-16
- W styczniu PO złoży w Sejmie projekt ustawy dotyczącej zapłodnienia in vitro - zapowiada jego autorka Małgorzata Kidawa-Błońska. Dopiero po jego uchwaleniu zacznie się dyskusja nad refundacją zabiegów.
Według wiceszefowej klubu PO po Nowym Roku Sejm wróci do prac nad in vitro. W zeszłej kadencji było sześć projektów o sztucznym zapłodnieniu. Ale posłowie nie uchwalili ustawy, bo rozbieżności między klubami były zbyt duże. Platforma złożyła dwa projekty - konserwatywny Jarosława Gowina i liberalny Kidawy-Błońskiej. Pierwszy zakazywał wytwarzania i mrożenia zarodków "zapasowych", drugi zezwalał na mrożenie, ale wykluczał użycie metody in vitro dla uniknięcia choroby genetycznej dziecka. PO zrezygnowała z forsowania ustawy w obawie, że Gowin dogada się z PiS oraz częścią PSL i zablokuje liberalny projekt. A w efekcie zostanie uchwalona konserwatywna ustawa, która utrudniłaby wykonywanie sztucznego zapłodnienia w Polsce. Atmosferę podgrzały też groźby kościelnych hierarchów, że posłowie, którzy zagłosują za in vitro, zostaną obłożeni ekskomuniką.
Kidawa-Błońska zapowiada jednak, że w styczniu ponownie złoży w Sejmie swój projekt.
- Dyskusja nad projektem w podkomisji odbyła się w poprzedniej kadencji, a zatem prace będą przebiegały sprawnie - mówi "Gazecie". Jej zdaniem ustawę uda się uchwalić w pól roku. Potem można rozpocząć dyskusję nad refundacją zabiegów. Według szacunków resortu zdrowia koszt zabiegów to ok. 100 mln zł rocznie. Minister zdrowia Bartosz Arlukowicz, który popiera refundację in vitro, podkreśla, że warunkiem jest uregulowanie wykonywania zabiegów. Na razie nie wiadomo, czy konserwatyści z PO z Jarosławem Gowinem, który został ministrem sprawiedliwości, spróbują ponownie zablokować liberalny projekt ustawy i złożą własny. Z Gowinem nie udało nam się wczoraj skontaktować.
- Mam nadzieję, że mój projekt będzie jedynym, który zgłosi PO - mówi Kidawa-Blońska. Choć ten Sejm jest bardziej liberalny od poprzedniego, to glosy zwolenników i przeciwników in vitro mogą rozłożyć się pół na pół. Konserwatywna część Platformy, szacowana na ok. 60 posłów, razem z PiS i ziobrystami z Solidarnej Polski ma około 217 głosów. To tyle samo, ile PO razem z Ruchem Palikota i SLD.
Rozstrzygające mogą być zatem głosy PSL, którego politycy podkreślają, że in vitro jest sprawą sumienia, a w takich w PSL nie ma dyscypliny klubowej. Podobnie zresztą jest w pozostałych ugrupowaniach. Głosowanie nad powołaniem Wandy Nowickiej z Ruchu Palikota na wicemarszałka Sejmu pokazało jednak, że połowa klubu ludowców to konserwatyści. Uchwalenie in vitro nie będzie zatem łatwe.
W Sejmie są już dwa projekty w sprawie sztucznego zapłodnienia - autorstwa klubu SLD, a także Ruchu Palikota. Projekt SLD to ten sam, który w zeszłej kadencji złożył Marek Balicki. Natomiast projekt Ruchu Palikota to "projekt Balickiego" w wersji przygotowanej do drugiego czytania w Sejmie przez podkomisję, która pracowała nad in vitro. Projekt Ruchu Palikota przewiduje, że in vitro jest nie tylko do leczenia niepłodności, ale też dla uniknięcia wad genetycznych; nie tylko dla par - również dla osób samotnych; nie ma ograniczeń co do liczby zarodków "zapasowych" ani zakazu niszczenia zarodków "zapasowych"; nie wolno odpłatnie oferować usługi urodzenia komuś jego biologicznego dziecka.
Renata Grochal