Prasa - szczegóły

2011-11-15

- Odjazdy tramwajów co sześć i dwanaście minut to sensowna propozycja - oceniają eksperci od komunikacji. Przyszłoroczna zmiana układu publicznego transportu wygląda jednak gorzej w dzielnicach, w których jest tylko komunikacja autobusowa.

Projekty zmian układu linii komunikacyjnych trafiły już do rad dzielnic. Wiadomo już, że po ich wprowadzeniu autobusy i tramwaje będą kursowały według jednego z dwóch schematów. Pierwszy zakłada, że linii tramwajowych w Krakowie będzie 17 (w tym osiem kursujących co sześć minut i dziewięć co dwanaście minut). W projekcie tego rozwiązania przewidziano także 63 linie autobusowe.

Drugi wariant zakłada 19 linii tramwajowych: w tym dziesięć jeżdżących co siedem, osiem minut oraz dziewięć linii kursujących co kwadrans. Tu przewidziano 73 linie autobusowe.

Co na to krakowianie? - Poruszam się głównie komunikacją miejską, ale po zapoznaniu się z założeniami obu wariantów reformy już zastanawiam się nad kupnem samochodu - narzeka czytelnik, który w tej sprawie zadzwonił wczoraj do "Gazety".

A takiej sytuacji miasto chciałoby uniknąć. Od kilku miesięcy nikt w magistracie nie ukrywa, że pasażerów czeka więcej przesiadek, a nowy układ komunikacji miejskiej ma być oparty na tramwajach. Autobusy mają natomiast uzupełniać linie tramwajowe, dowożąc pasażerów do pętli przesiadkowych.

Eksperci przyznają, że opracowanie nowej siatki połączeń to niełatwe zadanie. - Trzeba spiąć ze sobą kilka czynników. Znaczenie mają wielkość taboru, czas przejazdu i przepustowość węzłów komunikacyjnych. W Krakowie problem polega na tym, że większość linii tramwajowych musi przejechać przez pierwszą obwodnicę, a tu nie zmieści się już więcej pojazdów - wyjaśnia Jan Friedberg, ekspert komunikacyjny z firmy Ernst & Young. - Trzeba liczyć się z tym, że pasażerowie mogą zniechęcić się do systemu przesiadkowego i wybrać przejazd własnym samochodem. Takie ryzyko jest większe na obrzeżach miasta, zwłaszcza w pobliżu końcówek linii. Nie sądzę jednak, że tak się stanie, bo nie mamy w Krakowie zbyt wielu pętli, a więc tramwaje nie zostaną rozproszone po całym mieście i dzięki temu będą kursowały dość często.

Także krakowscy miłośnicy komunikacji miejskiej unikają bicia na alarm. Ich zdaniem w przyszłym roku transport publiczny może działać całkiem sprawnie, pod warunkiem że miasto wprowadzi pierwszy wariant reformy. - Tramwaj odjeżdżający co sześć lub co dziewięć minut to rozsądne rozwiązanie. Poszczególne linie bardzo sensownie się zazębiają i nawet jeśli komuś ucieknie tramwaj jednej linii, to będzie mógł pojechać inną. Nawet jeśli pojedzie z przesiadką - pociesza Rafał Terkalski, aktywista komunikacyjny. - W tej opcji linii jest mało, ale za to łatwo je z sobą skoordynować. Bardziej obawiałbym się jednak, że miasto najpierw wprowadzi takie rozwiązanie, a np. po roku, w ramach oszczędności, wytnie część linii i przywróci linie tramwajowe kursujące co dziesięć i 20 minut. Oczywiście, pozostaje pytanie, jak linie będą kursowały w weekendy i poza szczytem?

Tymczasem radnych dzielnicowych martwi oparcie miejskiej komunikacji na liniach tramwajowych. Pojazdy szynowe trzymają się swoich rozkładów i nie mają większych problemów z przejechaniem swojej trasy.

Problem leży jednak gdzie indziej. Co z. dzielnicami, w których nie jeżdżą tramwaje? Przecież ich mieszkańcy będą musieli najpierw dojechać autobusem do tramwaju, a potem być może przesiąść się dalej. Efekt może być taki, że dla wielu mieszkańców codzienna podróż do pracy będzie oznaczała nawet dwie, trzy przesiadki - mówi Dominik Jaśkowiec, radny z Prądnika Czerwonego. - Nowy układ komunikacji miejskiej miał zlikwidować komunikacyjne białe plamy na mapie Krakowa. Tymczasem nic podobnego się nie stanie. W dalszym ciągu wydostanie się z niektórych części miasta będzie bardzo poważnym problemem.

Urzędnicy Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu nie chcieli komentować proponowanych rozwiązań do czasu zakończenia konsultacji z mieszkańcami.

Mateusz Żurawik