2012-03-26
Zwykle comiesięczne sesje małopolskiego sejmiku kończą się przy pustoszejącej sali, dyskusja zamiera, wszyscy myślą już o powrocie do domu. Dzisiaj będzie inaczej. Na zakończenie długich obrad radni zajmą się wnioskiem o odwołanie członka Zarządu Województwa Małopolskiego Witolda Latuska.
Sprawa tylko z pozoru jest prosta. Wniosek o odwołanie członka zarządu złożył marszałek województwa Marek Sowa. To on decyduje o składzie personalnym zarządu i skoro nie wyobraża sobie współpracy z Witoldem Latuskiem, to może domagać się od radnych jego odwołania. Problem polega na tym, że nie wszyscy radni Platformy Obywatelskiej chcą poprzeć wniosek marszałka, a sam odwoływany nie zamierza tak łatwo się poddać. W ubiegłym tygodniu wotum zaufania wobec niego wyraziły dwie sejmikowe komisje i to głosami PO. Jakby tego było mało, to za Witoldem Latuskiem stoi szef PO w regionie poseł Ireneusz Raś, dla którego odwołanie jego człowieka będzie poważną porażką i osłabieniem pozycji w PO.
Czy można więc sobie wyobrazić, że marszałek Sowa przegra tę rozgrywkę? Tak, to jest możliwe. Część radnych Platformy nie zagłosuje za odwołaniem Witolda Latuska, a opozycja zrobi na złość marszałkowi i niespodziewanie będzie bronić niechcianego przez niego członka zarządu. Jednak ten scenariusz oznacza koniec kariery marszałka Sowy. Może nie natychmiastowy, ale marszałek, który nie może przekonać swojego zaplecza, to słaby marszałek, dla którego nie ma przyszłości.
Nietrudno się więc domyśleć, że Marek Sowa zrobi wszystko, by zebrać wymaganą liczbę głosów do przeforsowania swojego wniosku. Nawet stawiając ultimatum: albo ja, albo on, którego niespełnienie będzie oznaczać poważne kłopoty dla wszystkich (poza opozycją).
I tak niemałe kłopoty będzie mieć Platforma już po odwołaniu Witolda Latuska. Porozumienie co do jego następcy może okazać znacznie trudniejsze do uzyskania niż zebranie głosów na dzisiejszą końcówkę sesji. Część radnych PO nie akceptuje byłego wojewody Stanisława Kracika, inni nie godzą się na byłego posła Jacka Krupę. Być może i tym razem sprawdzi się przysłowie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, ale będzie to jeszcze większa próba sił niż dzisiejsze głosowanie.
Grzegorz Skowron