2012-02-03
Urzędnicy i radni debatują o podwyżce biletów, kiedy dla krakowian najważniejsze jest tylko to, by schronić się przed mrozem w tramwaj u. To j est warte każdej ceny. Ale na wiosnę podniesie się sprzeciw - Piotr Rąpalski.
Urzędnicy przygotowali kolejny plan podwyżki biletów. Mimo że ostatnia była zaledwie pół roku temu. O 40 groszy wzrosnąć mają przejazdy jednorazowe lub 30-minutowe i godzinne. Władze chcą skubać turystów, zapewne szczególnie tych, którzy przyjadą na Euro 2012, bo jak twierdzą większość krakowian jeździ na biletach miesięcznych.
Radni oczywiście podnoszą raban. - Z szacunków wynika, że nawet 30-40 proc. mieszkańców może jeździć na biletach jednorazowych. Ta podwyżka wydaje się za duża - mówi Dominik Jaśkowiec, radny PO. Czyli zanosi się na to, że samorządowcy najpierw staną w obronie mieszkańców, obarczą winą prezydenta, że brakuje mu pieniędzy i szuka ich w naszyci 1 portfelach, a następnie dogadają się z nim i podniosą stawki o 20groszy.
Podobnie było przy wielu podwyżkach w minionym roku. A skoczyły też ceny za wodę i usuwanie ścieków, strefę parkowania, ustawianie reklam na ulicach, opłaty za posiadanie aut i podatek od nieruchomości. Scenariusz przy wszystkich był taki sam. Prezydent proponował wysokie podwyżki, radni je ciut ścinali, a prof. Jacek Majchrowski przyznawał później, że i tak się cieszy, bo przewidział ruch rady. Władza jest zadowolona tylko mieszkańcy w dobie kryzysu mają gorzej.
Na pocieszenie - nie wprowadzono 60 zł rocznego podatku od psów. Uff. Co za ulga. - Zajmiemy się tym w marcu - przestrzegają jednak radni.
Urzędnicy tłumaczą, że podwyżka biletów ma wyrównać inflację i wzrost cen paliwa. Wszystkim jednak wiadomo, że miastu może brakować nawet 60 mln zł dla MPK za wykonane przejazdy autobusów i tramwajów. Szuka pieniędzy na gwałt, aby komunikacja nie stanęła kiedy motorniczowie nic dostaną pensji. Z podwyżki uzyskają jednak zaledwie 10 mln zł (dziś wpływy z biletów to 220 mln zł). Skończyć się może więc tak, że mimo drenażu naszych sakiewek i tak obciętych zostanie parę linii. Urzędnicy oczywiście uspokajają...
- W wyniku przyjęciu zmian w taryfie zapewnione zostaną środki niezbędne dla ugruntowania stabilnych warunków funkcjonowania i rozwoju systemu komunikacji miejskiej - twierdzi Jacek Bartlewicz, rzecznik prasowy Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Radni Platformy Obywatelskiej na razie analizują propozycje ZIKiT. - Chcemy się zastanowić. Przedłużymy pracę nad projektem zmian do końca lutego. Do tego czasu przygotujemy nasze poprawki - mówi Jaśkowiec.
Tymczasem w debacie o biletach głos zabiera nowa siła. Radni dzielnicy Prądnik Czerwony. Mimo, iż przez część radnych miejskich zostali zrugani, że śmią mieszać się w sprawy ogólnokrakowskie. Na sesję rady przyszli z gotowym projektem uchwały.
Podobnie jak ZIKiT, chcą, aby bilet 60-minutowy kosztował 4 zł, ale równocześnie bilet 90-minutowy miałby potanieć z 5 zł 20 gr do 5 zł (ulgowy z 2,60 zł na 2,50 zł). Oba bilety mieliby sprzedawać kierowcy tramwajów i autobusów. Dziś mają tylko godzinne. - Pasażerowie kupią bilet za jedną, góra dwie monety i skończy się problem z groszówkami - mówi Rafał Miś, szef dzielnicy Prądnik Czerwony.
Radni z Prądnika Czerwonego proponują również, by bilety 60- i 90-minutowe były biletami tzw. podwójnego przeznaczenia. Dzięki temu osoby przesiadające się i jadące na dłuższych dystansach nie musiałyby się martwić, że zabraknie im minuty, aby dotrzeć do miejscu przeznaczenia. Dzięki takim biletom, jadąc w pierwszym pojeździe, bilet kasuje z jednej strony, u przesiadając się z drugiej.
Debata toczy się na razie tylko w kuluarach magistratu. Mieszkańcy na siarczystym mrozie na razie nie mają czasu psioczyć, bo spieszą się do tramwajów uciekając przed zabójczym zimnem. To jest warte każdej ceny, ale wiosna coraz bliżej.